• Facebook
  • E-mail

Może się przedstawię:

Jestem N.

dawniej Nuadell i Pani Kotełkova.


Trochę o mnie:

Na(talia)

Polonistka - z charakteru, zboczeń, prawdopodobnie też z krwi i kości.

Bibliofilka. Kolekcjonerka książek.

Mityczne stworzenie zwane 'graczem-kobietą'; łac. nazwa: kobietus graczus nielamus.

Marzycielka, bezustannie z głową w chmurach.

Gaduła, co tylko gada i gada. I gada, i jeszcze raz gada. Lubi gadać.

Trochę blogerka.



Pani Kotelkova

Trochę o NaRzecze:

NaRzecze to dawny blog funkcjonujący pod nazwą Wypstrykando. Jednakże tak jak przerwa w blogowaniu przysłużyła się mojemu zdrowiu, tak na zdrowiu podupadła dawna domena.

Żałuję? Ani trochę. Po pierwszej złości uważam, że przez tyle czasu JA się zmieniłam, WY się zmieniliście, to i Wypstrykando powinno się zmienić.

O czym piszę? O życiu, ludziach, relacjach, poli... nope!, o polityce nie, śmierdzący temat.

Czyli tak jak dawniej, ale... krócej. Bez elaboratów na setki stron.

AKTUALNOŚCI


niedziela, 30 grudnia 2018

#200 Dziękuję Ci.

#200 Dziękuję Ci.


Nie znasz mnie. 

A właściwie, ja nie znam Ciebie. Ale dziękuję Ci


Bloguję już kilka lat i przez te kilka lat postanowiłeś - jako mój Czytelnik - podążać za mną.
Dziękuję Ci za to, że przez ten cały czas próbowałeś ubrać moje buty. Moje buty, czyli mój temat, mój pogląd i moje argumenty. Nieważne jak byłyby niewygodne, robiłeś to. Mogłeś się nie zgadzać, mogłeś uważać że nie mam racji - ale miałeś odwagę to napisać; i nie napisać w sposób, który określamy hejtem. Po prostu, nie zgadzałeś się ze mną, więc to napisałeś.
Dziękuję Ci za wsparcie, jakie mogłam w Tobie znaleźć gdy tego potrzebowałam. Bo wiedziałeś co napisać i jak napisać, bym poczuła, że nie jestem osamotniona.
Dziękuję Ci za to, że mogłam napisać w mniej lub bardziej poważnych sprawach i zawsze mogłam liczyć na fachową poradę.
Dziękuję Ci za to, że zawsze napisałeś do mnie i porozmawiałeś o czymś, co znalazło ujście w artykułach. I dziękuję, że mogłam to opisać.
Dziękuję Ci, że nadal tutaj ze mną jesteś.
Dziękuję Ci, że zacząłeś ze mną tutaj być.

Mam nadzieję, że znalazłeś w moich artykułach to oparcie, słowa otuchy i to, czego u mnie szukałeś. Bo cokolwiek napisałam przez ten cały czas, pisałam dla Ciebie. Potrzebowałam wyrzucić z siebie myśli, ale robiłam to dla Ciebie.
Przez te wszystkie lata miałam swoje wzloty i upadki; mniej lub bardziej twarde lądowania. Zmieniałam się, czego dawałam świadectwo w moich tekstach. Zmieniał się mój warsztat, moja tematyka. Ja się zmieniałam. I to dzięki Tobie, bo musiałam przemyśleć pewne sprawy jeszcze raz i spojrzeć na nie Twoimi oczami. Zmieniałam się również dla Ciebie.


I dziękuję Ci za to, mój Czytelniku. Życzę i Tobie, i sobie, kolejnych dwustu artykułów. Życzę i Tobie, i sobie, że spotkamy się za kilka lat ponownie.

czwartek, 13 grudnia 2018

#199 Stereotypy | Czy jesteś rasistą?

#199 Stereotypy | Czy jesteś rasistą?

Bawi mnie, gdy ludzie oburzają się na temat stereotypów i z obrzydzeniem mówią: „Stereotypy mnie nie dotyczą! Jestem tolerancyjny”. Jakby były czymś złym, czymś brudnym. Jakby za pomocą stereotypów człowiek stawał się rasistą. Prawda jest taka, że nie możemy funkcjonować bez stereotypów. 

Niestety, ludzie zrobią wszystko, by uniknąć zarzutu „jesteś rasistą”. Nie ma w tym nic złego. Zło tkwi w rasizmie, ale to nie o nim chciałam mówić. Tym razem obiektem moich przemyśleń stał się stereotyp, a raczej to, co czyni z ludźmi. Błędnie myli nam się postrzeganie świata stereotypowo od bycia rasistą. Ale, od początku.
Cóż to znaczy: stereotyp? Potocznie kojarzy nam się z obrazem zamkniętym gdzieś w podświadomości, przekazanym przez kolegów, koleżanki, rodziców. Przeważnie dotyczy to innych ludzi... W końcu, każdy Muzułmanin to morderca i gwałciciel, każdy Niemiec gestapowiec, każdy Polak to pijak i złodziej. A jaka jest prawda? Pierwotnie znaczenie słówka stereotyp było troszeczkę inne od znanego nam dzisiaj:
«kopia pierwotnej formy drukarskiej do druku wypukłego»
Jak pewnie wiemy z lekcji historii, w dawnych dziejach maszyny drukarskie wyglądały zupełnie inaczej. W wielkiej tablicy układało się kostki z wypukłymi literami, naciskało się na gąbkę z tuszem (całą stronę), po czym odbijało się na pustej stronicy. Taka stara metoda kopiuj i wklej, zastosowana już w przeszłości.
Dlatego nie może dziwić, że znaczenie stereotypu poniekąd jest takie same:
«funkcjonujący w świadomości społecznej uproszczony i zabarwiony wartościująco obraz rzeczywistości»
Bo choć jest to obraz rzeczywistości funkcjonujący w świadomości społecznej, to jednak jest on przekazywany jak kalka - przez kopiuj i wklej.  Ale nie mówmy już o znaczeniu słowa, a skupmy się na jego funkcji.  Można ich wymieniać wiele, ale ja wytypowałam trzy. 

