• Facebook
  • E-mail

Może się przedstawię:

Jestem N.

dawniej Nuadell i Pani Kotełkova.


Trochę o mnie:

Na(talia)

Polonistka - z charakteru, zboczeń, prawdopodobnie też z krwi i kości.

Bibliofilka. Kolekcjonerka książek.

Mityczne stworzenie zwane 'graczem-kobietą'; łac. nazwa: kobietus graczus nielamus.

Marzycielka, bezustannie z głową w chmurach.

Gaduła, co tylko gada i gada. I gada, i jeszcze raz gada. Lubi gadać.

Trochę blogerka.



Pani Kotelkova

Trochę o NaRzecze:

NaRzecze to dawny blog funkcjonujący pod nazwą Wypstrykando. Jednakże tak jak przerwa w blogowaniu przysłużyła się mojemu zdrowiu, tak na zdrowiu podupadła dawna domena.

Żałuję? Ani trochę. Po pierwszej złości uważam, że przez tyle czasu JA się zmieniłam, WY się zmieniliście, to i Wypstrykando powinno się zmienić.

O czym piszę? O życiu, ludziach, relacjach, poli... nope!, o polityce nie, śmierdzący temat.

Czyli tak jak dawniej, ale... krócej. Bez elaboratów na setki stron.

AKTUALNOŚCI


czwartek, 16 lutego 2017

#195 Czy warto sprawdzać wierność partnera?

#195 Czy warto sprawdzać wierność partnera?


Jeśli choć raz przebiegła po głowie myśl, jakby wyglądał wynik testu „wierności” - jest to ciekawość. Jednakże jeśli choć raz pomyślałeś lub pomyślałaś o sprawdzeniu telefonu ukochanego, albo o takim teście sprawdzającym wierność - zastanawiałeś/aś się kto by podjął się tego zadania, kto by się do tego nadał i jakbyś zareagował/a na to, że jednak się skusił - ten tekst jest właśnie dla Ciebie. 

czym jest zdrada?  

To chyba najważniejsze pytanie od którego powinien się zaczynać każdy tekst poruszający temat wierności. Czym jest zdrada? Dla jednych jest to pójście do łóżka z inną osobą niż partner; dla drugich jest to bliskość duchowa (bez kontaktu fizycznego), w której ktoś inny wskakuje na miejsce partnera. Dla jeszcze innych to pocałunek, czy - jak to nie raz przewija się przez internet - „lodzik”. W końcu zdradza się tylko seksualnie, a „lodzik” to nie jest kontakt fizyczny. 
Zdrada, mówiąc pokrótce, to przekroczenie pewnej granicy kontaktu z osobą trzecią - kontaktu fizycznego lub duchowego. Efektem przekroczenia takowej granicy jest cierpienie osoby drugiej, bo - pozwolę sobie na ten pleonazm - czuje się zdradzona. Oszukana. Osoba druga czuje, że jej zaufanie zostało pokrzywdzone; że zawierzyła w „nie zrobi tego”, a okazuje się, że jednak to zrobił/a. Dlatego ważnym na początku, jeszcze przed stworzeniem bliskiej relacji, jest określenie stanowiska „czym jest zdrada”. Może to być szczera rozmowa, może to być wyczytane między wierszami. Choć z drugiej strony ciężko rozmawiać z kimś o zdradach, zwłaszcza gdy nie jest się jeszcze w bliższej relacji z tą osobą. Dlatego też większość z nas kieruje się instynktem, czyli czytaniem między wierszami.

kiedy zaczynamy podejrzewać zdradę? 

Niektórzy z nas są tak ślepo zakochani, tak ufni i bezbronni w swej wierze w „wierność”, że egzystencję nie dotknęła nawet myśl: „a może te późne godziny w pracy to jednak nie nadgodziny”. Może to mieć przyczyny dwie: naiwność lub wiarę w partnera, przy czym jedno drugiego nie wyklucza. Czy to znaczy, że to zła postawa? Absolutnie! Jeśli komuś nawet przez myśl nie przemknęło, że partner może zdradzać, to znaczy że: a) nie zdradza; b) nie ma powodu do obaw; c) zna się drugą osobę lepiej niż dobrze. I w tym miejscu załóżmy, że nadgodziny to faktycznie nadgodziny, i że osoba wierząca w nadgodziny jest po prostu w zdrowym, szczęśliwym związku. 
Ale, co jeśli u kogoś pojawi się wyżej wspomniana myśl? 

Tego typu „spostrzeżenia” czy „wątpliwości” nie rodzą się same w naszych głowach. To nie jest samosiewna roślina; ją trzeba zasadzić. O ironio, bardzo często zostaje zasadzona przez naszego partnera i to całkowicie przypadkiem. Wystarczy jedno, malutkie kłamstewko - nic więcej. Znasz ten bardzo prosty scenariusz: „Hej kochanie, co robisz?” „A, siedzę w domu i chyba pójdę spać”, „Aha, bo widziałem cię przed chwilą na mieście”? A może inny! „Kochanie, kim jest ta osoba z którą tak piszesz?”, „A to, kolega z uczelni w sprawie notatek” i okazuje się,  że kolega ma na imię Grażyna. Scenariuszy jest na pęczki, ale zawsze będą mieć jeden wspólny mianownik: będą to kłamstewka dotyczące osoby trzeciej. Z kim piszemy, z kim wychodzimy, kim on/ona jest.  
Kiedy kłamstewko o „koledze z pracy” imieniem Grażyna pojawi się raz, wiedz, ze wyrażenie „kolega z pracy” za każdym kolejnym razem będzie budziło coraz to większą nieufność. Proste przykłady: „z kim rozmawiałeś?”, „z kim jadłeś lunch”, „kto dzwonił” i „gdzie wychodzisz”. Do każdego pytania dodaj odpowiedź „kolega z pracy” w połączeniu z cichym szeptem „Grażyna”. Voila, w ten sposób rodzi się kobieca paranoja! Paranoja, o którą nie raz ktoś kiedyś będzie robił memy i awantury, żaląc się na internetowych forach jakie to „baby są pieprznięte”. I nie ma się co śmiać! Odwróć rolę i zamiast Grażyny, będzie koleżanka o imieniu Tomek. Przejdź przez ten scenariusz jeszcze raz i zrozum, że męskie fochy mają ten sam mechanizm działania. 

kiedy podejrzewamy zdradę? 

