... Czyli rodzice jako
kotlet literacki, wielokrotnie odgrzewany i sprzedawany w restauracjach.
Bohater
- wydawałoby się, że z jego kreacją nie będzie żadnych problemów, ponieważ
każdy z nas jest inny i tworzy inne postacie. Mało tego, każdy Autor myśli, że
jest niepowtarzalny i nigdy nie otrze się o żaden ze stereotypów, jakie
pojawiają się w innych opowiadaniach.
Gdy
widzimy, jak ktoś wytyka w cudzym opowiadaniu "utarty schemat", czy
też jak ja to określam, "odgrzany kotlet", uśmiech rozkwita pod
nosem, w przekonaniu, że jesteśmy się lepsi od innych. To przekonanie jest
bardzo mylące, bo wszystkie dobre schematy, są tymi oklepanymi. Nieważne jednak
jest co powielamy, ale ważne w jaki sposób to przyprawiamy. Nam, Autorom,
powinno zależeć na tym, by gość naszej restauracji - naszego opowiadania - nie
poczuł, że podajemy mu na stół coś, co jest stare i co już było. Żeby tak się
stało, trzeba nasze literackie kotleciki znać.
Na
pierwszy strzał biorę rodzinę bohatera, a raczej to, co bardzo często Autorzy z
nią robią. Najbliżsi to doskonały materiał na budowę dramatu, gdzie bezustannie
pada deszcz, mieszając się ze łzami rozpaczy.
Śmierć rodziców. To
jest punkt numer jeden na TOP Liście oklepanych tematów, gdy chcemy zrobić z
bohatera ofiarę. No, albo chociaż sprawić, by czytelnik w pewnym sensie
współczuł. Na jakiej zasadzie to działa? Opcji jest kilka - albo rodzice
bohatera umierają, gdy był mały (Harry Potter) bądź też, gdy jest już mniej
więcej dorosły i akcja trwa (Nefilim). Jest również mnóstwo pośrednich motywów,
których przytaczać nie będę, bo chcę tutaj wytypować te najbardziej wyklepane w
tych naszych restauracyjkach.
Bohater,
który wychowuje się bez rodziców i nigdy nie doświadczał ich miłości, wywołuje
w nas współczucie. Sprawia, że chcemy go przytulić i pogłaskać po głowie,
powiedzieć „wszystko będzie dobrze”. Jednakże, na litość boską! Ileż
to mamy sierot w tych opowiadaniach? Ilekroć sobie któreś przypomnę, to albo
zginęli w wypadku samochodowym, albo samolot się rozbił, albo utonęli.
Tragiczna śmierć, która potęguje tragizm sytuacyjny. Zaraz człowiek zwymiotuje
tym tragizmem! Wisienką patosu jest to, jak bohater mówi o ich śmierci. „Umarli
kiedy byłam mała. Strasznie przeżyłam ich śmierć. Utonęli w sadzawce za
domem...” Doprawdy, tragiczna śmierć i jeszcze bardziej tragiczny sposób
wspominania o nich...
Jeśli
kotlet może mieć dwie wisienki, to drugą wisienką jest wspominanie o tym w
prologu, rozdziale pierwszym lub rozdziale drugim, zaraz obok olbrzymiego,
wylewnego opisu bohatera. Oczywiście, w narracji pierwszoosobowej to już w
ogóle wygląda jak zgniła wiśnia...
Moja
rada brzmi: Nawet jeśli nasz bohater jest sierotą, nie
wspominajmy o tym w początkowych rozdziałach, a tym bardziej w wylewnym opisie
jego własnej osoby i biografii, od momentu narodzin po dzień dzisiejszy. Tak,
popularną manierą początkujących Autorów jest pełny twór biograficzny w
prologu. Zresztą, wiele prologów właśnie na tej zasadzie wygląda. „Mam na imię
Elizabeth i mam siedemnaście lat. Urodziłam się w...” i tak dalej, i tak dalej,
aż do ostatniego zdania.
Jak
to się stało, że w Harrym Potterze nie było czuć starego kotleta? Otóż, Rowling
użyła odpowiednich przypraw. Przyprawa
pierwsza: wątek, który nie tylko jest wspomniany, ale przeplata się przez
prawie wszystkie tomy, w sugestywny sposób ukazując cierpienie młodego
bohatera. Przyprawa druga: ich
śmierć ma wpływ na motywy fabularne, a nie jest tylko wzmianką mającą budować
smutną przeszłość biednego bohatera-sieroty. Przyprawa trzecia: nie jestem, co do tej przyprawy, pewna, ale
chyba dość późno dowiadujemy się o śmierci rodziców Harry'ego.
