Jestem Graczem, i jestem też kobietą. Teoretycznie, powinnam czuć więź łączącą mnie z innymi kobietami, które grają w gry. Ale, niestety, nie jest tak, bo nie cierpię kobiet, które utożsamiają się jako kobiety-gracze.
Społeczności gier wszelakiego typu są różnorodne. Łączą ludzi o różnym wieku, różnego pochodzenia o różnych światopoglądach. Pozwalają nam znaleźć środowisko, w którym czujemy się dobrze, niezależnie kim jesteśmy. Dlatego właśnie, w środowiskach gier ukrywałam fakt, że jestem kobietą.
Hola, hola, feministka która wstydzi się, że jest kobietą?
Nie wstydzę się tego, że jestem kobietą. Dlaczego więc przemilczam ten istotny fakt? Ponieważ chcę być oceniania przez moje umiejętności, wiedzę i sposób gry, a nie przez to, że jestem kobietą. A przekonałam się, że nawet w środowiskach gier kobiety są traktowane jako gracze drugiej kategorii: te, które sobie nie poradzą. I nie można się dziwić, że są tak traktowane, bo większość kobiet, które jawnie pokazywały swoją płeć, jednocześnie miało kilka wspólnych mianowników, za które nie potrafiłam znieść ich towarzystwa. I to właśnie one wyrobiły nam taką a nie inną opinię. Nie dlatego, że jest ich więcej, a dlatego, że są bardziej zauważalne.
Atencjuszki
Nie cierpię tego określenia, ale oddaje doskonale kobiety, które grają bo oczekują uwagi i uwielbienia. A gdzie łatwiej dostać uwagę i uwielbienie jak nie w środowisku graczy? Bo większość graczy zna kobiety od strony, w której narzekają na to, że znów grają; mają pretensje o to, że kupili nowy tytuł; nie potrafią zrozumieć potrzeby grania i oczekują spędzania czasu na czymś pożytecznym.
Dlatego kobieta w grze zdobędzie sporo uwagi. Dlatego nie potrafię patrzeć na streamerki z głębokimi dekoltami, kolorowymi włosami i sweetaśnymi pokojami w stylu japońskim. Bo gdy patrzę na większość transmisji, widzę totalnie nieudolnych graczy, którzy swoją widownię zbierają nie po to by podzielić się doświadczeniami z gry, ale by poświecić biustem i zdobyć uwielbienie. Nim ktoś mi powie, że nie mam racji - streamerki na większym ekranie mają grę czy siebie?
Ofiary losu
Czyli atencjuszki, które nie mają wystarczającej odwagi by pokazać swoją twarz na kanale i znieść ewentualnego hejtu na ich sposób gry. Dlatego ich ofiarami padają mniejsze społeczności, w których odgrywają rolę księżniczki w opałach. Nie potrafią grać bez pomocy innych osób - nawet w najprostszych zadaniach potrzebują wsparcia.
Osobiście, w środowisku gier w ostatnim czasie poznałam dwie takie dziewczyny - dziewczyny, które od razu podkreśliły, że nie są najlepsze. Oczywiście, moi znajomi - szlachetni rycerze - szybko rzucili się im na ratunek; to pomogli zdobyć to, pokonać tamtego albo przejść się z nimi tam. Chłopaki stanęli na wysokości zadania i doradzali, odpowiadali, edukowali. I równie szybko ci rycerze wrócili, że tak to ujmę, do mojego towarzystwa, bo męczyli się bezustannym zawracaniem głowy. I to w kwestiach, które zostały już wyjaśnione.
Czy to znaczy, że wszystkie kobiety w środowisku graczy to atencjuszki wymagające bezustannej opieki? Absolutnie nie. Część spotkanych przeze mnie kobiet wywalczyło swoje miejsce w społeczności; wywalczyło, najpierw budując swoją markę, a następnie ujawniając fakt o płci. A w internecie łatwo jest ukryć swoją płeć - przynajmniej do czasu, gdy dalsze rozwijanie relacji wymaga założenia komunikatora głosowego.
Wówczas pada bardzo zdziwione: czekaj, to ty jesteś dziewczyną?!
I to jest najlepsze w życiu gracza-kobiety. To zdziwienie, że ten ziomek, który im pomagał, doradzał i wykazywał się umiejętnościami, jest tak naprawdę tą ziomeczką.
To moje subiektywne odczucie, jeśli chodzi o środowiska gier.
Możliwe, że jestem odosobnionym przypadkiem i tylko mnie takie kwestie irytują.