Różnica między tym punktem, a poprzednim skupia się na prostym wyrażeniu: zaczynamy. Tam pisałam o tym, jak zaczyna się podejrzewanie; pisałam o ziarnie wątpliwości, które ktoś zasieje. Może partner, może koleżanka/kumpel. W tym punkcie to już nieważne: w tym punkcie podejrzewamy zdradę. Nie jest to cichy szept z tyłu głowy, gryzący nas od środka i przypominający o sobie od czasu do czasu. Teraz to głos, który każe zerknąć na telefon gdy ten zawibruje; każde wstrzymać oddech by podsłuchać choć fragment rozmowy; każe podpytać najlepszego kumpla/koleżankę o rzekomo wspólny wypad. Tutaj już poszukujemy dowodów. Czegoś, co powie: „stary/a, puknij się w czoło z takimi oskarżeniami” albo „o stary/a, masz przerąbane”. I tutaj zaczyna się sprawdzanie: śledzenie, czytanie wiadomości, przeglądanie rzeczy. Próba doszukania się szczegółów, które zdradziłyby większy fragment. 

czy warto sprawdzać? 

To drugie najważniejsze pytanie, które powinno się pojawiać w artykułach o zdradach. Czy warto? 

Sprawdzasz - telefon, wiadomości, szukasz go/ją czasami po ulubionych knajpach czy kawiarniach. Patrzysz w oczy gdy mówi „wychodzę” i zastanawiasz się z kim, gdzie i  czy aby na pewno nie kłamie. Sprawdzasz, bo nie wierzysz. Nie ufasz, a skoro nie ufasz, to dlaczego z nim/z nią jesteś? Nim zbiegną się obrońcy z okrzykami: bo to związki, bo to tyle wkładu własnego, bo nie można zaprzepaszczać związku samymi podejrzeniami o zdradę; powiem dość krótko. 
Jeśli ten związek byłby warty walki; gdyby partner byłby godzien zaufania, porozmawiałbyś/abyś z nim/nią o swoich podejrzeniach i obawach. I są dwie możliwości: albo porozmawiałeś/aś i nadal masz wątpliwości, ergo, nadal nie ufasz, albo nie porozmawiałeś, bo się boisz reakcji partnera na takie podejrzenie, boisz się że się przyzna, albo po prostu i tak wiesz, że nie uwierzysz na słowo. Tutaj jest martwe koło „braku zaufania”. I to właśnie przez to błędne koło będzie się pojawiało sprawdzanie.  I nim przejdę dalej, pozwolę sobie zacytować tutaj dłuższy fragment nieco innego artykułu: Jak to jest być dziewczyną na deser:
Przez cały czas będzie cię gryzł ten głosik w głowie [...] Będzie cię to stopniowo podtruwać; może nie od razu, [...] To trochę jak ze zdradą. Jeśli zdradził/a raz, będzie to robić zawsze. Jeśli nie w życiu codziennym, nie z innymi ludźmi, to za każdym razem w twojej głowie. Nie pozbędziesz się tego głosiku, choćbyś się starała. W końcu wewnętrzna frustracja, złość i pretensja zacznie rosnąć. Bo starałaś się tyle czasu, jesteś zmęczona bezustannym staraniem się, a świadomość, że jesteś na chwilę przyczyni się do stopniowego upadku. [...] I ta świadomość oraz ten głos w twojej głowie nie opuści cię nawet na chwilę. Będzie regularnie przypominał o swojej obecności; o cenie, jaką zapłaciłaś. O przepłakanych nocach, o zranionych uczuciach gdy widywałaś go z innymi. O urażonej dumie, gdy bez ogródek przyrównywał cię do innych, albo z innymi mylił. TO nie zniknie. Będzie z tobą już na zawsze, gdzieś w głowie, jak echo powracających doświadczeń. I oto jest gorzki smak pyrrusowego zwycięstwa, twojego zwycięstwa
Gdy zaczynasz podejrzewać, to pół biedy. Jednak gdy zaczynasz sprawdzać, pokazujesz to, jak bardzo nie ufasz, a związek bez zaufania wykończy Cię tak, jak piszę o tym w powyższym fragmencie. Będzie to cichy głosik, który nie da się spokojnie wyspać; nie da się skupić na pracy. Nie pozwoli na nic. Będzie tylko szeptać i szeptać, aż w końcu będziesz tym tak zmęczony/a, że poddasz się. Po prostu.

Jak sprawdzasz, to nie ufasz. Możesz kochać bez zaufania, ale jak daleko na tym zajdziesz



Po słowie: nie namawiam w ten sposób do rozstań. Warto walczyć o związki, jednak nie może o związek walczyć tylko jedna strona. Jeśli pojawia się chociaż cień wątpliwości, trzeba rzucić na to światło i nie może to zrobić tylko jedna osoba. Bo sprawdzanie, to naruszanie zaufania drugiej połówki; a ta zacznie mieć coraz więcej tajemnic. Czy warto sprawdzać? Nie warto. Jeśli szukasz pretekstu by odejść - nie potrzebujesz go. Jesteś dorosłym człowiekiem, sam podejmujesz decyzję. Jeśli chcesz uratować związek - rozmawiaj, rozwiązuj i ufaj, ale też nie kłam i nie sadź nasion, których owoc będzie gorzko smakować. 

środa, 8 lutego 2017

#194 Opowiem o butach, które odmieniły moje życie.

#194 Opowiem o butach, które odmieniły moje życie.


