Media społecznościowe - facebook, twitter, instagram - miały łączyć ludzi i ułatwiać utrzymywanie relacji, które bez nich umarłyby śmiercią naturalną. Jednakże każdy medal ma drugą stronę i nie zdajemy sobie nawet sprawy, jak bardzo te media społecznościowe niszczą nam życie.
Ostatnie półtorej roku, a można by rzec, że nawet dwa lata spędziłam poza mediami społecznościowymi. Porzuciłam moje konta, niektóre usunęłam, inne dezaktywowałam, inne pozostawiłam w próżni. I wiesz co? Czułam się z tym świetnie. Czułam się naprawdę wolna, z możliwością spojrzenia na pewne problemy z boku.
I nie mówię tutaj ani o tym, ile czasu uciekało przez palce podczas samego scrollowania tablicy. Mogłam dziesiąty raz oglądać te same treści i przewijać dalej w nadziei, że pojawi się coś nowego. Kiedy nie wiedziałam co ze sobą zrobić - otwierałam facebooka. Miałam chwilę wolnego - facebook. Ale gdyby media społecznościowe kradły nam tylko czas, nie byłoby o czym pisać.
piszemy zamiast rozmawiać
Wiele z moich znajomości i relacji ucierpiało przez ten czas, gdy odcięłam się od mediów społecznościowych. I o ile mówimy o relacjach typowo z internetu - jest to zrozumiałe, że nie mając możliwości kontaktu, kontakt umiera. Ale sporo ludzi z mojego otoczenia - ludzi, którzy mają mój numer telefonu - się nie odezwało ani razu. Tfu, odzywali się, a jakże, ale przez messengera.
Zostawiali wdzięczne wiadomości z propozycją kawy, zaproszeniami na grilla czy z pytaniami co u mnie. I tak sobie te wiadomości wisiały w próżni, pojawiały się nowe, coraz rzadziej, aż w końcu ktoś przestał w ogóle się odzywać. Bo po co, skoro i tak nie odpisuję?
Jednocześnie nikt z tych osób nie wziął telefonu do ręki (tego samego, na którym do mnie wypisywali) i nikt nie zadzwonił ani nie napisał SMS. Teraz, gdy wróciłam do życia społecznego, moje wiadomości z messengera ograniczają się do absolutnego minimum - minimum, jakim są gify. Nie lubię pisać, już nie, nie na messengerze. Nie mam kilku godzin na to, by opowiedzieć co się u mnie działo przez dwa lata - w pisaniu zajęłoby to kilka godzin wymiany zdań, a telefonicznie? Z dwadzieścia minut, jeśli się streścić?
w istotnych sprawach, tylko przez messenger
Media społecznościowe zastępują nam kontakt z drugim człowiekiem - piszemy, zamiast umówić się gdzieś na miasto albo zadzwonić i usłyszeć drugą osobę. Co więcej, jesteśmy do nich tak przyzwyczajeni - do messengera, do facebooka - że jest to dla nas najważniejsza droga komunikacji. W pilnych sprawach nie wyślemy SMSa (w najgorszym przypadku); wolimy napisać na messengerze.
Nie myślimy o tym, że ktoś ma wyłączony internet (to tak się da?!); nie myślimy o tym, że ktoś nie ma aplikacji na telefonie (to możliwe?!)'; nie myślimy też o tym, że ktoś po prostu przestał z tego komunikatora korzystać (to niemożliwe!). I pisząc te akapity, mam konkretne przypadki na myśli; przypadki ostatniego roku, kiedy to omijały mnie naprawdę istotne kwestie tylko dlatego, że ktoś wolał korzystać z mediów społecznościowych zamiast klasycznie, z komórki.
budowanie opinii
Media społecznościowe to najlepsze źródło na budowanie opinii o świecie i o sobie. Zapominamy jednak - niestety - że najlepsze źródło jest jednocześnie tym najgorszym. Dlaczego najgorsze? Ponieważ mogą z nich korzystać wszyscy; wszyscy mogą dzielić się opiniami; opiniami, które są niezwykle subiektywne. I ta subiektywność karmi albo czyjeś ego, albo czyjeś kompleksy.
Nie leczy - karmi.
Instagram pokazuje nam zdjęcia atrakcyjnych kobiet i mężczyzn, którzy korzystają z wszelakiego typu filtrów. Wiedzą, jak się ustawić by ukryć swoje niedoskonałości; niedoskonałości, z którymi żyje każdy człowiek. Ale my - szarzy ludzie - nie wiemy, że ci na górze, nasze gwiazdy, też mają paski na udach, zwisający brzuszek czy nieatrakcyjną twarz bez makijażu. Nasze fit przewodniczki z płaskim brzuchem też mają zwisające fałdki gdy usiądą, bo taka jest skóra; ale ty o tym nie wiesz, więc masz kompleksy. Też chcesz taka być; ale nie martw się, te wszystkie modelki i fit cudowności też chciałyby wyglądać w rzeczywistości tak, jak na tych zdjęciach.
Opinię o sobie budujemy porównując się do innych (niestety), a nie możemy mieć dobrej opinii, skoro inni budują swój obraz oparty na kłamstwie. Czy to na facebooku, czy to na instagramie. Bo czy można mieć o sobie dobre zdanie, kiedy rówieśnik jest atrakcyjniejszy, lepiej zarabia i bywa w miejscach, które ty widujesz tylko na zdjęciach?
