Istnieją pytania, na które nie ma jednoznacznej odpowiedzi; co więcej, istnieją pytania, które wywołują rumieniec zgorszenia na twarzy. Z pewnością pojawią się gniewne wypowiedzi: „jesteś za młoda by się tym interesować”, albo „o takich rzeczach się nie rozmawia”.
Seks, podobnie jak antykoncepcja, jest tematem tabu: wywołuje zgorszenie wśród nauczycielek czy matek, a kiedy te decydują się w końcu poruszyć tak drażliwą kwestię, okazuje się, że jest już za późno. Koleżanka z klasy już udzieliła niezbędnych informacji; fora internetowe odpowiedziały zwięźle i - rzekomo - na temat.
Sama kiedyś byłam osobą, która rumieniła się i opuszczała zawstydzone oczy słysząc rozmowy o seksie; przyznam się szczerze, gdzieś tam nadal czuję się zgorszona lub zawstydzona, gdy ktoś zaczyna te tematy. Jednakże, jestem świadoma, że o tym należy mówić; należy mówić dużo i głośno o antykoncepcji; należy mówić dużo i głośno o gwałtach; należy mówić dużo o seksie. Jeśli się nie będzie o tym mówiło, to ciche dramaty nadal będą mieć miejsce gdzieś w domowym zaciszu, za zamkniętymi drzwiami.
Seks jest dość ciekawą i kontrowersyjną sprawą, ponieważ uprawiać go można od szesnastego roku życia, a oglądać od osiemnastego; nauczycielki w szkole - jak już powiedziałam - wolą rozmawiać o sadzeniu kwiatków niż o poważnych sprawach. Chociaż nie: u mnie w gimnazjum woleli pokazywać filmy z zabiegów aborcyjnych, włącznie z usg płodu podczas skrobanki, zamiast powiedzieć jak zabezpieczyć się przed niechcianą ciążą. Cóż, lepiej czternastolatków straszyć zabiegiem niż powiedzieć, jak do niego nie dopuścić. Dlatego ostatnio napisałam wpis o antykoncepcji; o faktach i mitach. Dzisiaj idę dalej, a zacznę standardowo od dywagacji:
dlaczego tak bardzo chcemy seksu?
Odpowiedź na to pytanie wydaje się stosunkowo prosta: bo czasy się zmieniły. Choć czy tak jest naprawdę? Współcześnie seksualnością atakuje się nas na każdym kroku: półnagie modelki reklamujące perfumy czy stroje kąpielowe spoglądają na nas z bilbordów (kiedy sto lat temu kobieta w jeansach wywoływała skandal obyczajowy); teledyski nie mogą istnieć bez zmysłowo kręcących tyłkami tancerek, ubranych w obcisłe spodenki lub w przykrótkie spódniczki; powstają liczne filmy, w których dosadnie przedstawiony jest stosunek seksualny (i nie mam na myśli filmów porno).
Seks stał się bożkiem naszych czasów. Szesnastolatek, który „nie umoczył”, jest raczej ofiarą swojego otoczenia; tak samo dziewczyna, która jest dziewicą. Nie wiem na ile jest prawdą, że dziewictwo jest przekleństwem i nastolatki rozdziewiczają się same, byleby nie narobić sobie „obciachu”. Dlatego powiem to tutaj: dziewczyno, dziewictwo to nie jest obciach; a raczej pokazuje ono siłę twojego charakteru, twoją silną wolę, twój odpowiedzialny stosunek do życia. Dlaczego? Ponieważ nie ulegasz presji! (I w tym miejscu pragnę najmocniej przeprosić, że pomijam męską część czytelniczą.)
Niemniej, współcześnie człowiek bez seksu żyć nie może, i o nim mówi się już wśród najmłodszych; kiedyś najmłodszymi byli licealiści, a dzisiaj to już gimnazjaliści są normą (choć nie wiem, czy to już nie podstawówka?). Trochę jak w tym dowcipie:
Dlaczego chcemy seksu? Pominę na chwilę „molestowanie” nas seksualnością, a powiem to, na co wiele osób się oburzy. Jesteśmy zwierzętami, a zwierzęta mają naturalny pociąg do rozmnażania się. Jednocześnie, my nie chcemy się rozmnażać - bo nie chcemy zobowiązań w postaci drącego nadbagażu (wiem, że mówię brzydko o dzieciach). Nawet jeśli świadomie nie chcemy dzieci, to podświadomie chcemy uprawiać seks; czyli nasza podświadomość wpływa na to, co chcemy. Podam niesamowicie głupi przykład, ale doskonale obrazujący to, co mam na myśli.