Nigdy, przenigdy, nie
popełniajmy faux pas, które popełnił autor Nefilima. Otóż
pisarz ten eliminował wszystkich bohaterów, którzy odegrali swoją rolę. Nie
wiedział co zrobić z rodzicami, więc ich zabił, choć teoretycznie próbował
zastosować przyprawę numer dwa. Nie kupiłam jednak tego kotleta, trącił myszką.
Niemniej, motyw ten jest dość dobry, jeśli tworzymy opowiadanie fantasy lub gdy
śmierć rodziców ma mieć wpływ na fabułę od razu, a nie po czasie.
Rodzice-martwi-wkrótce,
czyli w rozdziale pierwszym, drugim, trzecim i tak do, mniej więcej, połowy
książki. Załóżmy czysto hipotetycznie, że na wzór bierzemy fabułę fantasy. Mamy
naszego Parobka Przeznaczenia, który prowadzi swoje wiejskie życie w otoczeniu
rodziny. Pojawia się zły najeźdźca, grabi i morduje. Parobek cudem to
przetrwał, jego rodzina nie. Co robi Parobek? Oczywiście, szuka zemsty. No i
historia gotowa.
We
współczesnych opowiadaniach to się różni, bo głównie obraca się wokół dramatu
bohatera. Wielkich zmian w fabule nie ma, no, pomijając przeprowadzkę do nowego
miejsca. Raczej niewielu bohaterów szuka winowajcy czy zemsty, bo też niewielu
rodziców zostaje zamordowanych. Niestety, faux pas pojawia się, gdy Autor nie
ma odpowiedniego warsztatu w budowaniu przeżyć i emocji - wówczas mamy komiczny
wręcz patos i nierealne monologi wewnętrzne.
Rzadko wybierane
motywy sieroctwa? Euro-sieroctwo, dość popularne w XXI wieku i
półsieroctwo.
Despotyczni rodzice. Wątek
równie popularny, jak rodzice martwi i rodzice-martwi-wkrótce. Nie wiem czy
wynika on ze sporów rodzinnych młodego Autora, czy też przechodzi on okres
buntu i próbuje w ten sposób znaleźć ujście na negatywne emocje. Niemniej, pod
tym hasełkiem ukryłam znacznie więcej, niż tylko tyranię.
1. Rodzice
bezwzględni - czyli tacy, którzy narzucają
córce wymogi i oczekują, że im podoła. Mogłoby się wydawać, że będzie chodziło
o sprawy błahe, ale nie! Tu chodzi przeważnie o ślub (yeah!), albo też o
przeniesienie do innej szkoły, a już w ogóle najbardziej dramatycznym
rozwiązaniem jest przeprowadzka. W większości przypadków kończy się to
żywiołową kłótnią, rzadziej cierpi na tym wazon, kot lub inny członek rodziny.
Nie obejdzie się bez wyzwisk (w końcu każdy młody marzy, by wygarnąć rodzicom
parę słów). No i przez całą późniejszą fabułę rodzice to zło wcielone, będące
główną przyczyną nieszczęść bohaterki.
Nie
lubią mnie w szkole? Wina rodziców, bo kazali mi się przeprowadzić. Jestem nowa
i nikogo nie znam? Wina rodziców. Trzęsienie ziemi w Japonii? Oczywiście, że
rodzice. No przecież nie płyty tektoniczne!
Oczywiście,
kłótnia z głównymi antagonistami młodych ludzi pojawi się na samym początku i
nie będzie miała absolutnie żadnego wpływu na dalsze wydarzenia. No, może
wprowadzi drobne zmiany, jak nowe miejsce zamieszkania, nowa szkoła czy
małżonek (tutaj chodzi mi bardziej o opowiadania fantasy), ale uwaga!, nic
więcej. Jeśli pojawi się jakakolwiek wzmianka o tym przy siódmym rozdziale,
będę pod wrażeniem.
Moja
rada? Jeśli już mamy rodziców, którzy rozkazują
bohaterowi i dochodzi do kłótni, niech to ma oddźwięk w późniejszych
fragmentach. To raz, a dwa. Przeważnie kłótnie toczą się o rzeczy poważne, a
prawie nigdy nie o te nieistotne. Choć z drugiej strony, irytują mnie
bohaterzy, krzyczący wniebogłosy tylko dlatego, że nie chcą zjeść szpinaku.
2. Rodzice bogaci,
którzy najpewniej nie interesują się córką/synem. Oczywiście, potomek ma
wszystko, czego dusza zapragnie, włącznie z drogim samochodem i własnym
mieszkaniem w centrum miasta. Bohater jednak czuje się źle, bo brakuje mu
miłości i gardzi swoimi rodzicami, lub im współczuje.
Motyw
tak oklepany, że z kotleta zrobił się opłatek. Z jednej strony chcemy bohatera,
który jest bogaty, piękny i ma wszystko, a z drugiej strony nieszczęśliwego,
który tego szczęścia przez całe opowiadanie będzie szukać. Jaki jest na to
sposób? Połączyć, w myśl przysłowia, „pieniądze szczęścia nie dają”. Doprawdy?