funkcja pierwsza

porządkowanie rzeczywistości

Lubimy wszystko mieć poukładane, na swoim miejscu i nie lubimy, gdy zmienia miejsce. Załóżmy taką sytuację, że spotykają się dwie koleżanki i wymieniają najnowsze informacje o ludziach z blokowiska. Nawet jeśli kogoś nie znamy, lubimy o nim coś wiedzieć. „Coś”. Niedużo, „coś”. Dlatego gdy podczas rozmowy pada pytanie: „jaki on jest”, często posługujemy się stwierdzeniem typowy. Typowy Seba. Typowy Polak. Typowy Niemiec. Typowy Szkot. Typowy Rusek. Typowy Warszawiak czy typowy Ślązak. 
Ktoś jest typowy i używamy tego określenia. Nie wiemy jaki on jest, ale już wówczas pojawia się stereotyp. Bo nie każdy z nas zna Szkota, ale każdy wie, że lubi whiskey, że Włosi lubią pizzę i są kobieciarzami, że Grecy mają na wszystko czas. Wiemy, że z rusami nie pić i że Rosja to stan umysłu. Wiemy to, choć nigdy nie spotkaliśmy Greka, Włocha czy Rusa. Ani Francuza, choć Francuzi to tchórze. Wiemy. Mówimy to z uśmiechem, bez złości. Dzielimy się spostrzeżeniami, stosując minimalizm. Maksimum obrazu przy minimum słów. 
Obraz jest trochę skarykaturowany, ale jest. Z grubsza. 

funkcja druga

poczucie humoru

Teraz szczerze, kto z nas nie lubi żartów o Polaku, Rusku i Niemcu? Polaczek to cwaniak, Niemiec praktycznie podchodzi do życia, a Rusek... Rusek to Rusek. Zauważ, że w samych żartach o Polakach lubimy „szczycić” się przebiegłością i umiejętnością picia, a jednocześnie oburzamy się na ten stereotyp. No nie jest tak? Nie mówimy o pijanym w sztok rodaku, co oszukał diabla w grach? Co wykiwał francuza czy załatwił Niemca na cacy? A jednocześnie gdy ktoś zza granicy wspomni o tym stereotypie, jest wielkie oburzenie - bo rasista.
Nie rasista - powtarza jak kalka to, co usłyszał od kogoś innego; a to co usłyszał, w jakiś sposób uporządkowało jego rzeczywistość. Może nie tak jakbyśmy chcieli, ale jednak. No bo - jakby nie patrzeć - sami łypiemy na rodaka krzywym okiem. W dzisiejszych czasach wszystko wszystkich obraża i niestety, nie potrafimy śmiać się sami z siebie. 

funkcja trzecia

ostrzegawcza

Chciałabym powiedzieć, że stereotypy kłamią. Chciałabym móc powiedzieć z ręką na sercu, że w tych wszystkich wytykach i żartach nie tkwi ani ziarnko prawdy. Niestety, skądś się to wzięło. Bo jak to tak, jeden człowiek to wymyślił, a wszyscy mu uwierzyli i powtarzają to jak prawdę objawioną, choć nie mają ani krzty potwierdzenia w rzeczywistości? 
Kogoś musiała spotkać przykra sytuacja, musiał ją przekazać dalej. Ten, kto tę wiadomość otrzymał, albo sam miał z tym kontakt albo przekazał komuś, kto miał podobne doświadczenia. W ten sposób stworzyła się drabina, że ktoś tam zna kogoś, kto właśnie miał taką samą sytuację. 
Przykładów mogę mnożyć na pęczki, ale zacznę od najniższych: żebracy. Damy pieniądze żebrzącym ludziom czy też powtarzamy, że to pijacy żerujący na litości innych? Raz postanowiłam zrobić krok na przód i zrobiłam osobie potrzebującej zakupy. A potem tę samą osobę zauważyłam w grupie kilku innych osób, wymieniających się fantami i śmiejących się z naiwności ludzi. Dalej: cyganie. Nie ładnie oceniać po pozorach, ale sama byłam świadkiem jak cygańskie dziecko wyrwało kobiecie telefon z ręki i uciekło z autobusu z taką prędkością, że nie było szans go dogonić. 
Stereotypowo? Bardzo. Kobieto kochana! Idąc przez miasto i widzą budowlańców w oddali wiesz,  po prostu wiesz, że będą się na ciebie gapić, albo wręcz zagwiżdżą jak na psa.

Stereotypy pozwalają nam uporządkować świat przy minimum przekazu i maksimum treści. Jednocześnie te same obrazy uświadamiają nam nasze wady, z których potrafimy się albo śmiać, albo jesteśmy śmiertelnie obrażeni. I na sam koniec te same stereotypy mówią jakąś część prawdy o naszej naturze. 
Bo może niczego nie ukradłeś i nie upijasz się na umór, ale powiedz mi: nie znasz przypadkiem tego wąsatego Janusza z biznesu, który doi oszczędności na pracownikach płacąc minimalną krajową? Albo nie znasz tego, który powtarza znalezione - niekradzione? Nawet jeśli stereotypy nie mówią personalnie o tobie, to na pewno słysząc je, kogoś na myśl ci przywołują. I taka jest właśnie siła stereotypów. Są złe? Nie. Są złe, gdy za nimi schowana jest mowa nienawiści. Gdy to stereotypy nie pozwalają poznać nam osoby i pozostajemy tylko przy jej obrazie.