Świadomie samobójca chce się zabić, ale nieświadomie jego ciało dąży do życia; więc kiedy wskakuje do wody by utonąć, w pewnym momencie wygra podświadomość, która zacznie walczyć o oddech. Między innymi dlatego człowiek nie jest w stanie utopić się sam. Ciało podczas popędu seksualnego działa w podobny sposób: nieświadomie wpływa na naszą chęć rozmnażania się, nawet kiedy świadomie nie chcemy mieć potomstwa. Oczywiście, mówię tutaj o sytuacji, która całkowicie pomija fakt, że na świecie istnieją tylko dwa gatunki zwierząt uprawiające seks dla przyjemności: są nimi delfiny oraz ludzie. Bo nie ma co ukrywać: seks JEST przyjemny. (właśnie dostałam wiadomość, że szympansy też uprawiają seks dla przyjemności; ale to niepotwierdzone).
Powrócę teraz na chwilę do naszych zapędów do rozmnażania się: seks był, jest i będzie (inaczej by nas nie było). Istnieje w nas przekonanie, że szesnastolatek uprawiający seks to dziecko, które bawi się w dorosłego (mówię nas - ludzi „starej generacji”); prawda jest taka, że w naturze moment, w którym dziewczyna zaczyna miesiączkować, jest jednocześnie momentem „dorośnięcia”, czyli płodności. Hormony buzują, presja otoczenia i bezustannie widziane seksualne konteksty sprawiają, że coraz młodsi sięgają po to, co jest: przyjemne, i dla dorosłych.
Seks stał się bożkiem naszych czasów. Szesnastolatek, który „nie umoczył”, jest raczej ofiarą swojego otoczenia; tak samo dziewczyna, która jest dziewicą. Nie wiem na ile jest prawdą, że dziewictwo jest przekleństwem i nastolatki rozdziewiczają się same, byleby nie narobić sobie „obciachu”. Dlatego powiem to tutaj: dziewczyno, dziewictwo to nie jest obciach; a raczej pokazuje ono siłę twojego charakteru, twoją silną wolę, twój odpowiedzialny stosunek do życia. Dlaczego? Ponieważ nie ulegasz presji! (I w tym miejscu pragnę najmocniej przeprosić, że pomijam męską część czytelniczą.)
Niemniej, współcześnie człowiek bez seksu żyć nie może, i o nim mówi się już wśród najmłodszych; kiedyś najmłodszymi byli licealiści, a dzisiaj to już gimnazjaliści są normą (choć nie wiem, czy to już nie podstawówka?). Trochę jak w tym dowcipie:
Przychodzi chłopaczek do przedszkola, pierwszy rok. Bawi się grzecznie z innymi dziećmi, ale w końcu nabiera odwagi i pyta kolegi obok:Prawda jest taka, że nie interesuje mnie ile masz lat; jeśli przyszedłeś tutaj, jesteś zainteresowany/a tematem seksu: tematem kontrowersyjnym, gorącym i nęcącym. Może przyszedłeś dla beki, może nie dowiesz się niczego nowego, a to co napiszę będą wielokrotnie wałkowane „tekściki”. Może. A może nie? Nawet jeśli, to nic nie szkodzi: o tych rzeczach należy mówić dużo i głośno, by właściwe słowa trafiły do odpowiednich osób.
- A dziewice to tu macie?
Kolega zaczyna się śmiać.
- Na dziewice, to do żłobka.
Dlaczego chcemy seksu? Pominę na chwilę „molestowanie” nas seksualnością, a powiem to, na co wiele osób się oburzy. Jesteśmy zwierzętami, a zwierzęta mają naturalny pociąg do rozmnażania się. Jednocześnie, my nie chcemy się rozmnażać - bo nie chcemy zobowiązań w postaci drącego nadbagażu (wiem, że mówię brzydko o dzieciach). Nawet jeśli świadomie nie chcemy dzieci, to podświadomie chcemy uprawiać seks; czyli nasza podświadomość wpływa na to, co chcemy. Podam niesamowicie głupi przykład, ale doskonale obrazujący to, co mam na myśli.
Świadomie samobójca chce się zabić, ale nieświadomie jego ciało dąży do życia; więc kiedy wskakuje do wody by utonąć, w pewnym momencie wygra podświadomość, która zacznie walczyć o oddech. Między innymi dlatego człowiek nie jest w stanie utopić się sam. Ciało podczas popędu seksualnego działa w podobny sposób: nieświadomie wpływa na naszą chęć rozmnażania się, nawet kiedy świadomie nie chcemy mieć potomstwa. Oczywiście, mówię tutaj o sytuacji, która całkowicie pomija fakt, że na świecie istnieją tylko dwa gatunki zwierząt uprawiające seks dla przyjemności: są nimi delfiny oraz ludzie. Bo nie ma co ukrywać: seks JEST przyjemny. (właśnie dostałam wiadomość, że szympansy też uprawiają seks dla przyjemności; ale to niepotwierdzone).
