#193 Porozmawiajmy jak dorośli: o seksie. Kiedy go uprawiać, z kim go uprawiać i jak go uprawiać.

Istnieją pytania, na które nie ma jednoznacznej odpowiedzi; co więcej, istnieją pytania, które wywołują rumieniec zgorszenia na twarzy. Z pewnością pojawią się gniewne wypowiedzi: „jesteś za młoda by się tym interesować”, albo „o takich rzeczach się nie rozmawia”.
dlaczego tak bardzo chcemy seksu?
Seks stał się bożkiem naszych czasów. Szesnastolatek, który „nie umoczył”, jest raczej ofiarą swojego otoczenia; tak samo dziewczyna, która jest dziewicą. Nie wiem na ile jest prawdą, że dziewictwo jest przekleństwem i nastolatki rozdziewiczają się same, byleby nie narobić sobie „obciachu”. Dlatego powiem to tutaj: dziewczyno, dziewictwo to nie jest obciach; a raczej pokazuje ono siłę twojego charakteru, twoją silną wolę, twój odpowiedzialny stosunek do życia. Dlaczego? Ponieważ nie ulegasz presji! (I w tym miejscu pragnę najmocniej przeprosić, że pomijam męską część czytelniczą.)
Niemniej, współcześnie człowiek bez seksu żyć nie może, i o nim mówi się już wśród najmłodszych; kiedyś najmłodszymi byli licealiści, a dzisiaj to już gimnazjaliści są normą (choć nie wiem, czy to już nie podstawówka?). Trochę jak w tym dowcipie:
Przychodzi chłopaczek do przedszkola, pierwszy rok. Bawi się grzecznie z innymi dziećmi, ale w końcu nabiera odwagi i pyta kolegi obok:Prawda jest taka, że nie interesuje mnie ile masz lat; jeśli przyszedłeś tutaj, jesteś zainteresowany/a tematem seksu: tematem kontrowersyjnym, gorącym i nęcącym. Może przyszedłeś dla beki, może nie dowiesz się niczego nowego, a to co napiszę będą wielokrotnie wałkowane „tekściki”. Może. A może nie? Nawet jeśli, to nic nie szkodzi: o tych rzeczach należy mówić dużo i głośno, by właściwe słowa trafiły do odpowiednich osób.
- A dziewice to tu macie?
Kolega zaczyna się śmiać.
- Na dziewice, to do żłobka.
Dlaczego chcemy seksu? Pominę na chwilę „molestowanie” nas seksualnością, a powiem to, na co wiele osób się oburzy. Jesteśmy zwierzętami, a zwierzęta mają naturalny pociąg do rozmnażania się. Jednocześnie, my nie chcemy się rozmnażać - bo nie chcemy zobowiązań w postaci drącego nadbagażu (wiem, że mówię brzydko o dzieciach). Nawet jeśli świadomie nie chcemy dzieci, to podświadomie chcemy uprawiać seks; czyli nasza podświadomość wpływa na to, co chcemy. Podam niesamowicie głupi przykład, ale doskonale obrazujący to, co mam na myśli.
Świadomie samobójca chce się zabić, ale nieświadomie jego ciało dąży do życia; więc kiedy wskakuje do wody by utonąć, w pewnym momencie wygra podświadomość, która zacznie walczyć o oddech. Między innymi dlatego człowiek nie jest w stanie utopić się sam. Ciało podczas popędu seksualnego działa w podobny sposób: nieświadomie wpływa na naszą chęć rozmnażania się, nawet kiedy świadomie nie chcemy mieć potomstwa. Oczywiście, mówię tutaj o sytuacji, która całkowicie pomija fakt, że na świecie istnieją tylko dwa gatunki zwierząt uprawiające seks dla przyjemności: są nimi delfiny oraz ludzie. Bo nie ma co ukrywać: seks JEST przyjemny. (właśnie dostałam wiadomość, że szympansy też uprawiają seks dla przyjemności; ale to niepotwierdzone).