Historia nie ma jakiegoś zaskakującego początku. Po prostu, idąc ulicą przez centrum miasta, przypadkowo zobaczyłam je za szybą na wystawie i wiedziałam, po prostu wiedziałam, że to te jedyne. I nie tylko one - cena również była jedyna w swoim rodzaju. Postanowiłam jednak je zdobyć. Dlatego odkładałam każdy grosz; podejmowałam się dodatkowych obowiązków, odmawiałam sobie przyjemności. Każde kieszonkowe przeznaczone na drugie śniadania wkładałam do słoika, stopniowo podliczając kwotę. To trwało. Zrezygnowałam z wypadów do kina ze znajomymi; zrezygnowałam ze spotkania z przyjaciółką w naszej ulubionej kawiarni; dla tych butów, zrezygnowałam z wielu przyjemności. Dlaczego? Bo chciałam je mieć; bo to były te jedyne buty. 
W końcu, po długim czasie pełnym wyrzeczeń, udałam się do sklepu z odliczoną kwotą i zdobyłam je. Były moje. Tylko moje. W końcu moje. Były tak niezwykłe, że koleżanki również mi ich zazdrościły; pytały skąd mam, jak zdobyłam, gdzie można też takie dostać. Chodziłam w nich do szkoły, do kina, ze znajomymi. Stały się nieodłączną częścią mojego życia.

kochałam je i jednocześnie nienawidziłam

Ale jak to w takich historiach bywa, nie wszystko było takie piękne i kolorowe. Prawdopodobnie część czytelniczek już podejrzewa, że był tylko jeden mały problem. No, może nie taki mały. Buty, o których tyle myślałam; o których tak bardzo marzyłam i dla których tak wiele poświęciłam, okazały się cholernie niewygodne. Uśmiechem maskowałam ból; co wieczór przebijałam pęcherze i smarowałam obtarcia. A mimo to, nadal w nich chodziłam; w nadziei, że któregoś dnia rozchodzą się i dopasują do mojej stopy na tyle, bym mogła je zdjąć wieczorem i westchnąć z ulgą, że nie ma kolejnej rany.
Dlaczego chodziłam w nich choć były niewygodne? Ponieważ tak wiele dla nich poświęciłam. Przede wszystkim mój czas, moje przyjemności a na samym końcu moje pieniądze. I myślę, że każda z nas przynajmniej raz w życiu trafiła na wymarzoną parę butów, która przemieniła życie naszych stóp w piekło. Każda z nas chodziła w nich tak długo, jak długo była w stanie wytrzymać ból; tak długo, jak była w stanie toczyć walkę samej z sobą. 

I co jest w tym wszystkim najśmieszniejsze? 

buty to nie buty

Kojarzysz tę koleżankę, która jest z nieodpowiednim partnerem? Co się z nią widzisz, to wypłakuje się w ramię, bo jest z nim nieszczęśliwa; opowiada o tym, jak ją bezustannie krzywdzi na różne sposoby. Wówczas głowisz się i głowisz: dlaczego wciąż z nim jest? Mówisz jej, że jest głupia; że już dawno powinna odłożyć te buty na półkę, a najlepiej je wyrzucić i poszukać innych, wygodniejszych. Co wówczas odpowiada? Że obiecały, że się dopasują? Że przestaną obcierać? Że za dużo zainwestowała w ten związek i nie chce tak szybko się poddać? Smutna prawda jest taka, że póki kobieta sama nie zdecyduje się wyrzucić tej nieszczęsnej pary butów, żadne namowy i otwieranie oczu nie pomogą. Żadne, długie rozmowy; żadne wsparcie. 
Ponieważ my - kobiety - nie odpuszczamy tak łatwo temu, o co tak długo walczyłyśmy. I nie ma znaczenia, czy mówię tutaj o idealnie dopasowanej sukience, pozostawiającej co wieczór odparzenia pachwin. Nie ma znaczenia czy mówię tutaj o przyjaciółce, która okazuje się toksyczną znajomością i ciągnie nas w dół. Nie ma znaczenia czy mówię o cholernie niewygodnej parze butów czy o cholernie niedopasowanym partnerze. 

Prędzej czy później i tak je wyrzucimy - z żalem, że tyle poświęciłyśmy i jeszcze większym żalem, że tak długo z tym zwlekałyśmy. Każda to przeszła lub przejdzie, przynajmniej raz w życiu. Czy więcej? Jeśli tak, to podziwiam. A w jaki sposób buty odmieniły moje życie? Jestem ostrożniejsza w doborze butów. 

sobota, 28 stycznia 2017

#193 Porozmawiajmy jak dorośli: o seksie. Kiedy go uprawiać, z kim go uprawiać i jak go uprawiać.

#193 Porozmawiajmy jak dorośli: o seksie. Kiedy go uprawiać, z kim go uprawiać i jak go uprawiać.



Istnieją pytania, na które nie ma jednoznacznej odpowiedzi; co więcej, istnieją pytania, które wywołują rumieniec zgorszenia na twarzy. Z pewnością pojawią się gniewne wypowiedzi: „jesteś za młoda by się tym interesować”, albo „o takich rzeczach się nie rozmawia”. 

Seks, podobnie jak antykoncepcja, jest tematem tabu: wywołuje zgorszenie wśród nauczycielek czy matek, a kiedy te decydują się w końcu poruszyć tak drażliwą kwestię, okazuje się, że jest już za późno. Koleżanka z klasy już udzieliła niezbędnych informacji; fora internetowe odpowiedziały zwięźle i - rzekomo - na temat. 
Sama kiedyś byłam osobą, która rumieniła się i opuszczała zawstydzone oczy słysząc rozmowy o seksie; przyznam się szczerze, gdzieś tam nadal czuję się zgorszona lub zawstydzona, gdy ktoś zaczyna te tematy. Jednakże, jestem świadoma, że o tym należy mówić; należy mówić dużo i głośno o antykoncepcji; należy mówić dużo i głośno o gwałtach; należy mówić dużo o seksie. Jeśli się nie będzie o tym mówiło, to ciche dramaty nadal będą mieć miejsce gdzieś w domowym zaciszu, za zamkniętymi drzwiami. 

Seks jest dość ciekawą i kontrowersyjną sprawą, ponieważ uprawiać go można od szesnastego roku życia, a oglądać od osiemnastego; nauczycielki w szkole - jak już powiedziałam - wolą rozmawiać o sadzeniu kwiatków niż o poważnych sprawach. Chociaż nie: u mnie w gimnazjum woleli pokazywać filmy z zabiegów aborcyjnych, włącznie z usg płodu podczas skrobanki, zamiast powiedzieć jak zabezpieczyć się przed niechcianą ciążą. Cóż, lepiej czternastolatków straszyć zabiegiem niż powiedzieć, jak do niego nie dopuścić. Dlatego ostatnio napisałam wpis o antykoncepcji; o faktach i mitach. Dzisiaj idę dalej, a zacznę standardowo od dywagacji:

dlaczego tak bardzo chcemy seksu?


