Mowa nienawiści - nie spotykam się z nią rzadko, wręcz przeciwnie, swojego czasu pod jednym artykułem regularnie pojawiały się wyzwiska, bardzo agresywne życzenia śmierci, i inne mniej warte uwagi komentarze, głównie kierowane w moją stronę. Przywykłam do wyzywania mnie od starych panien, cnót niewydymek i kurw (przy czym wypisując te wszystkie epitety obok siebie, czuję niemałe rozbawienie). Mowa nienawiści to również temat medialny związany z imigrantami, kulturą muzułmańską i Mariuszem Pudzianowskim. Pozwólcie, że ominę całą to rozdmuchaną otoczkę.
Pojawiła się ostatnio bardzo popularna kampania #StopMowieNienawiści. Jestem za, podpisuję się rączkami i nóżkami, i każdą inna kończyną, jaką jestem w stanie. Dlaczego? Mowa nienawiści jest zła. Nawołuje do przemocy, agresji, jest kierowana w ludzi o odmiennym wyglądzie, opiniach czy... Po prostu w stronę ludzi, których nie lubimy. Jednocześnie mowa nienawiści jest najpopularniejszą mową w internecie - wystarczy poczytać komentarze pod kontrowersyjnymi artykułami albo pod szowinistycznymi/feministycznymi obrazkami na kwejku. Słowo daję, człowiek czyta, a wiara w ludzkość umiera.
O problemie mowy nienawiści mówił również, bardzo dosadnie, youtuber Gonciarz, w odcinku Zapytaj Beczkę. Nie jestem stronnicza, ponieważ nie znałam tego twórcy wcześniej - nie wiem kim jest, co tworzy, ale słuchałam tylko tego, co ma do powiedzenia na temat hejterów. A mówi dobrze. Jednocześnie, pod tym linkiem czytam kolejne komentarze typu:
„Kiedyś myślałem, że jesteś kolesiem co tłumaczy tym dzieciom tylko jak mają myśleć, a teraz wiem, że jesteś sprzedajną, szują i pro europejskim skurwysynem, nie polecam, PIERDOL SIĘ.”
A wszystko dodatkowo rozpoczyna komentarz:
„Czy to prawda, że "HejtStop" zapłacił za ten materiał? Jeśli tak, to ta "MOWA NIENAWIŚCI" działa tutaj w chuj wybiórczo...”
Przyznaję, słyszałam o organizacji HejtStop i ich skrajnych poglądach, o tym całym szumie, o tym, że zgłosiła Pudzianowskiego do prokuratury. Może przesada, może nie. Patrząc na to co się dzieje w internecie: jestem skłonna poprzeć Panią Joannę Grabarczyk (to nie znaczy, że ją popieram!). Nie pochwalam w pełni jej zachowania, ale komentarze jakie czytam kierowane w stronę uchodźców, plus to, o czym mówi Gonciarz, podpowiadają mi, że oboje robią dobrą rzecz. Zwalczają mowę nienawiści.
Oczywiście, sporność winy albo i jej brak nie jest tematem moich rozważań, podobnie jak nadgorliwość Pani Joanny. Nie interesuje mnie jednak ani HejtStop, ani Pudzian, ani Joanna Grabarczyk i roztrząsanie tego, kto ma rację. Każdy użytkownik ma swoje przekonania i się nimi kieruje, ja swoich ostatecznie nie wypowiem. Interesuje mnie to, o czym oni mówią: o mowie nienawiści.
Może przybliżę problem samego rozumienia pojęcia „mowa nienawiści”. Zaprosiłam do dyskusji członków pewnej grupy - o tym, czym jest mowa nienawiści i jak wygląda. Wywiązały się dość ogniste wymiany zdań, za co jestem wdzięczna, ponieważ posiadam argumenty, których nie posiadałam wcześniej. Dlatego, w tym miejscu pozdrawiam dyskutantów i dziękuję za wymianę opinii. Wracając do tematu, zapytani przeze mnie uczestnicy dyskusji bardzo często mylili pojęcie krytyki z hejtem. Te pojęcia nie są sobie równe, co to, to nie. To zupełnie dwa różne światy. Cytując uczestniczkę:
- Krytyka: Nie powinieneś nosić tych rurek, źle w nich wyglądasz, właściwie trochę jak kobieta.