A jakby na potwierdzenie słów, przytoczę pewną historię opowiedzianą przez bliską mi osobę. Miałam kiedyś kumpla, który miał Yorka. York jak każdy pies, na spacery chodzić musi. Tak więc (nazwijmy naszego bohatera) Tomek chcąc nie chcąc, musiał iść ze swoim Fafikiem na spacer. Było już późno, ale w sumie park niedaleko był ładny i dobrze oświetlony, wybrał się właśnie tam na spacer.
I idąc jedną z alejek parku Tomek w oddali dostrzegł trzech dresów dokładnie w tym samym momencie, w jakim oni zauważyli jego. Tomek wiedział, że nie może okazać strachu drapieżnikom, i tak samo nie może rzucić się do ucieczki.
Więc szedł dalej ze swoim psem zaczepno-obronnym i kątem oka obserwował Panów. A jeden z nich nagle wstał i ruszył w jego stronę. Tomek, widząc dresa wyższego o głowę, do tego napakowanego, zastanawiał się czy woli stracić zęby, czy jednak nowy telefon będzie tańszym rozwiązaniem.
Dres idzie, Tomek odmawia zdrowaśkę. Dres podchodzi i rzecze "Ty, to twój pies?". Tomek stara się nie trząść jak galareta i odpowiada w miarę pewnie "mój", na co dres rzecze "mam takiego samego, ale jakby mniejszego". 
W ten oto sposób Tomek rozmawiał sobie z dresem o psich fryzjerach i odmianach yorków.


wtorek, 4 grudnia 2018

#198 Księżniczka po terminie | Co niszczy twój związek?

#198 Księżniczka po terminie | Co niszczy twój związek?

Jestem samolubna, niecierpliwa i trochę niepewna siebie.
Popełniam błędy, tracę kontrolę i jestem czasami ciężka do zniesienia.
Ale jeśli nie potrafisz znieść mnie kiedy jestem najgorsza, to cholernie pewne, że nie zasługujesz na mnie, kiedy jestem najlepsza.
Marylin Monroe

W poprzedniej części Z księżniczki w zołzę pisałam o nim, jako osobie, która nie dojrzała do dorosłego życia. Mówiłam, że jest wiecznie zmęczony, ma milion wymówek, a druga połówka to bardziej mamusia jak partnerka. Ale, ale, czy to znaczy, że tylko on może być przyczyną rozpadu związku? Czy tylko on niszczy związek swoją niedojrzałością? Otóż: nie tylko on. Powiedz mi, księżniczko, co tobie można zarzucić?


Pewnie ktoś uśmiechnął się pod nosem po przeczytaniu użytego przeze mnie wyrażenia księżniczka. Raz, bo użyłam tego samego określenia w poprzedniej części. Dwa, bo każdy z nas zna taką księżniczkę, która wygląda jak milion dolarów, chodzi do kosmetyczki, fryzjerki i często odwiedza galerie handlowe. A jak taka księżniczka zrobi selfie w lustrze, to nie dość że one jest upieprzone fluidem i innymi cudami, to jeszcze w tle prezentuje cały syf, jaki zdążyła naprodukować. 
Księżniczki, które brzydzą się sprzątania. Jeszcze po sobie posprzątają, bo tyle potrafią ogarnąć, ale są i takie, co brzydzą się pomyć łazienkę, o wyniesieniu śmieci nie ma mowy. Bo bez szpilek i modnej panterki nie wyjdą z domu. 
Takim księżniczkom, mimo największych chęci, nie wychodzi gotowanie, bo nigdy gotować nie musiały. Bo albo mama to robiła, będąc całodobowo służącą i sprzątaczką, albo są na tyle bogate, że miały od tego prawdziwą służącą. (Nie wiem ile jest kobiet w naszym świecie, które mogą sobie pozwolić na pławienie się w luksusach, a na ile to po prostu obraz z telewizji i filmów). Wiem natomiast, że spora część kobiet, zwłaszcza tych młodych, nie potrafi dojrzeć do dorosłego życia. 

Księżniczko naszych czasów, jakież to masz wymagania względem chłopaka? Dziesięć tysięcy na rękę, własny samochód i mieszkanie, a jak ma mniej niż 180cm wzrostu to nawet ma nie podchodzić. Chcesz wakacje na egzotycznej wyspie, najdroższe ubrania i kosmetyki.
Nie pójdziesz do pracy, bo w tej płacą za mało a ta uwłacza twojej godności. W końcu twój czas jest taki cenny. Nie potrafisz się dostosować do norm życia w pracy - bo to ty jesteś najważniejsza, tylko ty masz rację i tylko inni popełniają błędy. Nie ty, nigdy nie ty.
Mężczyzn to śmieszy. Widzę to stosunkowo często, bo sporo męskiego grona wyśmiewa te twoje wymagania tym bardziej, że księżniczką to ty jesteś, ale tylko z nazwy. Byłaś, owszem, ale straciłaś swoją gwarancję gdy skończyłaś cztery lata i twój tata nie był w stanie już cię wziąć na barana. Kolejny próg gwarancji przekroczyłaś, gdy zaczęłaś się buntować. Twoja gwarancja natomiast skończyła się, gdy postanowiłaś być dorosła. I księżniczką nadal jesteś, ale tylko dla swojego ojca.
Nawet jeśli masz piękne i wysportowane ciało, wiesz co to moda, kosmetyki i wiesz jak tym się posługiwać, to nie jesteś inwestycją, w którą zainwestuje normalny facet. Bo normalny facet zainwestuje swój czas, uczucia i pieniądze w związek, z którego coś będzie miał poza ładną twarzyczką. Normalny, dojrzały mężczyzna szuka partnerki, a nie księżniczki. Takiej, co wesprze w codziennym życiu. Coś zrobi, coś ugotuje. Uwłacza cię to, bo nie jesteś kopciuszkiem, tylko księżniczką? Bo to on jest od tego, byś czuła się kobieca; on jest od tego, by cię utrzymywać. 

Dobrze, załóżmy, że znajdziesz takiego, co zgodzi się na twoje zachcianki; takiego, który cię utrzyma, który o ciebie zadba. Nie będziesz musiała pracować ani sprzątać, bo wystarczy mu to, że jesteś piękna. Jednakże to inwestycja, która szybko się przestaje zwracać. Dlaczego? Bo starzejesz się. Z czasem pojawią się zmarszczki, metabolizm spowolni, zaczniesz tyć. Co powstrzyma tego oto mężczyznę od kopnięcia cię w tyłek gdy skończysz 30/40 lat? Co go powstrzyma przed wymienieniem na młodszy model z mniejszym przebiegiem
Nic go nie powstrzyma, bo o ile w relacji, gdy mąż pracował i utrzymywał żonę, a ona w zamian sprzątała, gotowała i zajmowała się dziećmi, wkład w związek jest ten sam. Może niewspółmierny, ale kobieta, w oczach sądu, nie jest pasożytem. A ty? Jesteś. W oczach sądu, w oczach widzów twojego życia.