Odpowiedź na to pytanie wydaje się stosunkowo prosta: bo czasy się zmieniły. Choć czy tak jest naprawdę? Współcześnie seksualnością atakuje się nas na każdym kroku: półnagie modelki reklamujące perfumy czy stroje kąpielowe spoglądają na nas z bilbordów (kiedy sto lat temu kobieta w jeansach wywoływała skandal obyczajowy); teledyski nie mogą istnieć bez zmysłowo kręcących tyłkami tancerek, ubranych w obcisłe spodenki lub w przykrótkie spódniczki; powstają liczne filmy, w których dosadnie przedstawiony jest stosunek seksualny (i nie mam na myśli filmów porno).

Seks stał się bożkiem naszych czasów. Szesnastolatek, który „nie umoczył”, jest raczej ofiarą swojego otoczenia; tak samo dziewczyna, która jest dziewicą. Nie wiem na ile jest prawdą, że dziewictwo jest przekleństwem i nastolatki rozdziewiczają się same, byleby nie narobić sobie „obciachu”. Dlatego powiem to tutaj: dziewczyno, dziewictwo to nie jest obciach; a raczej pokazuje ono siłę twojego charakteru, twoją silną wolę, twój odpowiedzialny stosunek do życia. Dlaczego? Ponieważ nie ulegasz presji! (I w tym miejscu pragnę najmocniej przeprosić, że pomijam męską część czytelniczą.)
Niemniej, współcześnie człowiek bez seksu żyć nie może, i o nim mówi się już wśród najmłodszych; kiedyś najmłodszymi byli licealiści, a dzisiaj to już gimnazjaliści są normą (choć nie wiem, czy to już nie podstawówka?). Trochę jak w tym dowcipie:
Przychodzi chłopaczek do przedszkola, pierwszy rok. Bawi się grzecznie z innymi dziećmi, ale w końcu nabiera odwagi i pyta kolegi obok:
- A dziewice to tu macie?
Kolega zaczyna się śmiać.
- Na dziewice, to do żłobka. 
Prawda jest taka, że nie interesuje mnie ile masz lat; jeśli przyszedłeś tutaj, jesteś zainteresowany/a tematem seksu: tematem kontrowersyjnym, gorącym i nęcącym. Może przyszedłeś dla beki, może nie dowiesz się niczego nowego, a to co napiszę będą wielokrotnie wałkowane „tekściki”. Może. A może nie? Nawet jeśli, to nic nie szkodzi: o tych rzeczach należy mówić dużo i głośno, by właściwe słowa trafiły do odpowiednich osób.
Dlaczego chcemy seksu? Pominę na chwilę „molestowanie” nas seksualnością, a powiem to, na co wiele osób się oburzy. Jesteśmy zwierzętami, a zwierzęta mają naturalny pociąg do rozmnażania się. Jednocześnie, my nie chcemy się rozmnażać - bo nie chcemy zobowiązań w postaci drącego nadbagażu (wiem, że mówię brzydko o dzieciach). Nawet jeśli świadomie nie chcemy dzieci, to podświadomie chcemy uprawiać seks; czyli nasza podświadomość wpływa na to, co chcemy. Podam niesamowicie głupi przykład, ale doskonale obrazujący to, co mam na myśli.
Świadomie samobójca chce się zabić, ale nieświadomie jego ciało dąży do życia; więc kiedy wskakuje do wody by utonąć, w pewnym momencie wygra podświadomość, która zacznie walczyć o oddech. Między innymi dlatego człowiek nie jest w stanie utopić się sam. Ciało podczas popędu seksualnego działa w podobny sposób: nieświadomie wpływa na naszą chęć rozmnażania się, nawet kiedy świadomie nie chcemy mieć potomstwa. Oczywiście, mówię tutaj o sytuacji, która całkowicie pomija fakt, że na świecie istnieją tylko dwa gatunki zwierząt uprawiające seks dla przyjemności: są nimi delfiny oraz ludzie. Bo nie ma co ukrywać: seks JEST przyjemny. (właśnie dostałam wiadomość, że szympansy też uprawiają seks dla przyjemności; ale to niepotwierdzone).

Powrócę teraz na chwilę do naszych zapędów do rozmnażania się: seks był, jest i będzie (inaczej by nas nie było). Istnieje w nas przekonanie, że szesnastolatek uprawiający seks to dziecko, które bawi się w dorosłego (mówię nas - ludzi „starej generacji”); prawda jest taka, że w naturze moment, w którym dziewczyna zaczyna miesiączkować, jest jednocześnie momentem „dorośnięcia”, czyli płodności. Hormony buzują, presja otoczenia i bezustannie widziane seksualne konteksty sprawiają, że coraz młodsi sięgają po to, co jest: przyjemne, i dla dorosłych. 

kiedy uprawiać seks?


Wbrew pozorom, pytanie nie jest takie proste; zwłaszcza w czasach „parcia na szkło”; w czasach, w których nie pierścionki, nie kwiaty, nie romantyczne kolacje są wyznacznikiem uczuć, ale to, czy uprawiało się już seks. Jeśli nie było seksu - nie kocha, nie zależy, wodzi za nos; jak nie ma seksu, to jest się niedojrzałym, jest się „dzieckiem”. A na czym zależy najbardziej w młodym wieku? By być „dorosłym”; by ludzie traktowali poważnie, a nie z góry; by głos w dyskusji dorosłych miał znaczenie. Dlatego też już nie farbowanie włosów, noszenie szpilek i chodzenie na dyskoteki jest wyznacznikiem „dorosłości”, ale to, czy ktoś uprawia seks
Wymalowana, wyzywająco lub przynajmniej kontrowersyjnie ubrana nastolatka jest czymś normalnym; podobnie normalne jest palenie papierosów, picie piwa (nawet jeśli to tylko smakowy sikacz), chodzenie na wagary i imprezki. W moich czasach tylko naprawdę „wyzwolone” dziewczyny pozwalały sobie na mini, szpilki i ostry makijaż. Moje czasy - jakkolwiek to brzmi - były dekadę temu, i przez tę dekadę wiele się zmieniło (albo też nie zmieniło się nic, bo nie zwracałam na to uwagi).
Niemniej, kiedy wszyscy chcą być „dorosłymi”, wywierają presję na tych, którzy nie do końca chcą nimi być. Przykładowo, uczeń nie przekonany do picia piwa, bo mu nie smakuje, pije je tylko dlatego, że kumple tego oczekują; dziewczyna, która nie lubi się malować i nie uważa tego za coś „niezbędnego”, maluje się by koleżanki dały jej spokój. Presja społeczna, o której pisałam w kontekście związków, jest niewiarygodnie silna i widoczna u młodej generacji. Jednostki nie chcą się wyróżniać i jednocześnie chcą (to jest taki paradoks; chcą być inni niż wszyscy, ale tak jak wszyscy chcą) być dorośli. A przynajmniej by za dorosłych ich uważano. Między innymi społeczeństwo młodego pokolenia wywiera presję; presję na seks. Dlatego, jeśli zastanawiasz się nad stosunkiem, dam kilka koleżeńskich rad ze starej generacji.