Powrócę teraz na chwilę do naszych zapędów do rozmnażania się: seks był, jest i będzie (inaczej by nas nie było). Istnieje w nas przekonanie, że szesnastolatek uprawiający seks to dziecko, które bawi się w dorosłego (mówię nas - ludzi „starej generacji”); prawda jest taka, że w naturze moment, w którym dziewczyna zaczyna miesiączkować, jest jednocześnie momentem „dorośnięcia”, czyli płodności. Hormony buzują, presja otoczenia i bezustannie widziane seksualne konteksty sprawiają, że coraz młodsi sięgają po to, co jest: przyjemne, i dla dorosłych.
kiedy uprawiać seks?
Wymalowana, wyzywająco lub przynajmniej kontrowersyjnie ubrana nastolatka jest czymś normalnym; podobnie normalne jest palenie papierosów, picie piwa (nawet jeśli to tylko smakowy sikacz), chodzenie na wagary i imprezki. W moich czasach tylko naprawdę „wyzwolone” dziewczyny pozwalały sobie na mini, szpilki i ostry makijaż. Moje czasy - jakkolwiek to brzmi - były dekadę temu, i przez tę dekadę wiele się zmieniło (albo też nie zmieniło się nic, bo nie zwracałam na to uwagi).
Niemniej, kiedy wszyscy chcą być „dorosłymi”, wywierają presję na tych, którzy nie do końca chcą nimi być. Przykładowo, uczeń nie przekonany do picia piwa, bo mu nie smakuje, pije je tylko dlatego, że kumple tego oczekują; dziewczyna, która nie lubi się malować i nie uważa tego za coś „niezbędnego”, maluje się by koleżanki dały jej spokój. Presja społeczna, o której pisałam w kontekście związków, jest niewiarygodnie silna i widoczna u młodej generacji. Jednostki nie chcą się wyróżniać i jednocześnie chcą (to jest taki paradoks; chcą być inni niż wszyscy, ale tak jak wszyscy chcą) być dorośli. A przynajmniej by za dorosłych ich uważano. Między innymi społeczeństwo młodego pokolenia wywiera presję; presję na seks. Dlatego, jeśli zastanawiasz się nad stosunkiem, dam kilka koleżeńskich rad ze starej generacji.
Nie rób tego, kiedy on/ona od ciebie oczekuje, a ty czujesz się niegotowa/y. Dlaczego? Ponieważ pierwszy raz - prawię banały - jest bardzo ważny i może zadecydować o późniejszym współżyciu. Większość kobiet z którymi rozmawiałam w swoim życiu, żałowała pierwszego razu, zrobionego wtedy, kiedy nie czuły się gotowe. Stan psychiczny jest bardzo ważny; bo jeśli ktoś cię do tego zmusza, zrazisz się, a z tego może ciężko się „wyleczyć”. Pomyśl, jaką frustrację może to wywoływać w późniejszych latach; jak nowy partner nie będzie rozumiał twoich niechęci. Wiem, że „gotowy - niegotowy” to banały, o których się mówi często, jednak coś w nich jest. Wierz mi.
Mówiąc jeszcze o partnerze, pamiętaj, że po „po wszystkim” możesz zostać rzucona, bo spełniłaś swoje zadanie. Dałaś się „przeruchać”. Wiem, że teraz wyolbrzymiam problem, ale prawdopodobnie tak jest. Nie słyszałaś nigdy o tym, że z dnia na dzień zostawił dziewczynę? A wiesz dlaczego to zrobił? Bo dostał to, co chciał. Zaliczył, narysował kolejną kreskę na ścianie. Kolejne trofeum. Pisałam o tych mężczyznach <<tutaj>>.
Odpowiedni czas - by nie wypraszać zaraz po wszystkim. Jak się poczuje druga połówka? Wykorzystana, z całą pewnością. Albo co gorsza, wyobraź sobie, że ktoś wejdzie do pokoju. Romantyczny nastrój prysł, prawda?