Powrócę teraz na chwilę do naszych zapędów do rozmnażania się: seks był, jest i będzie (inaczej by nas nie było). Istnieje w nas przekonanie, że szesnastolatek uprawiający seks to dziecko, które bawi się w dorosłego (mówię nas - ludzi „starej generacji”); prawda jest taka, że w naturze moment, w którym dziewczyna zaczyna miesiączkować, jest jednocześnie momentem „dorośnięcia”, czyli płodności. Hormony buzują, presja otoczenia i bezustannie widziane seksualne konteksty sprawiają, że coraz młodsi sięgają po to, co jest: przyjemne, i dla dorosłych.
kiedy uprawiać seks?
Wbrew pozorom, pytanie nie jest takie proste; zwłaszcza w czasach „parcia na szkło”; w czasach, w których nie pierścionki, nie kwiaty, nie romantyczne kolacje są wyznacznikiem uczuć, ale to, czy uprawiało się już seks. Jeśli nie było seksu - nie kocha, nie zależy, wodzi za nos; jak nie ma seksu, to jest się niedojrzałym, jest się „dzieckiem”. A na czym zależy najbardziej w młodym wieku? By być „dorosłym”; by ludzie traktowali poważnie, a nie z góry; by głos w dyskusji dorosłych miał znaczenie. Dlatego też już nie farbowanie włosów, noszenie szpilek i chodzenie na dyskoteki jest wyznacznikiem „dorosłości”, ale to, czy ktoś uprawia seks.
Wymalowana, wyzywająco lub przynajmniej kontrowersyjnie ubrana nastolatka jest czymś normalnym; podobnie normalne jest palenie papierosów, picie piwa (nawet jeśli to tylko smakowy sikacz), chodzenie na wagary i imprezki. W moich czasach tylko naprawdę „wyzwolone” dziewczyny pozwalały sobie na mini, szpilki i ostry makijaż. Moje czasy - jakkolwiek to brzmi - były dekadę temu, i przez tę dekadę wiele się zmieniło (albo też nie zmieniło się nic, bo nie zwracałam na to uwagi).
Niemniej, kiedy wszyscy chcą być „dorosłymi”, wywierają presję na tych, którzy nie do końca chcą nimi być. Przykładowo, uczeń nie przekonany do picia piwa, bo mu nie smakuje, pije je tylko dlatego, że kumple tego oczekują; dziewczyna, która nie lubi się malować i nie uważa tego za coś „niezbędnego”, maluje się by koleżanki dały jej spokój. Presja społeczna, o której pisałam w kontekście związków, jest niewiarygodnie silna i widoczna u młodej generacji. Jednostki nie chcą się wyróżniać i jednocześnie chcą (to jest taki paradoks; chcą być inni niż wszyscy, ale tak jak wszyscy chcą) być dorośli. A przynajmniej by za dorosłych ich uważano. Między innymi społeczeństwo młodego pokolenia wywiera presję; presję na seks. Dlatego, jeśli zastanawiasz się nad stosunkiem, dam kilka koleżeńskich rad ze starej generacji.
Nie rób tego, kiedy on/ona od ciebie oczekuje, a ty czujesz się niegotowa/y. Dlaczego? Ponieważ pierwszy raz - prawię banały - jest bardzo ważny i może zadecydować o późniejszym współżyciu. Większość kobiet z którymi rozmawiałam w swoim życiu, żałowała pierwszego razu, zrobionego wtedy, kiedy nie czuły się gotowe. Stan psychiczny jest bardzo ważny; bo jeśli ktoś cię do tego zmusza, zrazisz się, a z tego może ciężko się „wyleczyć”. Pomyśl, jaką frustrację może to wywoływać w późniejszych latach; jak nowy partner nie będzie rozumiał twoich niechęci. Wiem, że „gotowy - niegotowy” to banały, o których się mówi często, jednak coś w nich jest. Wierz mi.
Wymalowana, wyzywająco lub przynajmniej kontrowersyjnie ubrana nastolatka jest czymś normalnym; podobnie normalne jest palenie papierosów, picie piwa (nawet jeśli to tylko smakowy sikacz), chodzenie na wagary i imprezki. W moich czasach tylko naprawdę „wyzwolone” dziewczyny pozwalały sobie na mini, szpilki i ostry makijaż. Moje czasy - jakkolwiek to brzmi - były dekadę temu, i przez tę dekadę wiele się zmieniło (albo też nie zmieniło się nic, bo nie zwracałam na to uwagi).