A właśnie, cytat. Dlaczego TEN cytat na początku? Ponieważ widuję go bardzo często; atakuje mnie wręcz z każdej strony i pod każdym zdjęciem. Kobiety uwielbiają go udostępniać jako słowa kobiety, która osiągnęła wiele dzięki swojej sile i urodzie. Ale kim była Marilyn Monroe? Zdobyła tytuł atrakcyjnej kobiety roku, a jednocześnie była narkomanką, która spóźniała się na plany aktorskie i histeryzowała. Uważała, że zasługuje na więcej, ale nie dawała z siebie więcej poza urodą. Dla mnie nie była i nie jest kobietą, na którą należy patrzeć. A udostępnianie tych słów... Cóż, powiedz mi - księżniczko - kiedy zaczniesz być najlepsza, bo mogę to przeoczyć.
Wracając do tematu: to nie jest wina chłopaka, że woli zawinąć do innego portu zamiast zaharowywać się dla ciebie, gdzie jeszcze Hollywoodzkie filmy natłukły mu do głowy, że go zdradzisz. Dlaczego? Bo go wiecznie nie będzie. Dlaczego go nie będzie? Bo będzie pracować na to, byś ty nie musiała. 
Tak więc nie jest winny mężczyzna, że zostałaś na lodzie z olbrzymimi potrzebami i żadnymi szansami na przeżycie. Mogłaś się kształcić, mogłaś pójść do lekkiej pracy z nudów, mogłaś robić cokolwiek. Ale odpowiadało ci życie księżniczki. Szkoda tylko, że jesteś przereklamowana. I po terminie.

piątek, 30 listopada 2018

#197 Matka matce madką.

#197 Matka matce madką.

Kiedy szłam na urlop, zaczęło pojawiać się pojęcie madki. Wiedziałam, że to w późniejszym czasie będzie temat na miarę artykułu i nie myliłam się. Bo kimże są madki? Jeśli myślisz, że to kobiety z dziećmi, którym wszystko się należy; które żyją z programu 500+ i przejawiają patologiczne zachowania wychowawcze i społeczne - to masz rację. Ale madki to ktoś więcej, o czym istotnie zapominamy. 

Każda matka myśli, że jej dziecko jest najładniejsze, najmądrzejsze, a ona i jej metody wychowawcze są tymi najlepszymi. Co się stanie, gdy spotkają się dwie matki na jednym forum o macierzyństwie i dzieciach? Możliwości są dwie: pierwsza, wymienią się doświadczeniami i rozstaną się w pokoju, bogatsze w doświadczenie tej drugiej. Jest to jak najbardziej pożądana wersja, ale czy prawdopodobna? Druga niestety jest bardziej prawdopodobna i to właśnie o niej chcę rozmawiać.
Czasami z czystej ciekawości przeglądam fora wsparcia dla matek - gdzie matrony wymieniają się spostrzeżeniami, informują o istotnych sprawach, albo toczą regularną wojnę, wyzywając się nawzajem z takim słownictwem, jakby nadal tkwiły w gimnazjum. I najczęściej widuję to ostatnie, w których zwykła wymiana zdań nie wywołuje kłótni, tylko wywołuje rzeź.

matka matce madką.

Matki są różne i nieważne jakie by nie były, są matkami. I to nie o nich chcę rozmawiać: chcę rozmawiać o tych, które wiedzą najlepiej. O tych, które zawsze mają rację; o tych, które uważają, że im się wszystko należy. Chcę rozmawiać o madkach, które są niczym zaraza i próbują rozszerzać swoje wpływy nie tylko w swoim gronie, ale sięgają do większego: do grona internetowego. Większość z nas cicho się z nich śmieje; śmieje się z tego co uważają i tego co piszą. Przesyłamy sobie ich rozmowy, ale zapominamy o istotnym fakcie.
Grupy wsparcia na facebooku łączą ludzi, którzy właśnie wsparcia potrzebują. I fora dla matek w domyśle miały łączyć matki - by bardziej doświadczone mogły doradzać, opowiadać swoje historie, być matkami matek. Zamiast tego toczy się tam regularna wojna. O co? Tylko one mogą wiedzieć. Wylewają swoją frustrację jak wiadro pomyj; ośmieszają inne by móc poczuć, że są lepsze. Że są najlepsze. Że tylko ich poglądy są poglądami słusznymi.

Ponownie proszę, niech mnie źle nie zrozumieją ci, którzy mają swoje poglądy; bo posiadanie własnych poglądów to naprawdę wartościowa rzecz. Ale! Często spotykam się z sytuacją, w której matka matce madką. Spotykam się z tym częściej, niżbym sobie tego życzyła. I to są spory na płaszczyznach, które z jednej strony są komiczne, a z drugiej tragiczne. Przykłady?

urodziny kontra wydobyciny 
Czyli kobiety rodzące metodami naturalnymi są bardziej matkami od tych, które poddano cesarskiemu cięciu. Dzieci urodzone drogą naturalną świętują urodziny, a te przez cesarskie cięcie świętują wydobyciny. Nie mają prawa świętować urodzin, bo nie urodziły się, tylko zostały wydobyte z łona matki! Czujecie to popieprzenie? 
Nieważne, że było ryzyko dla dziecka; nieważne, że kobieta miała zbyt wąską miednicę; nieważne, że sytuacja była kryzysowa i i musieli jak najszybciej oddzielić matkę od dziecka. Nieważne, że kobieta miała taki kaprys, bo nie chciała ryzykować problemów zdrowotnych związanych z naturalnym porodem. Nieważne. Dziecko cesarskiego cięcia to gorsze dziecko, a matka która rodziła normalnie, jest prawdziwą matką.

cycki kontra butelka
Czyli odwieczny problem: czym lepiej karmić dziecko? I spotkałam się z opiniami, że tylko dziecko karmione piersią jest tym, które właściwie się rozwija. Kobieta, która kupuje mleko w proszku jest kobietą wyrodną; nie ma prawa nazywać się matką. Co z tego, że nie ma własnego pokarmu? Albo ma go mało? Albo dziecko nie ma tyle siły, by ssać? 
Czyli co, dla takich kobiet śmierć głodowa dziecka jest lepsza niż stanie się wyrodną madką? 