Oczywiście, może to być wielce prawdopodobne... A raczej wydaje się
prawdopodobne, bo się o tym wszędzie czytało? Trudno odgadnąć, ale gdy patrzę
na niektóre moje rówieśniczki, od dziecka opływające w drogie futra i wszystko,
co najlepsze... Szczerze wątpię.
Dla
mnie motyw ten jest o tyle fałszywy, że po jego wprowadzeniu w Psychologii
światów, prawie natychmiast dokonałam przewrotu i skoczyłam do wcześniejszego
motywu o despotycznych rodzicach. Ileż można czytać o bogatych i
nieszczęśliwych, kiedy samemu sie jest nieszczęśliwym, no i niekoniecznie
bogatym?
Moja
rada? Jeśli ktoś się zdecyduje wykorzystać ten motyw
(naprawdę, szczerze odradzam), to niech... Damn, trudno cokolwiek doradzić przy
takim opłatku. Jak to się przyprawia, do cholerci? Jest kilka opcji, a
jednocześnie wszystkie są nie do końca dobre.
3. Matka
psiapsióła / matka
rywal, czyli jak zniszczyć życie rodzinne bohaterki, nie wychodząc z
domu. Pierwsza, to taka, która chce aktywnie uczestniczyć w życiu córki.
Bezustannie chce wychodzić na zakupy, wspólne filmy i chrońcie mnie przed tym,
wspólne randkowanie. Kocham moją mamę, ale nigdy w życiu nie wyszłabym z nią na
miasto! No i oczywiście, nie pozwolę się swatać! Co jest dość popularne, jeśli
już ktoś wybierze tego typu motyw.
Matka
rywal to już w ogóle wisienka. Kobieta, która nienawidzi córki, gdyż ta jest
piękna, młoda i ma życie przed sobą. Jest to powód, dla którego znęca się nad
córką, bezustannie jej wytykając błędy. W efekcie końcowym, mamy takiego
Kopciuszka w XXI wieku. Niech matka zamieni się w macochę, to osobiście dorzucę
parę gołębi.
4. Jeden rodzic, to
motyw dość rzadki, a jeśli się pojawia, przeważnie spotykam dwa potencjalne
schematy. Pierwszym jest śmierć rodzica, która nie jest z tych najgorszych
opcji. Drugą jest rozwód i to silne uczucie nienawiści, jakie towarzyszy
bohaterowi. Poczucie zawodu, pretensje do obojga, że nie są dalej razem. Nie
zapomnę wspomnieć o niechęci, jaką zostaje obdarowany nowy partner rodzica. To
już jest klasyka! W końcu jak można kochać swoją macochę? Ojczyma - owszem,
ojczym to bardzo pozytywna postać. Macocha to zło, samo słowo ma ten nienawistny
wydźwięk.
Jeśli
pojawi się macocha i jeśli bohater darzy ją nienawiścią, to bardzo często nowa matula nienawidzi swojego
pasierba/pasierbicy. Bezustannie go krytykuje, zazdrości i próbuje skupić całą
uwagę małżonka na sobie. Wszystko, byleby córeczka/synuś odszedł w zapomnienie.
Naciągnięte jak guma w majtkach zapaśnika sumo, więc...
Nie
wspomnę ani o nienawiści do nowej partnerki ojca, który opuścił rodzinę. To już
w ogóle wisienka, czereśnia i arbuz GMO.
4. Typy rodziców
rzadko wybieranych, a którzy zasługują na chwilę uwagi. Rodziców,
albo wychowawców = rodzice zastępczy albo dziadkowie/wujostwo. Jeśli pojawiają
się opiekunowie wyżej wymienieni, to tylko dlatego, że Autor uśmiercił rodziców
głównego bohatera, jakby nie było innych rozwiązań. Najprostsze i najbardziej
nudzące z rozwiązań.
Pisanie
opowiadania, który nie zetknie się z powyższymi kotlecikami jest nie tylko
trudne, ale wręcz niemożliwe. Dobre historie zawsze zawierają któryś z tych
punktów, bo chodzi o to, by poruszyć, a co wzbudzi większe emocje, jeśli nie
tragizm? Najważniejsze jest dobrać odpowiednią opcję do historii, nie
dramatyzować niepotrzebnie i przede wszystkim, wkomponować całość w fabułę. Nie
tworzyć z tego niepotrzebnego tła - niech wszystko gra!
Co
więcej, podczas pisania tego tekstu zastanawiałam się, ile z tych kotletów
pojawiło się w moich opowiadaniach. Prawdę mówiąc... Wolę tego nie liczyć.
Chyba nie znalazł się motyw, którego bym nie wykorzystała ^^