Niemniej, kiedy wszyscy chcą być „dorosłymi”, wywierają presję na tych, którzy nie do końca chcą nimi być. Przykładowo, uczeń nie przekonany do picia piwa, bo mu nie smakuje, pije je tylko dlatego, że kumple tego oczekują; dziewczyna, która nie lubi się malować i nie uważa tego za coś „niezbędnego”, maluje się by koleżanki dały jej spokój. Presja społeczna, o której pisałam w kontekście związków, jest niewiarygodnie silna i widoczna u młodej generacji. Jednostki nie chcą się wyróżniać i jednocześnie chcą (to jest taki paradoks; chcą być inni niż wszyscy, ale tak jak wszyscy chcą) być dorośli. A przynajmniej by za dorosłych ich uważano. Między innymi społeczeństwo młodego pokolenia wywiera presję; presję na seks. Dlatego, jeśli zastanawiasz się nad stosunkiem, dam kilka koleżeńskich rad ze starej generacji.
Nie rób tego, kiedy on/ona od ciebie oczekuje, a ty czujesz się niegotowa/y. Dlaczego? Ponieważ pierwszy raz - prawię banały - jest bardzo ważny i może zadecydować o późniejszym współżyciu. Większość kobiet z którymi rozmawiałam w swoim życiu, żałowała pierwszego razu, zrobionego wtedy, kiedy nie czuły się gotowe. Stan psychiczny jest bardzo ważny; bo jeśli ktoś cię do tego zmusza, zrazisz się, a z tego może ciężko się „wyleczyć”. Pomyśl, jaką frustrację może to wywoływać w późniejszych latach; jak nowy partner nie będzie rozumiał twoich niechęci. Wiem, że „gotowy - niegotowy” to banały, o których się mówi często, jednak coś w nich jest. Wierz mi.
Zrób to ze stałym partnerem, czyli z kimś, kogo kochasz i co ważniejsze, komu ufasz; bo miłość i zaufanie nie zawsze idą w parze, choć powinny. Niemniej, zrobienie tego na szybko, bo masz potrzebę, bo chcesz się wyżyć seksualnie nie tylko wywoła w późniejszych latach poczucie wstydu, to jednocześnie pokazuje, że jesteś zwierzęciem; zwierzęciem, które ulega prymitywnym instynktom. Chcesz być dorosłym lub dorosłą, więc zachowuj się jak dorosły. Pomijając jednostki, które uprawiają seks z byle kim i byle gdzie, większość dorosłych szuka stałego partnera; kogoś, z kim się zwiąże i z kim prawdopodobnie stworzy rodzinę.
Uprawianie seksu jest oznaką dorosłości; ale oznaką zdziecinnienia jest przekonanie, że uprawianie seksu z byle kim nie przyniesie żadnych konsekwencji. Po pierwsze, społeczeństwo może zwyzywać od puszczalskich szmat lub „lowelasów”; a taka łatka zostanie na zawsze. Powiedz mi, chłopaku, jeśli zaliczysz mnóstwo dziewczyn, i w końcu będziesz chciał stworzyć związek, która tak naprawdę ci uwierzy? Która ci zaufa na tyle, by powierzyć ci swoje serce? Każdą „potencjalną żonę” będzie odstraszało społeczeństwo słowami: „uważaj na niego, to pies na baby”. Nie ma słów, które nie działałyby mocniej na dziewczynę. Podobnie jest w drugą stronę; dziewczyno!, jeśli będziesz miała wielu partnerów seksualnych, „potencjalni kandydaci” będą mieć cię za łatwą, za puszczalską, a nie za kogoś, z kim warto się wiązać.
Stały partner seksualny pozwala zabezpieczyć się przed potencjalnymi chorobami; wierz mi, bardzo łatwo złapać jakiś syf. Tak jak pisałam w temacie antykoncepcji - seks bez zabezpieczeń i seks z antykoncepcją hormonalną niosą takie same ryzyko, nawet jeśli tym ryzykiem nie jest ciąża, a rzeżączka, kiła i inne takie. Pamiętaj, że z których nie można się wyleczyć, nigdy.
Mówiąc jeszcze o partnerze, pamiętaj, że po „po wszystkim” możesz zostać rzucona, bo spełniłaś swoje zadanie. Dałaś się „przeruchać”. Wiem, że teraz wyolbrzymiam problem, ale prawdopodobnie tak jest. Nie słyszałaś nigdy o tym, że z dnia na dzień zostawił dziewczynę? A wiesz dlaczego to zrobił? Bo dostał to, co chciał. Zaliczył, narysował kolejną kreskę na ścianie. Kolejne trofeum. Pisałam o tych mężczyznach <<tutaj>>.