Przedszkole? Nie kochasz swojego dziecka?
Czyli to głupie pieprzenie, że matka, która oddaje dziecko do żłobka czy do pierwszej grupy w przedszkolu by pójść do pracy to wyrodna matka. Bo to wylęgarnia zarazków, bo dziecko będzie chorować; bo oddaje dziecko w kluczowym momencie życia pod wychowanie obcych ludzi! 
I bądźmy szczerzy, która matka chciałaby mieć wybór? A ile tych matek nie ma wyboru i by móc opłacić mieszkanie, kupić lepszy produkt dla dziecka i mieć na czarną godzinę, na przykład na leki, musi iść do pracy? Kobiety takie myślą przyszłościowo: ich dziecko potrzebuje nie tylko matki, ale i pieniędzy. Dlatego podejmują trudną decyzję. A czy złą? To jest indywidualna sprawa kobiety.
A głosy, że przecież są zasiłki rozbrzmiewają jak dzwony. Po to jest 500+ i inne świadczenia! Jednakże matka wie, że nie pracując daje przykład dziecku - daje przykład, że może nic nie robić, a i tak dostanie cukierka.

moje dziecko a twoje dziecko
Czyli matka wychowuje swoje dziecko. Są zasady, których przestrzega. Są nagrody, a i być może jest system kar. Są tłumaczenia, dlaczego nie wolno tego i tego. Dziecko nie jest głupie, rozumie to i się uczy. Ale dziecko madki może wszystko. Może krzywdzić, może niszczyć, może robić co chce, bo to TYLKO dziecko. I jeszcze gdy takiej zwróci się uwagę, to krzyczy, a jakże, ale nie na tę osobę co powinna. I gdy dziecko madki zrobi krzywdę dziecku matki, to o co cały raban? To tylko dzieci, bawiły się. Ale tłumaczenia, że nie wolno grabkami bić kolegi jak nie było, tak nie ma.

karmienie piersią
Są matki, które dyskretnie potrafią wyciągnąć pierś, karmić dziecko tak, by nie było nic widać. Potrafią odwrócić się i zapewnić sobie odrobinę dyskrecji (nie wspomnę tu o wścibskich spojrzeniach mężczyzn, którzy aż zmieniają miejsce siedzące by lepiej widzieć). Mogą pójść do specjalnie przygotowanych dla nich pomieszczeń (nie mówię o łazienkach), mogą owinąć się chustą, usiąść w zaciszu. Jest mnóstwo propozycji.
ALE! Dla madek karmienie piersią jest zupełnie naturalne, więc nie maja oporów  by wywalić piersi na wierzch, tak po prostu i przy wszystkich. Nic sobie nie robią ze zgorszonych spojrzeń, z upomnień i próśb kelnerów, że ich restauracja jest przygotowana do takich sytuacji. Powiem jeszcze raz: nie twierdzę, że karmienie piersią to coś wstydliwego i kobieta powinna się z tym chować po kątach. Mówię, że można inaczej, z godnością.

przewijanie dziecka
W ostatnim czasie coraz częściej słyszy się o kobietach, które bez zawahania potrafią położyć dziecko na stole w restauracji i zacząć go przewijać. Oczywiście, pampersy i kupki to coś naturalnego, ale przewijanie w miejscu, w którym ludzie jedzą; przewijanie na stole, na którym ludzie będą jeść jest co najmniej... bezczelne? Obrzydliwe? Raczej nikt z nas nie zabiera talerza z zupą do kibla, by jednocześnie się opróżniać i uzupełniać. 
Słyszałam też o matkach, które wchodzą do przebieralni z dzieckiem i je tam przewijają. No cóż, nie mnie oceniać sytuacji - może nie było przewijaka, może był zbyt długo zajęty; albo nie potrafiła go znaleźć. Mniejsza o to - zdarza się. Ale zostawianie zużytej pieluchy w przebieralni? Albo jak już wspominałam, na stole w restauracji? Matka tak nie zrobi. Matka nie pozwoli, by w świecie różnych zwyroli ich dziecko świeciło dupą w miejscu publicznym. I nie pozwoli sobie na dawanie złego przykładu.

prywatność kontra nie kochasz go
Czyli matka, która nie ma setek zdjęć na swoim profilu na facebooku pewnie nie kocha swojego dziecka. Nie ma zdjęcia kupki, nie pokazuje gołych zdjęć swojego skarba. Prywatność dziecka? A co to jest, prawda? Po stokroć wolę matkę, która wrzuci normalne zdjęcie swego dziecka od czasu do czasu od madki, która napastuje mnie swoim dzieckiem w każdym możliwym momencie życia. 
A potem taka madka dziwi się, że gdy dziecko podrasta, nie ma szacunku do niej; skoro ona nie szanowała jego, gdy nie mogło się przeciwstawić. I tak, naprawdę spotkałam się z zarzutem, że matka która nie ma setek zdjęć swojego dziecka na facebooku nie ma prawa się wypowiadać, bo nie jest ani dobrą, ani kochającą matką. Ludzie! Nie dajmy się zwariować.

jak ty go wychowujesz?!
Spotkałam się z sytuacją, w której matka w towarzystwie drugiej matki powiedziała do swojego dziecka: jeśli jesteś głodny, to zrób sobie kanapkę. Co zrobiło dziecko? Otworzyło lodówkę, to na co miało ochotę; posmarowało wcześniej pokrojony chleb i zrobiło sobie kanapkę. Bez krzyku, bez płaczu, bez awantury.
Awantura była, ale ze strony drugiej matki. Bo jak ona śmie kazać dziecku samemu sobie zrobić kanapkę? Znęca się nad nim, wymagając umiejętności ponad jego siły. Bo jej dziecko nie musi nic samo robić. Absolutnie nic. Bo ona jest matką! To jej zadanie. 

tańsze kontra droższe
Jestem z tego pokolenia, które wychowało się w ubraniach po starszych kuzynkach; w wózku pożyczonym od sąsiadki i posiadające sprzęty po starszym rodzeństwie. Czy mam o to żal do rodziców? Absolutnie. Nauczyli mnie, że zepsute naprawić; że stare wykorzystać; że jeśli jest dobre, to po co nowe? 
W dzisiejszych czasach coś się nie podoba, coś się zepsuło - nowe. Kobiety, które korzystają z rzeczy po kimś są gorszymi matkami, bo nie chcą dla swojego dziecka jak najlepiej! Bo jak śmią kupić buty na przecenie za kilkadziesiąt złotych zamiast adidaski za kilkaset? 
Madki tworzą pokolenie materialistów; materialistów, którym dają doskonały przykład. O czym mówię? Już przechodzę do kolejnej części artykułu.

