#185 Czarny protest? Sorry, to nie moja sprawa.
Nadchodzi przyszłość, i widzę dwa obrazy. Pierwszy - kobiety, które chodzą na groby swoich dzieci i kładą na smutnych, marmurowych pomnikach kolorowe kwiaty. Drugi - osierocone dzieci idą w towarzystwie przygnębionych ojców, na grób matki i młodszego rodzeństwa, które zabrało ich oboje na drugą stronę. Obie wizje są przerysowane, i co gorsza, obie są prawdopodobne.
Czym jest czarny protest? Pospolitym ruszeniem wkurwionych kobiet; kobiet walczących o wolność - wolność słowa, wolność wyboru. To głośny sprzeciw kobiet, które muszą walczyć o podstawowe prawo: prawo do życia. Tu nie chodzi o dostęp do aborcji jako alternatywy zabezpieczenia; tu chodzi o prawo decydowania o swoim życiu lub zdrowiu. I nie mam zamiaru na tym poziomie wchodzić w polemikę: dziecko też zasługuje na to, by żyć; bo ten artykuł nie jest ani dla obrońców życia, jak i kobiet wkurwionych. Jest dla tych, którzy są święcie przekonani, że to nie ich sprawa.
Otóż: jest.
Załóżmy, że wpadłeś tutaj, bo to nie jest twoja sprawa.
Większe prawdopodobieństwo, że jesteś tutaj, bo albo bierzesz udział w czarnym proteście i oburzył cię tytuł, albo jesteś przeciwny i liczyłeś na artykuł popierający poglądy pro-life. Ten tekst może być dla pierwszej opcji, ale dla drugiej z pewnością nie. No ale, załóżmy jeszcze raz, że to nie jest twoja sprawa.
Jeśli uważasz, że to nie twoja sprawa, jest kilka opcji:
Możesz być nastolatkiem, Możesz też wychodzić z założenia, że to problem dziewczyn: sam nie masz żadnej, choćbyś bardzo chciał, i stwierdzasz, że głupim babom się należy za friendzonowanie. Koloryzuję, mam tego pełną świadomość, ale - chłopaku - któregoś dnia będziesz mieć dziewczynę, i co zrobisz, kiedy okaże się, że jest w ciąży z kimś, kto ją zgwałcił? Uciągniesz to psychicznie? Wątpię, bo mało kto byłby wstanie; nie mówię ani o dziewczynie, która jest tematem naszego monologu.
Oczywiście, możesz być i czterdziestolatkiem bez dziewczyny.
Możesz być nastolatką, przekonaną, że dorosłość jest za magicznymi drzwiami, i nie uderzy w ciebie odpowiedzialnością wcześniej, jak przed magiczną osiemnastką. Niestety, życie jest brutalne, i nikt nie czeka na wiek: możesz się zarazić paskudnym choróbskiem wcześniej, możesz zajść w ciążę wcześniej, możesz zostać zgwałcona lub wykorzystana wcześniej niż przed osiemnastym rokiem życia. Bo - uwaga - gwałciciel nie pyta: „przepraszam, czy skończyła już pani osiemnaście lat?”.
Możesz nie chcieć mieć dzieci, więc nie widzisz problemu w „płodach zagrażających życiu”. Zabezpieczasz się ze swoją lubą, i tyle. Niestety, czasami dzieje się tak, że dziecko-cud pojawia się w twoim życiu. Bezpłodność, prezerwatywa, pigułki? Mówię, dziecko-cud. Godzisz się z myślą o tym, że będzie was troje, a nie dwoje. Nagle to dziecko cud okazuje się śmiertelnym zagrożeniem dla kobiety, której jesteś w stanie oddać wszystko. I w ten sposób na horyzoncie pojawia się widmo, że nie dwoje, nie troje, ale ty sam, bo twoja luba umrze, zmuszona do donoszenia dziecka. Aborcja nielegalna, prawda? Życie dziecka ponad zdrowiem i życiem matki, prawda?
Antykoncepcja - jak życie pokazuje - potrafi nawalić w najmniej odpowiednim momencie. I co, załóżmy, kiedy kogoś nie stać na dziecko? Większość rodzin żyje na granicy ubóstwa, choć się o tym nie mówi, a jakby nie patrzeć, dziecko to nie mały koszt. Wówczas kobiety i tak będą dokonywać aborcji, ale za granicą; albo zwiększy się odsetek dzieci porzucanych na śmietnikach. Jakkolwiek, antykoncepcja zawaliła, i zawali jeszcze nie raz.