Mówiąc jeszcze o partnerze, pamiętaj, że po „po wszystkim” możesz zostać rzucona, bo spełniłaś swoje zadanie. Dałaś się „przeruchać”. Wiem, że teraz wyolbrzymiam problem, ale prawdopodobnie tak jest. Nie słyszałaś nigdy o tym, że z dnia na dzień zostawił dziewczynę? A wiesz dlaczego to zrobił? Bo dostał to, co chciał. Zaliczył, narysował kolejną kreskę na ścianie. Kolejne trofeum. Pisałam o tych mężczyznach <<tutaj>>.
Powiedziałam już o gotowości psychicznej, o odpowiednim partnerze - pozostała trzecia rzecz, a mianowicie: miejsce. To trzeci czynnik wpływający na nie tylko nieudany pierwszy raz, ale i każdy kolejny. Tak jak mówiłam wcześniej w artykule o <<gwałtach>>, nie jesteśmy prymitywnymi zwierzętami, które „nabierają ochoty” i po prostu tu robią. Nie ulegamy presji chwili; jeśli chcemy TO zrobić, po prostu to w jakiś sposób planujemy.
Odpowiedni czas - by nie wypraszać zaraz po wszystkim. Jak się poczuje druga połówka? Wykorzystana, z całą pewnością. Albo co gorsza, wyobraź sobie, że ktoś wejdzie do pokoju. Romantyczny nastrój prysł, prawda?
Odpowiednie miejsce - czyli nie w samochodzie na pustym parkingu, nie w przymierzalni w markecie, ale gdzieś, gdzie jest ciepło, bezpiecznie i macie zapewnioną intymność. Gdzie nikt nie wejdzie, nie zapuka w szybę albo nie odsłoni kotary, prezentując wszystkim gołe tyłki. Oszczędź sobie wstydu i niewygody.
Odpowiedni czas - by nie wypraszać zaraz po wszystkim. Jak się poczuje druga połówka? Wykorzystana, z całą pewnością. Albo co gorsza, wyobraź sobie, że ktoś wejdzie do pokoju. Romantyczny nastrój prysł, prawda?
Odpowiednie miejsce - czyli nie w samochodzie na pustym parkingu, nie w przymierzalni w markecie, ale gdzieś, gdzie jest ciepło, bezpiecznie i macie zapewnioną intymność. Gdzie nikt nie wejdzie, nie zapuka w szybę albo nie odsłoni kotary, prezentując wszystkim gołe tyłki. Oszczędź sobie wstydu i niewygody.
jak uprawiać seks?
Pytanie natychmiast wywołuje głupie uśmieszki i złośliwe komentarze. Zresztą, najpewniej pamiętasz z czasów szkolnych reakcję chłopaków gdy poruszany był temat seksu. Jakby ktoś podmienił chłopaków na stado małp - małp wydających dzikie wrzaski i nieokreślone dźwięki. Prawdopodobnie znasz ten obraz z życia, bo nadal chodzisz do szkoły i widzisz skrępowane twarze nauczycielek, gdy muszą przerobić materiał o prąciach, pszczółkach i kwiatkach.
Nie będę rozpisywała się o technikach seksualnych, bo ktoś to zrobił za mnie w książce o wdzięcznym tytule Sztuka kochania Michaliny wisłockiej. Zapewniam, że jest w niej więcej niż tradycyjny misjonarz i warto do tego dzieła sięgnąć, chociażby dla własnej ciekawości (jednocześnie większość doświadczeń seksualnych męskiej strony czytelniczej opiera się na fantazjach filmów pornograficznych, więc książka może wydać się przestarzała). Jednocześnie Sztuka kochania zawiera sobie więcej prawd niż „sam seks” - książka mówi o kochaniu: kochaniu siebie, kochaniu drugiej osoby. Sięgnij do tej pozycji, naprawdę. I nie mówię o filmie, który miał premierę; mówię o książce. Kieruję te słowa również do męskiej części czytelniczej, jeśli jakakolwiek do tego miejsca dotarła.
Wrócę jednak do tematu i skupię się przede wszystkim na Paniach, bo... Bo z nami, moje drogie, jest pewien problem. Marzy nam się dziki seks - świadczy o tym chociażby popularność Pięćdziesięciu twarzy Greya - a jednocześnie w łóżku niczym nie różnimy się od dmuchanej lali. Położymy się, rozłożymy nogi i na tym kończy się nasza inwencja twórcza.