Nie rób tego, kiedy on/ona od ciebie oczekuje, a ty czujesz się niegotowa/y. Dlaczego? Ponieważ pierwszy raz - prawię banały - jest bardzo ważny i może zadecydować o późniejszym współżyciu. Większość kobiet z którymi rozmawiałam w swoim życiu, żałowała pierwszego razu, zrobionego wtedy, kiedy nie czuły się gotowe. Stan psychiczny jest bardzo ważny; bo jeśli ktoś cię do tego zmusza, zrazisz się, a z tego może ciężko się „wyleczyć”. Pomyśl, jaką frustrację może to wywoływać w późniejszych latach; jak nowy partner nie będzie rozumiał twoich niechęci. Wiem, że „gotowy - niegotowy” to banały, o których się mówi często, jednak coś w nich jest. Wierz mi. 

Zrób to ze stałym partnerem, czyli z kimś, kogo kochasz i co ważniejsze, komu ufasz; bo miłość i zaufanie nie zawsze idą w parze, choć powinny. Niemniej, zrobienie tego na szybko, bo masz potrzebę, bo chcesz się wyżyć seksualnie nie tylko wywoła w późniejszych latach poczucie wstydu, to jednocześnie pokazuje, że jesteś zwierzęciem; zwierzęciem, które ulega prymitywnym instynktom. Chcesz być dorosłym lub dorosłą, więc zachowuj się jak dorosły. Pomijając jednostki, które uprawiają seks z byle kim i byle gdzie, większość dorosłych szuka stałego partnera; kogoś, z kim się zwiąże i z kim prawdopodobnie stworzy rodzinę. 
Uprawianie seksu jest oznaką dorosłości; ale oznaką zdziecinnienia jest przekonanie, że uprawianie seksu z byle kim nie przyniesie żadnych konsekwencji. Po pierwsze, społeczeństwo może zwyzywać od puszczalskich szmat lub „lowelasów”; a taka łatka zostanie na zawsze. Powiedz mi, chłopaku, jeśli zaliczysz mnóstwo dziewczyn, i w końcu będziesz chciał stworzyć związek, która tak naprawdę ci uwierzy? Która ci zaufa na tyle, by powierzyć ci swoje serce? Każdą „potencjalną żonę” będzie odstraszało społeczeństwo słowami: „uważaj na niego, to pies na baby”. Nie ma słów, które nie działałyby mocniej na dziewczynę. Podobnie jest w drugą stronę; dziewczyno!, jeśli będziesz miała wielu partnerów seksualnych, „potencjalni kandydaci” będą mieć cię za łatwą, za puszczalską, a nie za kogoś, z kim warto się wiązać. 
Stały partner seksualny pozwala zabezpieczyć się przed potencjalnymi chorobami; wierz mi, bardzo łatwo złapać jakiś syf. Tak jak pisałam w temacie antykoncepcji - seks bez zabezpieczeń i seks z antykoncepcją hormonalną niosą takie same ryzyko, nawet jeśli tym ryzykiem nie jest ciąża, a rzeżączka, kiła i inne takie. Pamiętaj, że z których nie można się wyleczyć, nigdy.
Mówiąc jeszcze o partnerze, pamiętaj, że po „po wszystkim” możesz zostać rzucona, bo spełniłaś swoje zadanie. Dałaś się „przeruchać”. Wiem, że teraz wyolbrzymiam problem, ale prawdopodobnie tak jest. Nie słyszałaś nigdy o tym, że z dnia na dzień zostawił dziewczynę? A wiesz dlaczego to zrobił? Bo dostał to, co chciał. Zaliczył, narysował kolejną kreskę na ścianie. Kolejne trofeum. Pisałam o tych mężczyznach <<tutaj>>.

Powiedziałam już o gotowości psychicznej, o odpowiednim partnerze - pozostała trzecia rzecz, a mianowicie: miejsce. To trzeci czynnik wpływający na nie tylko nieudany pierwszy raz, ale i każdy kolejny. Tak jak mówiłam wcześniej w artykule o <<gwałtach>>, nie jesteśmy prymitywnymi zwierzętami, które „nabierają ochoty” i po prostu tu robią. Nie ulegamy presji chwili; jeśli chcemy TO zrobić, po prostu to w jakiś sposób planujemy.
Odpowiedni czas - by nie wypraszać zaraz po wszystkim. Jak się poczuje druga połówka? Wykorzystana, z całą pewnością. Albo co gorsza, wyobraź sobie, że ktoś wejdzie do pokoju. Romantyczny nastrój prysł, prawda?
Odpowiednie miejsce - czyli nie w samochodzie na pustym parkingu, nie w przymierzalni w markecie, ale gdzieś, gdzie jest ciepło, bezpiecznie i macie zapewnioną intymność. Gdzie nikt nie wejdzie, nie zapuka w szybę albo nie odsłoni kotary, prezentując wszystkim gołe tyłki. Oszczędź sobie wstydu i niewygody.

jak uprawiać seks?

Pytanie natychmiast wywołuje głupie uśmieszki i złośliwe komentarze. Zresztą, najpewniej pamiętasz z czasów szkolnych reakcję chłopaków gdy poruszany był temat seksu. Jakby ktoś podmienił chłopaków na stado małp - małp wydających dzikie wrzaski i nieokreślone dźwięki. Prawdopodobnie znasz ten obraz z życia, bo nadal chodzisz do szkoły i widzisz skrępowane twarze nauczycielek, gdy muszą przerobić materiał o prąciach, pszczółkach i kwiatkach.
Nie będę rozpisywała się o technikach seksualnych, bo ktoś to zrobił za mnie w książce o wdzięcznym tytule Sztuka kochania Michaliny wisłockiej. Zapewniam, że jest w niej więcej niż tradycyjny misjonarz i warto do tego dzieła sięgnąć, chociażby dla własnej ciekawości (jednocześnie większość doświadczeń seksualnych męskiej strony czytelniczej opiera się na fantazjach filmów pornograficznych, więc książka może wydać się przestarzała). Jednocześnie Sztuka kochania zawiera sobie więcej prawd niż „sam seks” - książka mówi o kochaniu: kochaniu siebie, kochaniu drugiej osoby. Sięgnij do tej pozycji, naprawdę. I nie mówię o filmie, który miał premierę; mówię o książce. Kieruję te słowa również do męskiej części czytelniczej, jeśli jakakolwiek do tego miejsca dotarła.