_____________________________________________________________________

Skąd wziął się ten problem? 

Być może nie zdobędę uznania wysuwając tutaj tezę, że problem z madkami był obecny od zawsze.  Tak jak pisałam - problem był, ale mniejszy, bo internet nie dawał do tego takiego wglądu. Toksyczne relacje pozostawały w zamkniętych gronach. Nastawienie, że mie się wszystko należy nie zrodziło się nagle i z niczego, ale nie było tak powszechne jak teraz. Zachowania społeczne dej nie były tak mocno zarysowane jak dzisiaj; tak i społeczeństwo nie było aż tak negatywnie nastawione do kobiet z gatunku dej.
Typuję dwa przełomowe momentu rozwoju się tej choroby. Pierwszy przełom to moment, w którym powstała strona internetowa z lokalną wymianą rzeczy pojawiały się negocjacje. Jako, że nie były to aukcje alledrogo, a była właśnie wymiana sąsiedzka, pojawiały się propozycje opuszczenia cen. I nie patrzono na nie - matki - jak na pasożytów - bo gdy pisała, że ma trudną sytuację finansową i czy można coś negocjować, ludzie negocjowali. Po prostu, jak można było negocjować, to się negocjowało - jak nie, to szło się dalej. I cała filozofia. Do czasu (i z wyjątkami).

a potem pojawiło się 500+

Nigdy nie byłam zwolenniczką socjału, który dawał ludziom pieniądze, bo mieli dzieci. Ale nie dlatego, że nie zasługiwali. Już tłumaczę: dlaczego pieniędzy nie dostają ci, którzy pracują i uczciwie zarobiliby na swoje dodatkowe pieniądze? Dlaczego te pieniądze są odbierane za przekroczenie progu o kilka złoty? Dlaczego 500+ dostają rodziny, które nie pracują i utrzymują się z socjału, a dzięki temu żyją lepiej niż rodzina, w której oboje rodziców pracuje? Dlaczego te niemałe pieniądze dostają ci, którzy tylko biorą, a nie ci, którzy też coś od siebie dają? Oczywiście, takie poglądy sprawiają, że zwolennicy tej dotacji mnie nie lubią. Bo śmiem twierdzić, że im się te pieniądze nie należą. 
Lwia część społeczeństwa uważa, że właśnie ten socjał przyczynia się do rozwoju patologii: bo ta się mnoży, bo jej za to płacą. I to w takim olbrzymim uproszczeniu - bo nie każdy pobierający 500+ to patol, nie każdy to pasożyt; tak jak nie każda matka to madka. Ale społeczeństwo i tak w dużej mierze jest przeciwne temu, jak to wygląda. Temat 500+ budzi kontrowersje od dawna i budzić będzie. Ale dlaczego od niego niejako zaczynam jako źródła problemu? 
Bo rząd promując swój program, mówił ludziom, że im się należy. Mówił to ludziom, którzy żyją w socjalnych mieszkaniach i pobierają socjał zamiast iść do pracy. Mówił to ludziom, którzy nie zamierzają pracować za najniższą krajową, bo ten kraj da im większe pieniądze. Mówił to ludziom, którzy wiedzieli jak błędy systemu wykorzystać i te błędy wykorzystali. 
I nagle ludzie dostali informację z góry, że mogą brać więcej, bo im się należy.  

 mie się należy, bo mam chorom córkę

Czyli coś, z czego ciśnie bekę pół internetu. Przepraszam za kolokwializmy i momentami mowę potoczną, ale ona doskonale odzwierciedla to, co dzieje się w społecznościach internetowych. A dzieje się to, że ludzie mają postawę roszczeniową. Bo ci, którzy mają więcej, powinni im oddawać, bo mają mniej. Nieważne, że ci ludzie zapracowali na to ciężko; że odkładali pieniądze. Ważne jest to, że skoro mają więcej, to muszą oddać tym, co mają mniej. I zaczęło się dej, bo mam chorom córkę. Ty masz zdrowe dzieci, więc oddaj mi. Zaczęło się żebranie; zaczęło się oszukiwanie.
Oczywiście, nie drwię z kobiet, które mają prawdziwie chore dzieci i naprawdę ich nie stać. Bo te kobiety to ja osobiście podziwiam. Drwię natomiast z madek, które piszą tak, bo liczą na litość. Mówię o hienach, które żerują na dobrym sercu. Drwię o takich wymianach zdań, w których pojawia się
- dej, bo nie mam tyle pieniędzy a mam dzieci
- też mam dzieci i też potrzebuję tych pieniędzy (na coś tam)
- to weź sp... 

Autentyk? Prowokacja? Widziałam taką rozmowę. Sama przeżyłam podobne sceny: mianowicie, po przeprowadzce wystawiłam czerwony, dziewczęcy tapczan-łóżko, idealny dla dziewczyny. Z ozdobnymi poduszkami, uszanowany, czysty i w ładnym kolorze. Chciałam za niego zawrotną kwotę stu złotych i odbiór osobisty. Jakie wiadomości dostawałam? 
Potrzebuje do córki, bo (wstaw dramatyczną historię). Opuści pani z ceny? Opuściłam o połowę, bo nie zależało mi. I co? Niech mie to jeszcze pani przywiezie. A na odpowiedź, że nie mam jak, bo auto nie te, to że mam choćby pieszo przynieść. Sprzedałam? Oczywiście, że nie. Ilu było takich, co targowało a potem nie przychodziło? Bo to trzeba samemu nosić! A co, miałam rosłemu facetowi nosić? Ja? Potem już chciałam oddać komuś za czekoladę, bo a nóż faktycznie ktoś potrzebuje i te pieniądze to za dużo. Zaczęło mi zależeć bardziej na tym, by się mebla pozbyć. I co?
I w końcu wystawiliśmy go na śmietnik, bo miałam dość. I ktoś wziął, za darmo. Sam sobie przeniósł. Da się? Da. Tylko dlaczego zamiast ze śmietnika a nie jak człowiek, od człowieka?

 bo należy się tylko pełnym rodzinom!