Odpowiednie miejsce - czyli nie w samochodzie na pustym parkingu, nie w przymierzalni w markecie, ale gdzieś, gdzie jest ciepło, bezpiecznie i macie zapewnioną intymność. Gdzie nikt nie wejdzie, nie zapuka w szybę albo nie odsłoni kotary, prezentując wszystkim gołe tyłki. Oszczędź sobie wstydu i niewygody.
jak uprawiać seks?
Nie będę rozpisywała się o technikach seksualnych, bo ktoś to zrobił za mnie w książce o wdzięcznym tytule Sztuka kochania Michaliny wisłockiej. Zapewniam, że jest w niej więcej niż tradycyjny misjonarz i warto do tego dzieła sięgnąć, chociażby dla własnej ciekawości (jednocześnie większość doświadczeń seksualnych męskiej strony czytelniczej opiera się na fantazjach filmów pornograficznych, więc książka może wydać się przestarzała). Jednocześnie Sztuka kochania zawiera sobie więcej prawd niż „sam seks” - książka mówi o kochaniu: kochaniu siebie, kochaniu drugiej osoby. Sięgnij do tej pozycji, naprawdę. I nie mówię o filmie, który miał premierę; mówię o książce. Kieruję te słowa również do męskiej części czytelniczej, jeśli jakakolwiek do tego miejsca dotarła.
Wrócę jednak do tematu i skupię się przede wszystkim na Paniach, bo... Bo z nami, moje drogie, jest pewien problem. Marzy nam się dziki seks - świadczy o tym chociażby popularność Pięćdziesięciu twarzy Greya - a jednocześnie w łóżku niczym nie różnimy się od dmuchanej lali. Położymy się, rozłożymy nogi i na tym kończy się nasza inwencja twórcza.
Dlatego to my - kobieciny - ku własnej satysfakcji, powinnyśmy sięgnąć po jakieś urozmaicenia. Nie dla uciechy drugiej strony, choć zapewniam, że i drugie połówki będą zadowolone, ale dla nas samych. Byśmy nie były znudzone, bo - kiedy będziemy znudzone - przestanie nam na tym zależeć. I wtedy pojawiają się brzydkie stwierdzenia: „Mężczyzna który nie je w domu, stołuje się na mieście”. Gardzę takimi stwierdzeniami, jak i ludźmi, którzy mają taką filozofię życia. Bo - jak pisałam - nie jesteśmy zwierzętami ulegającym prymitywnym potrzebom. Jednocześnie wiem, że gdzieś to funkcjonuje w społeczeństwie i za część rozpadów związków odpowiada kobieta, a raczej jej „brak ochoty”. Zechcę jednak podkreślić, że rozpad związku a zdrada to nie to samo. Dlatego warto sobie poczytać, poznać więcej szczegółów swojego ciała, znaleźć „radość” z partnera a nie z książkowego Greya.
Nie przestrzegasz swoich zasad - nie szanujesz się. W ten sposób działasz wbrew sobie. Upokarzasz siebie. Sprawiasz, że nie będziesz mógł spojrzeć sobie w oczy. Prawda jest taka, że nie chcesz uprawiać seksu? Niczego nie udowodnisz, uprawiając go. Będziesz się tylko źle czuć i to nieważne, czy jesteś kobietą czy mężczyzną. Niestety, sztuką samą w sobie w tych czasach jest znalezienie osoby, która ma podobne zasady w tych sprawach. Która na seks - jego brak lub jego potrzebę - zapatruje w podobny sposób. Jeśli ludzie nie współgrają w tej dziedzinie, prędzej czy później dojdzie do sytuacji, w której jedna ze stron będzie zraniona. Jedna, bo będzie nieszczęśliwa z „braku”, lub też druga, bo będzie zdradzana.