Wrócę jednak do tematu i skupię się przede wszystkim na Paniach, bo... Bo z nami, moje drogie, jest pewien problem. Marzy nam się dziki seks - świadczy o tym chociażby popularność Pięćdziesięciu twarzy Greya - a jednocześnie w łóżku niczym nie różnimy się od dmuchanej lali. Położymy się, rozłożymy nogi i na tym kończy się nasza inwencja twórcza.
Dlatego to my - kobieciny - ku własnej satysfakcji, powinnyśmy sięgnąć po jakieś urozmaicenia. Nie dla uciechy drugiej strony, choć zapewniam, że i drugie połówki będą zadowolone, ale dla nas samych. Byśmy nie były znudzone, bo - kiedy będziemy znudzone - przestanie nam na tym zależeć. I wtedy pojawiają się brzydkie stwierdzenia: „Mężczyzna który nie je w domu, stołuje się na mieście”. Gardzę takimi stwierdzeniami, jak i ludźmi, którzy mają taką filozofię życia. Bo - jak pisałam - nie jesteśmy zwierzętami ulegającym prymitywnym potrzebom. Jednocześnie wiem, że gdzieś to funkcjonuje w społeczeństwie i za część rozpadów związków odpowiada kobieta, a raczej jej „brak ochoty”. Zechcę jednak podkreślić, że rozpad związku a zdrada to nie to samo. Dlatego warto sobie poczytać, poznać więcej szczegółów swojego ciała, znaleźć „radość” z partnera a nie z książkowego Greya. 

Seks w tych czasach jest i nie jest tematem tabu. Starsza generacja zamyka oczy, zatyka uszy i usta. Udaje, że tego nie ma - że nie ma seksualności wśród młodzieży. Że młodzi nie uprawiają seksu, że nie ma potrzeby mówić o antykoncepcji, o chorobach jakie można „złapać”. To co pisałam dotychczas jest banałem - banałem, który trzeba powtarzać. Bo - niestety - żyjemy w dziwnych czasach. Jakich? W czasach wyzwolenia, bo każdy może uprawiać seks z kim chce, jak chce i kiedy chce, a to co pisałam wcześniej, większość traktuje jak dyrdymały „cnotki-niewydymki”. Prawda jest taka, że młodzi chcą być dorośli, więc uprawiają seks jak najszybciej, byle by było. Dorośli chcą być młodzi, więc eksperymentują, zdradzają, szukają „ekscytacji”. Doprowadziło to do smutnego faktu, że nie szanujemy się. I nie mówię tutaj o „złym prowadzeniu się”, bo trudno określić jednoznacznie co jest dobrym, a co złym „prowadzeniem się”. Dla jednych sex-friends jest nie do pomyślenia, jest powodem zgorszenia i oburzenia, tak dla kogoś jest to coś całkowicie... naturalne. Z kolei naturalne dla kogoś jest zdradzanie partnera z każdym, kto tylko wyrazi chęć, bo uważa monogamię za sprzeczną z naturą.
Nie przestrzegasz swoich zasad - nie szanujesz się. W ten sposób działasz wbrew sobie. Upokarzasz siebie. Sprawiasz, że nie będziesz mógł spojrzeć sobie w oczy. Prawda jest taka, że nie chcesz uprawiać seksu? Niczego nie udowodnisz, uprawiając go. Będziesz się tylko źle czuć i to nieważne, czy jesteś kobietą czy mężczyzną. Niestety, sztuką samą w sobie w tych czasach jest znalezienie osoby, która ma podobne zasady w tych sprawach. Która na seks - jego brak lub jego potrzebę - zapatruje w podobny sposób. Jeśli ludzie nie współgrają w tej dziedzinie, prędzej czy później dojdzie do sytuacji, w której jedna ze stron będzie zraniona. Jedna, bo będzie nieszczęśliwa z „braku”, lub też druga, bo będzie zdradzana.
I nie powiem, że jest to coś złego, ale nie powiem, że zachwalam taką postawię. Powiem natomiast, że złe jest dostosowywanie się do nowych obyczajów tylko dlatego, że społeczeństwo tego oczekuje. Jeśli nie czujesz się gotowy, jeśli nie chcesz robić tego co inni - jeśli nie chcesz uprawiać seksu z byle kim, nie chcesz go uprawiać w ogóle - masz do tego pełne prawo. Jednocześnie masz prawo ponosić odpowiedzialność za swoje decyzje. Właściwie, nie prawo a obowiązek. Jeśli to co robisz dla społeczeństwa jest gorszące, nie miej pretensji do społeczeństwa, że jest zgorszone. Podjąłeś decyzję i takie są ich konsekwencje, czy tego chcesz, czy nie.

po co to wszystko?

Pewnie się zastanawiasz po co pisałam te „dyrdymały”, banały powtarzane wszystkie internetowe fora. Otóż: seks cementuje związek. Jeśli coś zaczyna się psuć w tej sferze, wszystkie pozostałe również się sypią. Jednocześnie, sfera seksu zbudowana jest z innych, niezwykle ważnych elementów. Jakich? Ponownie powiem o banałach: poczucie bezpieczeństwa, poczucie spełnienia, pożądanie i bycie pożądanym, zadowolenie, samoakceptacja i akceptacja. Jeśli w związku pojawi się zachwianie którejkolwiek z tych sfer, wszystko - za przeproszeniem - pierdolnie.
Jak można być z kimś i uprawiać z kimś seks, jeśli się mu nie ufa? Jeśli się mu nie ufa, jak można być spełnionym? Jeśli nie ma samoakceptacji, nie ma poczucia bycia pożądanym; jeśli nie ma akceptacji, nie ma pożądania. By być spełnionym, trzeba doceniać drugą połówkę - nie tylko w łóżku, ale i w codziennym życiu. Właśnie dlatego pisałam o tych banałach: o odpowiednim miejscu, odpowiednim czasie i odpowiednim partnerze: to te trzy sfery zapewniają poczucie bezpieczeństwa. Jeśli go nie ma, seks nie będzie udany, a co za tym idzie, związek nie będzie „zdrowy”. Dlatego pisałam o „szanowaniu się” - jeśli się ma poczucie, że się zdradziło samego siebie, nie będzie istniała samoakceptacja. Jeśli nie ma samoakceptacji, nie ma się pewności siebie, nie będzie pożądania i bycia pożądanym.
I mogę to wyliczać bez końca wszystkie zależności, bo to jedna, wielka powiązana ze sobą sieć. Mam lepsze porównanie! Seks to łańcuch, który wiąże partnerów; a ten łańcuch jest tak silny, jak silne jest najsłabsze ogniwo. Jeśli ono pęknie, łańcuch jest bezużyteczny. Wówczas dochodzi do zdrad, do burzliwych rozstań...
Ale oczywiście, prawię banały.