I czy można zbudować zdrową opinię o sobie w świecie, gdzie ilość lajków decyduje o wartości? Ilość lajków pod komentarzem determinuje jego prawdziwość; ilość lajków pod zdjęciem determinuje atrakcyjność; ilość lajków danego fanpage decyduje o jego wartości. Nie sprawdzamy prawdziwości, nie wątpimy w to co widzimy, nie podważamy wartości nam ofiarowanej. Bierzemy tak jak jest.
I dlatego media społecznościowe nie pozwalają nam się cieszyć tym, co mamy. Bo nieważne co i jak, i tak mamy za mało.
terytorium wojenne - komentarze
Rozumiem i szanuję twój punkt widzenia, ale nie mogę się z nim zgodzić, gdyż...
Nie powiedział nikt nigdy w internetowej dyskusji. Prawda jest taka, że jeśli chcesz dobrze poznać temat, musisz poznać kilka perspektyw; i teoretycznie, najlepszym i najkrótszym sposobem jest przejście przez dział komentarzy. Myślisz sobie: ci, którzy się znają, wypowiadają się na ten temat, więc pewnie dowiem się czegoś więcej.
A później wychodzisz z sekcji komentarzy z wrażeniem, że ludzkość cofnęła się w rozwoju. Czytasz brednie traktowane jak prawdę objawioną - brednie, które mają olbrzymie poparcie w lajkach i odpowiedziach. I to oni maja przekonanie, że wygrali; nie przegadasz, bo tworzą kolejne argumenty i prawdy, a tobie po kilku godzinach brakuje już po prostu sił i chęci do walki z wiatrakami. Ty odpuszczasz; oni świętują.
Ale nawet jeśli obie strony wiedzą o czym dyskutują i mają argumenty na swoje wypowiedzi, i tak natrafisz na kwiatki pełne wulgaryzmów. Dowiesz się, kto z kim sypia, kto kogo rucha, albo wręcz przeciwnie, wcisną ci czyjąś ideologię lub cudze słowa (lub twoje, tylko przekształcone tak, byś nie miał racji) tylko po to, by cię ośmieszyć jako rozmówcę. Dlatego też, dla własnego zdrowia psychicznego, nie powinno się klikać czytaj komentarze.
popularność, czyli zwykły fejm
Kto z nas nie marzył o popularności będąc dzieckiem? O byciu sławnym aktorem, piosenkarzem lub modelem? Kto z nas nie przebierał się za swoją gwiazdę i nie tańczył w rytm ulubionej piosenki? Kto nie przebierał się za pirata i nie marzył o tym, że jest na pirackiej łajbie? Kto z nas nie urządzał amatorskich pokazów mody? Marzyliśmy o tym życiu, bo to było życie pełne sławy.
Sława to coś, czego ludzie pożądają. Bo sława daje pieniądze, daje władzę - jednym słowem daje to, o czym można marzyć. Marząc o sławie, w uproszczeniu marzymy o całej reszcie. I media społecznościowe dają nam namiastkę tej sławy. Dają nam namiastkę tego, że jesteśmy ważni i że nasze zdanie się liczy.
Kto nie lubi tego uczucia, gdy jego komentarz zdobywa sporo lajków? Kto nie lubi tego uczucia, gdy udostępniony artykuł wywołuje zamierzane reakcje?
Niestety, bardzo często swoje pięć minut sławy zdobywamy w sposób nie do końca moralny. Dla fejmu potrafimy napisać obraźliwy komentarz. Potrafimy kogoś zwyzywać, wyśmiać, zrównać z ziemią. Potrafimy skrzywdzić dla wyświetleń. Wszystko by trafić na mistrzów czy kwejka. Wszystko dla pięciu minut internetowej sławy; po których i tak będziemy szarym Kowalskim. Ale to nie przeszkadza poświęcać człowieczeństwa na rzecz popularności.
Nie wszyscy tacy jesteśmy i jednocześnie wszyscy tacy jesteśmy. Na mniejszą lub większą skalę, w mniej lub bardziej brutalny sposób.
I to właśnie odbierają nam media społecznościowe: odbierają nam kontakty i przyjaźnie; odbierają nam pewność siebie i zadowolenie z własnego życia; odbierają nam umiejętności prowadzenia dyskusji, przeradzając ją w długotrwałą i niezwykle krwawą wojnę. Media społecznościowe odbierają nam również człowieczeństwo; człowieczeństwo, które poświęcamy z uśmiechem na ustach dla chwili wątpliwej sławy.
Dlatego w tym miejscu warto zastanowić się nad tym, czy warto. Nader wszystko warto zastanowić się, czy jest nam to potrzebne do szczęścia? Bo mi nie było. Bez mediów społecznościowych - bez wrzucania zdjęć na instagrama, bez facebookowych dyskusji i lajków, bez złośliwości na twitterze - żyje mi się lepiej, dużo lepiej. Jestem zadowolona ze swojego życia, bo mam wystarczająco dużo wolnego czasu, by o nim decydować. A ty?