- Hejt: Ubierasz się jak jebany pedał, weź to zmień.
Osoba udzielająca się w dyskusji w bardzo ładny sposób zarysowała różnicę między krytyką, a hejtem. Jak widać, krytyka jest zauważeniem pewnego stanu rzeczywistości, sugestii oraz propozycji zmiany. Nie wymusza jednak na odbiorcy „zmień to”, ani również nie obraża go w sposób jednoznaczny. Może poczuć się urażony, tyle, że nie powinien, bo nadawca wypowiedzi przedstawił jedynie fakt. Natomiast hejt jest - dla mniej spostrzegawczych podkreślę - obraźliwy. Dalej: wulgarny, nieuprzejmy, prostacki, bezczelny, nie posiada znamion normalnej, ludzkiej rozmowy.
Mówię o tym, ponieważ sama krytyka jest brana za mowę nienawiści, a nie na tym to ma polegać. Wydaje mi się, że kiedy wygłaszam swoją opinię, która brzmi: nie popieram polityki pro-uchodźczej, ponieważ jest to kultura skrajnie odmienna od naszej i dotychczasowe kraje multi-kulti raczej stają się ofiarą swojej polityki, niż głosicielami pokoju. Nie nawołuję do nienawiści kulturowej, nie nawołuję do przemocy, nie mówię, że „mają się wszyscy potopić”. Jestem im przeciwna, ale potrafię to wyrazić w inny sposób niż „śmierć imigrantom”. Ale, nie o nich miałam mówić.
Przy mowie nienawiści i zgłaszaniu tych aktów przemocy do prokuratury pojawia się bardzo potężny argument: „ograniczanie wolności słowa”. To chyba ulubiony argument tych, którzy piszą te wszystkie okropieństwa w internecie. Dyskusja, dzięki której piszę ten artykuł, skupiła się na tym bardzo mocno, a argumenty pojawiły się dość skrajne.
Mój ulubiony fragment dyskusji ograniczył się do kilku wypowiedzi, które pozwolę sobie zacytować:
- Nie jest okej, ale to właśnie swoboda wypowiedzi. Nikt nie musi się tym przejmować. (W kontekście krzywdzenia innej osoby i popychania jej do samobójstwa)- Ale ludzie się tym przejmują, bo czasami to jest wisienka na torcie. Co innego konstruktywna krytyka, [...], a co innego hejtuję bo hejtuję, bo mogę, bo mam takie prawo.- No to ich sprawa, że się tym przejmują. Może zakazujmy się im tym przejmować? Miałoby to taki sam sens.- Równie dobrze zakażmy hejtowania, bo czemu się przejmujesz, że ten człowiek nosi rurki, tamten lubi chłopców, a tamta nie chce schudnąć?
Problem mowy nienawiści nie tkwi w miejscu prawnym „mamy wolność słowa”. Hejtujący i krzyczący najgłośniej o tym, że mamy prawo mówić co myślimy, i to nie ich problem, zapominają o prawie milczenia, z którego niejednokrotnie powinni skorzystać. Dlaczego? Bo można zwyzywać człowieka na ulicy, że pedał i ciota, bo nosi rurki, i że ma przestać kompromitować męską nację i naród polski. Można, ale moje pytanie brzmi: po co? Mam wolność słowa, ale mam również prawo zachować milczenie.
Oczywiście, są kwestie, które spędzają sen z powiek nam wszystkim, jak chociażby uchodźcy, którzy są niejako zagrożeniem dla naszej kultury i wolności. Wystarczy mi jedno spojrzenie na kraje zachodu i aktualną sytuację, nawet ze starych krajów multi-kulti, gdzie kultura muzułmańska zdominowała szarą rzeczywistość. Mówię o sytuacjach, gdzie chrześcijanka musi zdjąć krzyżyk, bo przeszkadza on muzułmaninowi; ale muzułmanka nie musi zdjąć burki, bo religia jej na to nie pozwala.
Do tej sytuacji, nieszczęśliwie, doprowadziliśmy sami. Czym? Naszą nadmierną tolerancją.