Dlatego to my - kobieciny - ku własnej satysfakcji, powinnyśmy sięgnąć po jakieś urozmaicenia. Nie dla uciechy drugiej strony, choć zapewniam, że i drugie połówki będą zadowolone, ale dla nas samych. Byśmy nie były znudzone, bo - kiedy będziemy znudzone - przestanie nam na tym zależeć. I wtedy pojawiają się brzydkie stwierdzenia: „Mężczyzna który nie je w domu, stołuje się na mieście”. Gardzę takimi stwierdzeniami, jak i ludźmi, którzy mają taką filozofię życia. Bo - jak pisałam - nie jesteśmy zwierzętami ulegającym prymitywnym potrzebom. Jednocześnie wiem, że gdzieś to funkcjonuje w społeczeństwie i za część rozpadów związków odpowiada kobieta, a raczej jej „brak ochoty”. Zechcę jednak podkreślić, że rozpad związku a zdrada to nie to samo. Dlatego warto sobie poczytać, poznać więcej szczegółów swojego ciała, znaleźć „radość” z partnera a nie z książkowego Greya.
Nie będę rozpisywała się o technikach seksualnych, bo ktoś to zrobił za mnie w książce o wdzięcznym tytule Sztuka kochania Michaliny wisłockiej. Zapewniam, że jest w niej więcej niż tradycyjny misjonarz i warto do tego dzieła sięgnąć, chociażby dla własnej ciekawości (jednocześnie większość doświadczeń seksualnych męskiej strony czytelniczej opiera się na fantazjach filmów pornograficznych, więc książka może wydać się przestarzała). Jednocześnie Sztuka kochania zawiera sobie więcej prawd niż „sam seks” - książka mówi o kochaniu: kochaniu siebie, kochaniu drugiej osoby. Sięgnij do tej pozycji, naprawdę. I nie mówię o filmie, który miał premierę; mówię o książce. Kieruję te słowa również do męskiej części czytelniczej, jeśli jakakolwiek do tego miejsca dotarła.
Wrócę jednak do tematu i skupię się przede wszystkim na Paniach, bo... Bo z nami, moje drogie, jest pewien problem. Marzy nam się dziki seks - świadczy o tym chociażby popularność Pięćdziesięciu twarzy Greya - a jednocześnie w łóżku niczym nie różnimy się od dmuchanej lali. Położymy się, rozłożymy nogi i na tym kończy się nasza inwencja twórcza.
Dlatego to my - kobieciny - ku własnej satysfakcji, powinnyśmy sięgnąć po jakieś urozmaicenia. Nie dla uciechy drugiej strony, choć zapewniam, że i drugie połówki będą zadowolone, ale dla nas samych. Byśmy nie były znudzone, bo - kiedy będziemy znudzone - przestanie nam na tym zależeć. I wtedy pojawiają się brzydkie stwierdzenia: „Mężczyzna który nie je w domu, stołuje się na mieście”. Gardzę takimi stwierdzeniami, jak i ludźmi, którzy mają taką filozofię życia. Bo - jak pisałam - nie jesteśmy zwierzętami ulegającym prymitywnym potrzebom. Jednocześnie wiem, że gdzieś to funkcjonuje w społeczeństwie i za część rozpadów związków odpowiada kobieta, a raczej jej „brak ochoty”. Zechcę jednak podkreślić, że rozpad związku a zdrada to nie to samo. Dlatego warto sobie poczytać, poznać więcej szczegółów swojego ciała, znaleźć „radość” z partnera a nie z książkowego Greya.
Seks w tych czasach jest i nie jest tematem tabu. Starsza generacja zamyka oczy, zatyka uszy i usta. Udaje, że tego nie ma - że nie ma seksualności wśród młodzieży. Że młodzi nie uprawiają seksu, że nie ma potrzeby mówić o antykoncepcji, o chorobach jakie można „złapać”. To co pisałam dotychczas jest banałem - banałem, który trzeba powtarzać. Bo - niestety - żyjemy w dziwnych czasach. Jakich? W czasach wyzwolenia, bo każdy może uprawiać seks z kim chce, jak chce i kiedy chce, a to co pisałam wcześniej, większość traktuje jak dyrdymały „cnotki-niewydymki”. Prawda jest taka, że młodzi chcą być dorośli, więc uprawiają seks jak najszybciej, byle by było. Dorośli chcą być młodzi, więc eksperymentują, zdradzają, szukają „ekscytacji”. Doprowadziło to do smutnego faktu, że nie szanujemy się. I nie mówię tutaj o „złym prowadzeniu się”, bo trudno określić jednoznacznie co jest dobrym, a co złym „prowadzeniem się”. Dla jednych sex-friends jest nie do pomyślenia, jest powodem zgorszenia i oburzenia, tak dla kogoś jest to coś całkowicie... naturalne. Z kolei naturalne dla kogoś jest zdradzanie partnera z każdym, kto tylko wyrazi chęć, bo uważa monogamię za sprzeczną z naturą.