I nie powiem, że jest to coś złego, ale nie powiem, że zachwalam taką postawię. Powiem natomiast, że złe jest dostosowywanie się do nowych obyczajów tylko dlatego, że społeczeństwo tego oczekuje. Jeśli nie czujesz się gotowy, jeśli nie chcesz robić tego co inni - jeśli nie chcesz uprawiać seksu z byle kim, nie chcesz go uprawiać w ogóle - masz do tego pełne prawo. Jednocześnie masz prawo ponosić odpowiedzialność za swoje decyzje. Właściwie, nie prawo a obowiązek. Jeśli to co robisz dla społeczeństwa jest gorszące, nie miej pretensji do społeczeństwa, że jest zgorszone. Podjąłeś decyzję i takie są ich konsekwencje, czy tego chcesz, czy nie.
po co to wszystko?
Pewnie się zastanawiasz po co pisałam te „dyrdymały”, banały powtarzane wszystkie internetowe fora. Otóż: seks cementuje związek. Jeśli coś zaczyna się psuć w tej sferze, wszystkie pozostałe również się sypią. Jednocześnie, sfera seksu zbudowana jest z innych, niezwykle ważnych elementów. Jakich? Ponownie powiem o banałach: poczucie bezpieczeństwa, poczucie spełnienia, pożądanie i bycie pożądanym, zadowolenie, samoakceptacja i akceptacja. Jeśli w związku pojawi się zachwianie którejkolwiek z tych sfer, wszystko - za przeproszeniem - pierdolnie.Jak można być z kimś i uprawiać z kimś seks, jeśli się mu nie ufa? Jeśli się mu nie ufa, jak można być spełnionym? Jeśli nie ma samoakceptacji, nie ma poczucia bycia pożądanym; jeśli nie ma akceptacji, nie ma pożądania. By być spełnionym, trzeba doceniać drugą połówkę - nie tylko w łóżku, ale i w codziennym życiu. Właśnie dlatego pisałam o tych banałach: o odpowiednim miejscu, odpowiednim czasie i odpowiednim partnerze: to te trzy sfery zapewniają poczucie bezpieczeństwa. Jeśli go nie ma, seks nie będzie udany, a co za tym idzie, związek nie będzie „zdrowy”. Dlatego pisałam o „szanowaniu się” - jeśli się ma poczucie, że się zdradziło samego siebie, nie będzie istniała samoakceptacja. Jeśli nie ma samoakceptacji, nie ma się pewności siebie, nie będzie pożądania i bycia pożądanym.
I mogę to wyliczać bez końca wszystkie zależności, bo to jedna, wielka powiązana ze sobą sieć. Mam lepsze porównanie! Seks to łańcuch, który wiąże partnerów; a ten łańcuch jest tak silny, jak silne jest najsłabsze ogniwo. Jeśli ono pęknie, łańcuch jest bezużyteczny. Wówczas dochodzi do zdrad, do burzliwych rozstań...
Ale oczywiście, prawię banały.
Na sam koniec pozwolę sobie dopowiedzieć, że pisałam całość z myślą o kobietach i dla kobiet - dla młodszych i starszych. Nie dlatego, że uważam mężczyzn za prowodyrów, naciskających na kobiety. Nie dlatego, że uważam mężczyzn za biorących to co chcą i kiedy chcą, jak nie od tej to od innej. Piszę to wszystko, ponieważ kobiety są mi bliższe. Bliższe są mi łzy kobiety zdradzonej; bliższe są mi łzy kobiety wykorzystanej, upokorzonej i porzuconej. Przede wszystkim, bliższe są mi problemy samotnych matek, pozostawionych z „problemem” macierzyństwa. Dlatego w dużej mierze pominęłam męską część czytelniczą, choć część tego co pisałam, jest dla obu stron.
I tym małym akcentem pragnę zakończyć temat seksu, z ponownym odesłaniem do Michaliny Wisłockiej.