Na sam koniec pozwolę sobie dopowiedzieć, że pisałam całość z myślą o kobietach i dla kobiet - dla młodszych i starszych. Nie dlatego, że uważam mężczyzn za prowodyrów, naciskających na kobiety. Nie dlatego, że uważam mężczyzn za biorących to co chcą i kiedy chcą, jak nie od tej to od innej. Piszę to wszystko, ponieważ kobiety są mi bliższe. Bliższe są mi łzy kobiety zdradzonej; bliższe są mi łzy kobiety wykorzystanej, upokorzonej i porzuconej. Przede wszystkim, bliższe są mi problemy samotnych matek, pozostawionych z „problemem” macierzyństwa. Dlatego w dużej mierze pominęłam męską część czytelniczą, choć część tego co pisałam, jest dla obu stron.
I tym małym akcentem pragnę zakończyć temat seksu, z ponownym odesłaniem do Michaliny Wisłockiej.

Udostępnij ten wpis by każda dziewczyna na rozdrożu wiedziała, którędy pójść dalej. 

niedziela, 22 stycznia 2017

#192 „sex zoo zmuszane” czyli najgłupsze pytania do Wujaszka.

#192 „sex zoo zmuszane” czyli najgłupsze pytania do Wujaszka.


... przez które ktoś, jakoś, trafił na moje Wypstrykando. 


Wyszukiwarka Google to doskonały... Hm. Donosiciel. Informuje mnie o tym, jacy ludzie wchodzą na moją stronę - ile mają lat, jakie zainteresowania, skąd są czy z jakiego sprzętu korzystają. Większość z Was korzysta z Chrome, systemu Windows i aż 14% użytkowników ma podpisaną umowę z dostawcą neostrada plus. Odkryciem nie będzie, jak powiem o dominującym mobilnym systemie Android, ale z pewnością zaskoczę wiedzą, że 18% korzysta z sieci Play i jest to największa grupa czytelnicza. O żesz w mordę, właśnie dowiedziałam się, jaka jest rozdzielczość ekranów! Najczęściej wyświetlana rozdzielczość mojej strony wynosi... 360x640. Czyli Wypstrykando jest najpoczytniejsze na telefonie...
Cóż, właśnie zdobyłam nowe informacje i wiem, że muszę przysiąść do mobilnego oblicza. Niemniej, właśnie to daje mi Google Analitycs i właśnie o tym myślałam, pisząc artykuł o anonimowości w sieci. Nie płacę za usługę, a tyle danych otrzymuję. Jednakże, nie chcę pisać o takich mało interesujących szczegółach, a raczej poświęcić się innemu zagadnieniu: jak do mnie trafiacie przez Wyszukiwarkę Google. 
90% to zapytania o Badoo - mechanikę strony, ich użytkowników i „dlaczego nie odpisuje”/„jak zagadać”. Następnie pojawiają się pytania związane z tematami, o których pisałam - artykuły o gwałcie czy o otyłych kobietach. To jakieś... 5%. Następne 3% to obraźliwe i nie mające żadnego sensu zapytania, związane z seksem. Jest jednak 2%, które niby wlicza się w poprzednią kategorię, ale... Ale. Przeczytajcie sami. 

nawet dziewczyny z badoo mnie nie chca
Drogi Internauto - one nikogo nie chcą. One tam są dla komplementów, nie dla ciebie. 

czy kosciol zakazuje glanow
Zakazuje glanów, słuchania muzyki metalowej i wrzucania do puszek Wielkiej Orkiestry. Jesteś wyklęty/a. 

co robi facet ktura chcę się zrobi umuwic
Czy możesz powtórzyć pytanie? 

alkoloh brzydka kibieta
Tak. Alkohol to brzydka kobieta. 

film o dwóch kobietach i mezczyznie ktorzy uprawiaja sex
Fachowo nazywa się to porno. Z trójkątem. 

czy metajezykiem da sie ztobic metaminetke
Prawdę mówiąc, też zadaję sobie to pytanie.

cnotki jak lubią być pieprzone
Chciałabym udzielić fachowej porady, ale... *khem*

facet z cipka
Pisze się „facet z brodą”, opcjonalnie: Conchita Wurst. 

dlaczego powypiciu drika bolą mnie łydki gdy się położę spać
Na to pytanie odpowiedzieli już moi drodzy czytelnicy. Do wyboru są:
- złe krążenie;
- alkohol wypłukuje magnez;
- tęsknią za rozłożeniem. 

czy jak pies zgwałci mnie to trafie do wiezenia?
Jeśli to młody pies, to nie dość, że zoofilia, to jeszcze pedofilia. Krzesło elektryczne jak nic.

jak rozbawic swojom cipke
Nie wiem. Moja nie ma poczucia humoru ( ͡° ͜ʖ ͡°)

jeśli kobieta po powiedzeniu czegokolwiek pieje jak kura śmieje się to
Skoro pieje, to kura, prawda? Czy to podchwytliwe pytanie?

sposoby na obejrzenie profilu fb osoby ktora nie udostepnia informacji nieznajomym
Na to akurat chcę poznać odpowiedź. Naprawdę! Ktoś wie i podzieli się wiedzą w komentarzu?

internet proszę cię szybko skontaktuj się ze mną i chcę obejrzeć kot
Biegnę z pomocąąąą!


Przy odrobinie szczęścia - i kreatywności internautów - być może pojawi się kolejna część. 

czwartek, 12 stycznia 2017

#190 Ma kutasa, ale nie jest mężczyzną.