Nie przestrzegasz swoich zasad - nie szanujesz się. W ten sposób działasz wbrew sobie. Upokarzasz siebie. Sprawiasz, że nie będziesz mógł spojrzeć sobie w oczy. Prawda jest taka, że nie chcesz uprawiać seksu? Niczego nie udowodnisz, uprawiając go. Będziesz się tylko źle czuć i to nieważne, czy jesteś kobietą czy mężczyzną. Niestety, sztuką samą w sobie w tych czasach jest znalezienie osoby, która ma podobne zasady w tych sprawach. Która na seks - jego brak lub jego potrzebę - zapatruje w podobny sposób. Jeśli ludzie nie współgrają w tej dziedzinie, prędzej czy później dojdzie do sytuacji, w której jedna ze stron będzie zraniona. Jedna, bo będzie nieszczęśliwa z „braku”, lub też druga, bo będzie zdradzana.
I nie powiem, że jest to coś złego, ale nie powiem, że zachwalam taką postawię. Powiem natomiast, że złe jest dostosowywanie się do nowych obyczajów tylko dlatego, że społeczeństwo tego oczekuje. Jeśli nie czujesz się gotowy, jeśli nie chcesz robić tego co inni - jeśli nie chcesz uprawiać seksu z byle kim, nie chcesz go uprawiać w ogóle - masz do tego pełne prawo. Jednocześnie masz prawo ponosić odpowiedzialność za swoje decyzje. Właściwie, nie prawo a obowiązek. Jeśli to co robisz dla społeczeństwa jest gorszące, nie miej pretensji do społeczeństwa, że jest zgorszone. Podjąłeś decyzję i takie są ich konsekwencje, czy tego chcesz, czy nie.
Jak można być z kimś i uprawiać z kimś seks, jeśli się mu nie ufa? Jeśli się mu nie ufa, jak można być spełnionym? Jeśli nie ma samoakceptacji, nie ma poczucia bycia pożądanym; jeśli nie ma akceptacji, nie ma pożądania. By być spełnionym, trzeba doceniać drugą połówkę - nie tylko w łóżku, ale i w codziennym życiu. Właśnie dlatego pisałam o tych banałach: o odpowiednim miejscu, odpowiednim czasie i odpowiednim partnerze: to te trzy sfery zapewniają poczucie bezpieczeństwa. Jeśli go nie ma, seks nie będzie udany, a co za tym idzie, związek nie będzie „zdrowy”. Dlatego pisałam o „szanowaniu się” - jeśli się ma poczucie, że się zdradziło samego siebie, nie będzie istniała samoakceptacja. Jeśli nie ma samoakceptacji, nie ma się pewności siebie, nie będzie pożądania i bycia pożądanym.
I mogę to wyliczać bez końca wszystkie zależności, bo to jedna, wielka powiązana ze sobą sieć. Mam lepsze porównanie! Seks to łańcuch, który wiąże partnerów; a ten łańcuch jest tak silny, jak silne jest najsłabsze ogniwo. Jeśli ono pęknie, łańcuch jest bezużyteczny. Wówczas dochodzi do zdrad, do burzliwych rozstań...
Ale oczywiście, prawię banały.
Na sam koniec pozwolę sobie dopowiedzieć, że pisałam całość z myślą o kobietach i dla kobiet - dla młodszych i starszych. Nie dlatego, że uważam mężczyzn za prowodyrów, naciskających na kobiety. Nie dlatego, że uważam mężczyzn za biorących to co chcą i kiedy chcą, jak nie od tej to od innej. Piszę to wszystko, ponieważ kobiety są mi bliższe. Bliższe są mi łzy kobiety zdradzonej; bliższe są mi łzy kobiety wykorzystanej, upokorzonej i porzuconej. Przede wszystkim, bliższe są mi problemy samotnych matek, pozostawionych z „problemem” macierzyństwa. Dlatego w dużej mierze pominęłam męską część czytelniczą, choć część tego co pisałam, jest dla obu stron.
I tym małym akcentem pragnę zakończyć temat seksu, z ponownym odesłaniem do Michaliny Wisłockiej.