Mie się należy z czasem zaczęło rozszerzać swoje wpływy. Skoro im się należy, to dlaczego innym też się należy? Zaczęło się kalkulowanie, że jak tym i tym się odbierze, to pula będzie większa. A jak pula będzie większa, to i im więcej skapnie. I zaczęło się kombinowanie co zrobić, by mieć więcej. I widziałam propozycję madki, która twierdziła, że 500+ należy się dzieciom z pełnych rodzin, a pełna rodzina to matka, ojciec i dziecko. Dlatego też te pieniądze powinny zostać odebrane samotnym rodzicom! Bo oni rozbijają rodziny i krzywdzą dzieci! 
I oczywiście, argumenty, że to najczęściej ojciec odchodzi i że zostawia matkę z dzieckiem samą nie trafiały. Że właśnie taka rodzina z małymi dochodami potrzebuje tych pieniędzy bardziej od nich. Ale nie, nie należy się i już, bo ona ze swoim Sebką potrzebuje tych pieniędzy na swojego Brajanka. Bo są pełną rodziną! To, że pieniądze idą na rzeczy mniej potrzebne jak bardziej potrzebne, i mniej dla Brajanka już jest kwestią nieistotną. Im się należy! 

Potem czytałam pomysł, by obciążyć podatkiem ludzi, którzy dzieci nie mają. Bezdzietne małżeństwa, kawalerów i panny - ludzi, którzy uprawiają seks z głową, albo rozważnie planują zakładanie rodziny, albo po prostu nie mogą lub nie czują potrzeby posiadania dzieci. Mniejsza o pobudki - ważniejszy jest efekt.
Tak więc ludzie, którzy dzieci nie mają, nie potrzebują dużo pieniędzy. Nie mają prawdziwych i ważnych wydatków, więc powinni płacić na tych, którzy robią przysługę całemu narodowi i się mnożą. Osobiście uważam, że dzieci biorą wzór ze swoich rodziców i jeśli rodzice przez całe życie nie przepracowali ani jednego dnia, to to dziecko też nie przepracuje. Ma wzór rodzica, który wie jak doić państwo, więc je doi. Nie wierzę, że 500+ zmniejszy w przyszłości problem bezrobocia. Owszem, komu te pieniądze miały pomóc, temu pomogły; bo pomogły niejednemu.

I śmiejemy się z madek, śmiejemy się z tego jakie są i co mówią. Nie bierzemy ich na poważnie i zapominamy o jednym, bardzo istotnym fakcie. Za każdą rozkrzyczaną, pełną nienawiści i prawd madką jest matka, w której życiu rozgrywa się dramat. Dlaczego? Ponieważ jest młodą, niedoświadczoną matką; dopiero co urodziła dziecko i jak każda matka, chce dla niego jak jak lepiej. A co robi matka - co robi człowiek? - gdy nie wie co robić w danym momencie? Pyta się osoby bardziej doświadczonej. Pyta na grupach wsparcia; pyta na forach.
I tę młodą matkę spotyka fala nienawiści. Bo jak śmie kupować mleko w proszku? Jest nieodpowiedzialną matką, bo wszczepia w swoje dziecko komórki autyzmu! Jest złą matką, bo sytuacja życiowa zmusza ją do oddania dziecka do żłobka i pójścia do pracy. Jest wyrodną matką, bo nie chce nosić swojego dziecka na rękach za każdym razem gdy to płacze. Jest sadystką, bo upomina, karze i wychowuje dziecko.
Te same matki, mając trudną sytuację życiową, wyciągają rękę w naszą stronę. A my tę rękę odpychamy, bo haha, madka! Tylko chce więcej! Patrzymy na matki potrzebujące z góry, uważając je za takie same zło, jak madki. Nie rozróżniamy ich, bo po co?
Młoda matka, zamiast otrzymać potrzebne wsparcie i radę, zostaje zalana falą nienawiści. Haha, to takie śmieszne, gdy madka z wścieklizną rzuca się na biedną kobietę. Haha, roześlijmy to sobie i popatrzy na gównoburzę. 
Madki i my zapominamy o bardzo istotnym fakcie. Po drugiej stronie łącza jest żywy, czujący człowiek. W tym przypadku: matka. Po prostu matka. Niedoświadczona i zagubiona w sytuacji matka prosząca o pomoc. I dlatego to jest takie, haha, zabawne.

środa, 21 listopada 2018

#196 Z księżniczki w zołzę | Co niszczy twój związek?

#196 Z księżniczki w zołzę | Co niszczy twój związek?


Pamiętasz te czasy, gdy spotykaliście się na mieście, szliście do kina, potem do knajpy, a koniec do ciebie lub do niej? Raz w tygodniu, akurat na weekend, by odsapnąć po ciężkim dniu w pracy. Czas mijał, randki trwały, aż w końcu padła propozycja by coś zmienić - by zrobić krok naprzód. Pomyślałeś sobie wówczas: zamieszkać razem? Zajebiście! Będą randki codziennie, oglądanie seriali, seks na zawołanie. Nic tylko brać i korzystać. A potem BUM, i twoja żabka przemieniła się w ropuchę; twoja księżniczka stała się zołzą. 

Powiem ci, czego masz dość.
Masz dość, że cały czas chodzi w dresach i luźnych bluzach.
Masz dość, że jest nieumalowana, albo ma jeszcze wczorajszy makijaż.
Masz dość, że upina swoje piękne włosy w byle-jakie-kucyko-podobne-coś i nie ma już w sobie tego seksapilu jak kiedyś.
Masz dość, że jest wściekła gdy wychodzisz z kumplami na miasto.
Masz dość, że czepia się o pozostawioną w górze deskę; o skarpety leżące na ziemi; o niepozmywane talerze w salonie czy przy komputerze.
Masz dość tego, że stała się taką zołzą.