Nie, nie, i jeszcze raz, nie. Ludzie źle pojmują tolerancję. Rozumieją ją jako pełną akceptację i ustępowanie w wielu kwestiach, a tak nie jest. Niemniej, na naukę zdrowego rozsądku jest już za późno, i nie będę jej nauczała ja, bo jestem ostatnią osobą, która by się do tego nadawała.
Wróciłam do uchodźców, znów, i to nie bez powodu. HejtStop rozpoczął się właśnie w kontekście mowy nienawiści skierowanej do muzułmanów i uchodźców. Z czasem obrał szerszy kontekst, wchodząc na sfery homoseksualizmu, wyglądu, ubioru, i tak dalej. Niemniej, są momenty, kiedy powinniśmy zabrać głos i są momenty, kiedy powinniśmy siedzieć na dupie i powiedzieć sobie „a po chuj mi to”. Po chuj czepiać się kolesia na ulicy tylko dlatego, że ma rurki? Po chuj czepiać się dziewczyny, bo jest gruba? Bo chuj czepiać kolesia na internecie, tylko dlatego, że ma inne poglądy? Mówię: czepiać się; nie hejcić, nie wyzywać, nie obrażać. Czepiać.
Możemy dyskutować o tym co ważne - imigrantach, bo mogą nam zaszkodzić; możemy dyskutować o ubiorze człowieka na ulicy, ale po co? Szkodzi nam?
Niemniej, nieważne w jakiej sytuacji się znajdziemy - o tym czy dyskusja jest naprawdę ważna, czy też krąży wokół pierdoły, żadne z nas nie ma prawa hejcić i wyzywać innego człowieka. Możemy się z nim nie zgadzać, możemy z nim dyskutować, ale prawo wolności słowa nie daje nam prawa do obrażania i wyzywania. Bo istnieje drugie prawo, prawo o zachowaniu milczenia. To właśnie z niego powinni korzystać wszyscy ci, którzy najgłośniej krzyczą „do gazu z nimi”; „jesteś pedał i ciota”.
Niemniej, nieważne w jakiej sytuacji się znajdziemy - o tym czy dyskusja jest naprawdę ważna, czy też krąży wokół pierdoły, żadne z nas nie ma prawa hejcić i wyzywać innego człowieka. Możemy się z nim nie zgadzać, możemy z nim dyskutować, ale prawo wolności słowa nie daje nam prawa do obrażania i wyzywania. Bo istnieje drugie prawo, prawo o zachowaniu milczenia. To właśnie z niego powinni korzystać wszyscy ci, którzy najgłośniej krzyczą „do gazu z nimi”; „jesteś pedał i ciota”.
„Zdechnij jako stara panna” - skąd ten tytuł? Przecież nie nawiązuje ani do imigrantów, ani do sytuacji z HejtStop; nawiązuje on jednak do mowy nienawiści, z jaką spotykam się regularnie. Mową nienawiści skierowaną w moją stronę, bo nie boję się wyrazić własnej opinii, nawet jeśli jest sprzeczna z poglądami większości internautów. Codziennie obserwuję obraźliwe komentarze skierowane do innych twórców, gdzie ludzie wyzywają ich za sposób twórczości, antypatriotyzm albo patriotyzm, albo za choroby, albo za samotne wychowywanie dziecka. No bo jak to tak? Samotna matka z dzieckiem? Dała dupy i teraz ma.
Mowa nienawiści nie jest ani problemem nowym, ani ograniczonym do konkretnych tematów. Spotykamy się z nią na każdym kroku, przy każdym kontrowersyjnym temacie - wystarczy poczytać komentarze. Są dyskutanci na poziomie, ale są dyskutanci nie posiadający żadnego poziomu, bo kiedy zbijesz ich argument logicznie, przechodzą na mowę nienawiści - „idź się zabij”. Oryginalne, doprawdy.
Dołączam do akcji: #StopMowieNienawiści
Mamy wolność słowa. Nasi przodkowie walczyli o to, byśmy mogli sami o sobie decydować, a dzisiaj sami bardzo chętnie odbieramy to prawo innym. Tylko dlatego, że... Że co? Pierdolę takie społeczeństwo, skoro wolność słowa staje ponad zdrowym rozsądkiem, szacunkiem do innego człowieka i odbiera to, co prawo ma gwarantować: wolność.
Photo credit: Wiertz Sébastien via Foter.com / CC BY