Możesz mieć już szczęśliwą rodzinę, żonę, córkę, syna, ale to nie koniec twoich problemów. Dowiadujesz się, że twoja żona jest w ciąży. Cieszycie się; kolejny członek rodziny, kolejna radość. Niestety, lekarz podczas badania krzywi się, robi dziwne miny. I dowiadujecie się, że dziewięć miesięcy starania, walki z hormonami, tyciem, jedzeniem, dbaniem o siebie, odpoczywaniem, i prawdopodobnie z ryzykiem zwolnienia z pracy tylko po to, by to maleństwo noszone pod sercem, umarło kilka godzin lub kilka dni po porodzie.
Możesz być już sędziwy wiekiem, mieć odchowane dzieci i wspaniałą żonę obok siebie, i któregoś dnia zadzwoni do ciebie zapłakana córka. Napadli ją, gdy wracała z pracy po godzinach; kilka tygodni później dowiadujesz się, że jest w ciąży. I musisz patrzeć, jak jej pierwsze doświadczenia związane z dzieckiem polegają na uświadamianiu sobie, że gwałciciel jest ojcem; że przez dziewięć miesięcy będzie nosić pod sercem dziecko człowieka, który je zgwałcił. Czy jesteś w stanie wczuć się w tę rolę?
Aktualnie, można dokonywać aborcji w kilku poszczególnych przypadkach: kiedy dziecko powstało w wyniku gwałtu, kiedy dziecko zagraża życiu lub zdrowiu matki oraz kiedy dziecko nie ma szans na przeżycie poza łonem matki. Na ten moment gwarantuje to ustawa z 1997 roku, która była - może niedoskonałym, ale jednak - kompromisem między zwolennikami obrony praw i życia kobiet, a obrońcami życia poczętego.
Niestety, w tym roku postanowiono naruszyć ten kompromis, w wyniku czego zdenerwowane wkurwione kobiety wyszły na ulicę. I zaraz obok nich stoją obrońcy życia, wymachujący transparentami ze zdjęciami abortowanych płodów. Walka o prawa, walka o człowieczeństwo, walka o wiarę. W tym roku, choć może o tym nie wiesz, rozpętała się naprawdę ważna bitwa o losy nas, Polaków. Moją przyszłość, twoją, mojej siostry, twojej siostry; przyszłych generacji bądź też świeżych trupów na cmentarzu.
I nie piszę tego wszystkiego by wmówić Ci swoje poglądy (które zawarłam
tutaj), choć nie ukrywam, nie byłam w stanie tego wszystkiego napisać, nie przedstawiając swojego stanowiska. Piszę to wszystko by uświadomić ci, że nie ma czegoś takiego jak: „to nie moja sprawa”, „mnie to nie dotyczy”. To twoja sprawa, jeśli nie dzisiaj, to za rok; jeśli nie dotyka cię ten problem teraz, za pół roku będziesz sobie pluć w brodę, że nie stanąłeś po żadnej ze stron.
Być może - za rok aborcja będzie całkowicie legalna, a ty będziesz żałować, że nie poszedłeś z innymi, że nie zagłosowałeś, że nie oddałeś swojego podpisu. I będziesz psioczyć, na „matki morderczynie”; na sąsiadkę spod trójki, która przeszła już trzy aborcje i chętnie o tym opowiada na ławeczce pod blokiem.
Albo może być tak, że za rok aborcja będzie całkowicie nielegalna, a ty będziesz odprowadzać swoją kilkuletnią wnuczkę z wiązanką kolorowych kwiatów na dwa groby: mamusi i braciszka, próbując wytłumaczyć, dlaczego mama pojechała do szpitala i z niego nie wróciła ani ona, ani braciszek. Domy Dziecka - być może - będą przepełnione, a sieroty licznie będą szły na cmentarze z kolorowymi kwiatami w rękach.
Przyszłość i tak nadejdzie,
z twoim lub bez twojego udziału,
głosu czy pozwolenia.
Póki co, jest dzisiaj, i nadal masz wpływ na podjęcie decyzji; brak decyzji też jest decyzją, ale wierz mi na słowo, nie najlepszą. A co najważniejsze, w moim skromnym przekonaniu, jeśli stoisz z boku - czy to podczas wyborów, czy takich przedsięwzięć - jesteś ostatnią osobą, która może narzekać na „aktualny stan rzeczy”. Bo za rok rzeczywistość będzie, i jeśli nie podjąłeś żadnego działania, nie będzie taka, jakbyś chciał.
Dlatego, nie pieprz, że to nie twoja sprawa. To jest twoja sprawa - jeśli nie teraz, to za rok; jeśli nie za rok, to prędzej czy później.
Krótkowzroczność - jak pokazuje życie - to nie tylko wada wzroku, ale i wada umysłowa, albo wada serca, zależy jak na problem spojrzeć.