Z jednej strony ją kochasz i chciałbyś z nią być, bo była wspaniałą kobietą i masz nadzieję, że w środku gdzieś tam dalej nią jest. I oczywiście szkoda ci tego całego czasu, jaki jej poświęciłeś, więc trwasz w tym związku, ale z drugiej strony masz po prostu dość, że non-stop się czepia. Nie wiesz co zrobić by w końcu naprawić związek, który się psuje? Powiem ci, co możesz zrobić. Do-ro-śnij. To, że masz -dzieścia lat na karku, chodzisz do pracy i zarabiasz do siebie, a na dodatek sam potrafisz umówić się do lekarza nie czyni z ciebie dorosłego mężczyzny. Możesz mieć doktorat, możesz zarabiać krocie, ale prawda jest taka, że nie dojrzałeś do dorosłego życia. 

jestem zmęczony

Wiem, że jesteś zmęczony. Gdy mieszkałeś z mamą, to ugotowała ci obiadu, pogłaskała po głowie i powiedziała, byś trochę odsapnął. A twoja dziewczyna bezustannie się czepia i oczekuje, że będziesz jej pomagać. Że pranie powiesić masz, że pozmywasz naczynia, że, O ZGROZO, umyjesz toaletę. I do tego te... niemęskie obowiązki. Co kumple powiedzą jak dowiedzą się, że kompletujesz skarpety?A wiadomo, ty jesteś zmęczony, bo chodzisz do pracy i chcesz trochę od tej pracy odsapnąć. 
A ona? Powiedz mi, chodzi do pracy? Co robi po pracy? Niech zgadnę: jeśli nie robi zakupów do domu, to pewnie już gotuje obiad albo zbiera twoje skarpety z zamiarem włączenia pralki? A może krząta się jak huragan po kuchni, zmywa, ustawia, układa, by po chwili nabrudzić i znów sprzątać? Też jest zmęczona, wierz mi. 

Dlaczego to robi? Bo dorosła do wspólnego życia. Zamiast wyjść na miasto i stołować w drogich knajpach, woli to odłożyć na wasze potrzeby, wspólne wakacje albo na czarną godzinę.  Woli sama nauczyć się przepisów na twoje ulubione sushi, schabowego czy pizzę. Sprząta, bo pewnie tego ją nauczyła mama i sama czuje wewnętrzną potrzebę by mieć choć namiastkę porządku. Chce udowodnić sobie, tobie i swojej mamie, że jest wystarczająco dorosła, by móc prowadzić dom. I jest jeszcze coś, o czym powinieneś wiedzieć. 
Samica homo-sapiens w ten sposób przygotowuje się do założenia rodziny. Ocenia swoje możliwości jako kucharki, sprzątaczki, swoje zdolności do poświęceń i nader wszystko ocenia to, jakie ma w tobie wsparcie. Dlatego robi wszystko teraz, a nie odkłada na później. 

Myślałeś by zostawić ją, bo przemieniła się z żabki w ropuchę? Mam dla ciebie złą wiadomość: prędzej czy później to ona zostawi ciebie. Nie dlatego że cię kocha, albo że jest zołzą łasą na klawe życie. Zostawi cię, bo chce mieć z tobą dzieci; a nie mieć dzieci i jeszcze jedno duże, do tego nieporadne życiowo dziecko swojej teściowej. A uciekając od obowiązku tylko udowadniasz, że mam rację. Jeśli chcesz coś zmienić by było lepiej, zacznij od siebie. 

I naszła mnie taka refleksja na sam koniec: jak to jest możliwe, że pokolenia naszych dziadków potrafiły wiązać się na całe życie i to całe życie spędzić wspólnie, z uśmiechem, choć nie było łatwo? Wydaje mi się, że właśnie dlatego: że byli dla siebie wsparciem na dobre i na złe; że byli nauczeni pracy i wspierania się, niezależnie od zmęczenia. Bo wiedzieli, że to trzeba zrobić. Nie dla siebie, ale dla innych. Dla partnera, dla dzieci, dla rodziców czy dziadków. U nich nie było jestem zmęczony. U nich było jesteśmy zmęczeni, ale damy radę

A teraz naprawdę na koniec taka moja mała rada od serca: związek to wspólna podróż przez życie. Nieważne czy jedziecie, lecicie, płyniecie czy idziecie. Nie dotrzecie nigdzie, jeśli każde z was będzie chciało obrać inną drogę. 

____________________________________________

Tekst mocno stronniczy, stworzony w założeniu, że dziewczyna w związku jest odpowiedzialną i dorosłą kobietą, która pracuje i zajmuje się domem. Tekst nie porusza skrajnych przypadków, ale próbuje znaleźć wspólny pion dla problemów większej grupy par i wskazuje na potencjalne rozwiązanie. Branie go zbyt dosłownie i do siebie grozi tobie i osobom w twoim otoczeniu. 
Nie wierzę, że musiałam to napisać... 


Autopromocja

Reklamuję, bo mogę.


  • Autopromocja

    Prezentuję dwanaście artykułów, z których jestem najbardziej dumna:

  • Czy istnieje przepis na szczęście? || LINK
  • Opowiem o butach, które odmieniły moje życie || LINK
  • Opowiem ci bajkę jak zaczęłam gardzić ludźmi... || LINK
  • Każde wytłumaczenie jest dobre na gwałt || LINK
  • Przyjaciółka przyznała się, że szuka dziewczyny || LINK
  • Chcesz być roszczeniową kurewką? || LINK
  • JA wiem lepiej. || LINK
  • Motto:

    Posiadanie własnego zdania jest najkrótszą drogą do posiadania zwolenników.

    I wrogów.

  • LINK || Ja, Feministka.

  • LINK || Kobiety wrogiem feminizmu

  • LINK || Kobiety które nienawidzą kobiet

  • LINK || 133 feminizmu

  • LINK || Kobieta - nie do końca słaba płeć

  • LINK || Praca w toku.... - link nie działa

Współpraca


Adres e-mail

kontakt@narzecze.pl