Nie przestrzegasz swoich zasad - nie szanujesz się. W ten sposób działasz wbrew sobie. Upokarzasz siebie. Sprawiasz, że nie będziesz mógł spojrzeć sobie w oczy. Prawda jest taka, że nie chcesz uprawiać seksu? Niczego nie udowodnisz, uprawiając go. Będziesz się tylko źle czuć i to nieważne, czy jesteś kobietą czy mężczyzną. Niestety, sztuką samą w sobie w tych czasach jest znalezienie osoby, która ma podobne zasady w tych sprawach. Która na seks - jego brak lub jego potrzebę - zapatruje w podobny sposób. Jeśli ludzie nie współgrają w tej dziedzinie, prędzej czy później dojdzie do sytuacji, w której jedna ze stron będzie zraniona. Jedna, bo będzie nieszczęśliwa z „braku”, lub też druga, bo będzie zdradzana.
I nie powiem, że jest to coś złego, ale nie powiem, że zachwalam taką postawię. Powiem natomiast, że złe jest dostosowywanie się do nowych obyczajów tylko dlatego, że społeczeństwo tego oczekuje. Jeśli nie czujesz się gotowy, jeśli nie chcesz robić tego co inni - jeśli nie chcesz uprawiać seksu z byle kim, nie chcesz go uprawiać w ogóle - masz do tego pełne prawo. Jednocześnie masz prawo ponosić odpowiedzialność za swoje decyzje. Właściwie, nie prawo a obowiązek. Jeśli to co robisz dla społeczeństwa jest gorszące, nie miej pretensji do społeczeństwa, że jest zgorszone. Podjąłeś decyzję i takie są ich konsekwencje, czy tego chcesz, czy nie.
po co to wszystko?
Pewnie się zastanawiasz po co pisałam te „dyrdymały”, banały powtarzane wszystkie internetowe fora. Otóż: seks cementuje związek. Jeśli coś zaczyna się psuć w tej sferze, wszystkie pozostałe również się sypią. Jednocześnie, sfera seksu zbudowana jest z innych, niezwykle ważnych elementów. Jakich? Ponownie powiem o banałach: poczucie bezpieczeństwa, poczucie spełnienia, pożądanie i bycie pożądanym, zadowolenie, samoakceptacja i akceptacja. Jeśli w związku pojawi się zachwianie którejkolwiek z tych sfer, wszystko - za przeproszeniem - pierdolnie.Jak można być z kimś i uprawiać z kimś seks, jeśli się mu nie ufa? Jeśli się mu nie ufa, jak można być spełnionym? Jeśli nie ma samoakceptacji, nie ma poczucia bycia pożądanym; jeśli nie ma akceptacji, nie ma pożądania. By być spełnionym, trzeba doceniać drugą połówkę - nie tylko w łóżku, ale i w codziennym życiu. Właśnie dlatego pisałam o tych banałach: o odpowiednim miejscu, odpowiednim czasie i odpowiednim partnerze: to te trzy sfery zapewniają poczucie bezpieczeństwa. Jeśli go nie ma, seks nie będzie udany, a co za tym idzie, związek nie będzie „zdrowy”. Dlatego pisałam o „szanowaniu się” - jeśli się ma poczucie, że się zdradziło samego siebie, nie będzie istniała samoakceptacja. Jeśli nie ma samoakceptacji, nie ma się pewności siebie, nie będzie pożądania i bycia pożądanym.
I mogę to wyliczać bez końca wszystkie zależności, bo to jedna, wielka powiązana ze sobą sieć. Mam lepsze porównanie! Seks to łańcuch, który wiąże partnerów; a ten łańcuch jest tak silny, jak silne jest najsłabsze ogniwo. Jeśli ono pęknie, łańcuch jest bezużyteczny. Wówczas dochodzi do zdrad, do burzliwych rozstań...
Ale oczywiście, prawię banały.
Na sam koniec pozwolę sobie dopowiedzieć, że pisałam całość z myślą o kobietach i dla kobiet - dla młodszych i starszych. Nie dlatego, że uważam mężczyzn za prowodyrów, naciskających na kobiety. Nie dlatego, że uważam mężczyzn za biorących to co chcą i kiedy chcą, jak nie od tej to od innej. Piszę to wszystko, ponieważ kobiety są mi bliższe. Bliższe są mi łzy kobiety zdradzonej; bliższe są mi łzy kobiety wykorzystanej, upokorzonej i porzuconej. Przede wszystkim, bliższe są mi problemy samotnych matek, pozostawionych z „problemem” macierzyństwa. Dlatego w dużej mierze pominęłam męską część czytelniczą, choć część tego co pisałam, jest dla obu stron.
I tym małym akcentem pragnę zakończyć temat seksu, z ponownym odesłaniem do Michaliny Wisłockiej.
Udostępnij ten wpis by każda dziewczyna na rozdrożu wiedziała, którędy pójść dalej.