#190 Ma kutasa, ale nie jest mężczyzną.

Nie mogę go znieść, bo jest taki jak dziesiątki tysięcy kolesi w Warszawie.
Ma kutasa, ale nie jest mężczyzną. Nie szanuje kobiet. Nie słucha ich. Pieprzy je po to, aby odznaczyć kolejną kreskę na ścianie, pozacierać ręce przez chwilę, że teraz jest ich już trzydzieści siedem, a nie tylko trzydzieści sześć. Jest ciotą, której trzeba podcierać dupę, gotować obiadki, robić za nią pranie. Wszystko, co mówi, brzmi piskliwie jak prośby małego dziecka o zabawkę. Tym głosem, pozornie niskim, ale ze schowanym gdzieś pod spodem piskiem, każdemu opowiada wszystko. Przykleja się do ludzi lepkimi, trzymanymi przedtem w gaciach paluchami, wpycha im do głów wątpliwej jakości, informacje, aby wzbudzić ich zaufanie. Żongluje sekretami. Krótko trzyma w ustach, a następnie wypluwa wstydliwe fakty. Kłamie. Łasi się. Wije. Jest miękki. Jest z tego złego miotu, który nigdy nie ma własnej myśli, suchej ręki, pełnego wzwodu.*
Z bólem głowy i gorączką nie najlepiej się myśli, tyle powiem na wstępie.

Może zabrzmi to feministycznie, a z pewnością zabrzmi - ten cytat opisuje nie tylko „kolesi”, a co więcej, nie „tylko” z Warszawy. Spotykam takich każdego dnia, w Katowicach i w Tarnowskich Górach. Spotykam ich na studiach, spotykałam ich w szkole średniej. Spotkam ich jeszcze nie raz i nie dwa. Każda z nas - kobiet - takiego spotka. Jedne z spędzą z nim całe życie, inne będą mieć z nim dziecko i nigdy więcej go nie zobaczą. Jeszcze inne doprowadzą siebie do ruiny - anoreksja, uzależnienia, dopasowywanie się w jego gusta. Pisałam już o nich - kiedyś, wcześniej - ale nie mówiąc o nich wprost. Mówię o tym artykule.

Mówi się o okrutnych kobietach - o tych, które mają wymagania, które mają cele w życiu. Czytam na różnych forach, że kobiety nie powinny mieć ambicji, że mają siedzieć w domu i wychowywać dziecko. Czytam, że rozwódka z dzieckiem to kobieta z bagażem, którego nikt nie chce. Czytam, że kobieta, która nie chce dziecka jest wybrykiem natury. Czytam co piszą w internecie „prawdziwi” mężczyźni. Swojego czasu tłumnie przybyli tu użytkownicy strony „Samce alfa”, wylewając na mnie wiadro pomyj. Byli z siebie dumni, bo dokopali, zwyzywali i grozili gwałtem, śmiercią. Pisali to przykładni obywatele, prawdopodobnie zapatrujący na siebie jako na porządnych katolików - siedzący w pierwszej ławce w kościele i traktujących inne religie jak herezje. Najpewniej przeciwnicy uchodźców, bo muzułmanie, bo gwałcą i nie szanują kobiet. W dalszym ciągu czytam komentarze pod starymi artykułami - komentarze z bólem dupy, mniej lub bardziej kulturalne.
I w takich chwilach zastanawiam się: kto je pisze?
Naprawdę taki samczy ktoś, kto potrafi wszystko zrobić wokół siebie? Ktoś, kto nie czuje potrzeby kochania i bycia kochanym? Ktoś, kto wymaga szacunku, a nie szanuje innych? Czy też ktoś, kto odreagowuje w ten sposób swoje niepowodzenia? Niepowodzenie w miłości - wina kobiety, bo zołza, bo wymagała, bo oczekiwała, bo chciała robić karierę i nie usługiwała? Niepowodzenie w pracy - dostała awans, bo dała dupy; bo przez równouprawnienie i feministki szef bał się awansować kogoś innego? Niepowodzenie wśród znajomych - bo każdy ma „dupę” i nie ma czasu iść pić, nie ma czasu szlajać się po mieście i w sumie każdy stał się pantoflarzem?
Większość internetowych samców nie jest samcami, ale lubią tak o sobie myśleć. Powtarzać sobie te kłamstwa, karmić swoje ego ludźmi słabszymi od siebie. Lubią stroszyć piórka, pokazywać jacy to oni nie są. A nie są.

Znam kogoś, kto uważał siebie za honorowego człowieka, za prawdziwego mężczyznę, a zostawił swoją dziewczynę z dzieckiem i ma do niej pretensje, że wyjechała na drugi koniec świata.
Znam kogoś, kto zalicza kobietę za kobietą czekając na tę właściwą, a gdy w końcu ona się pojawi, ma pretensje do niej, że nie chce z nim zostać.
Znam kogoś, kto zamiast akceptować swoją dziewczynę taką, jaką jest, próbuje ją zmienić pod kopyto swojej matki i znajomych, pod swoje kopyto.

Jest ich trzech, to nie są te same osoby i nie znają się. Każdy z innej części Polski, każdy w innym wieku, ale wspólna cecha. Uważają siebie za prawdziwych mężczyzn - za osoby godne zaufania, za odpowiednich partnerów i przyszłych mężów, ojców. Są tacy?  To nie są internetowe znajomości - to są ludzie, którym patrzyłam w oczy, z którymi rozmawiałam. Widziałam jak są przekonani o swojej białości, o swoim niesplamionym honorze. To są te „samce alfa”. Ci internetowi bohaterowie, piszący o uciekających z dzieckiem kobietach i o alimentach, których się domagają. Samce alfa mówiący, że jedna kobieta to za mało a później zdziwieni, że ta właściwa ich nie chce. Bohaterowie wiedzący lepiej co kobieta może a co nie, jaka jest prawdziwa kobieta a jakie są wybrykami natury.

Mówię o trzech, a być może znam ich więcej.
Na pewno znam ich więcej - tych, z którymi nie rozmawiałam, nie patrzyłam w oczy i nie słuchałam kłamstw, jakie wmawiali sobie. Znam ich z opowieści: tych, powtarzanych przez pocztę pantoflową, oraz tych powtarzanych bezpośrednio, z pierwszej ręki. O złamanych sercach, o kłamstwach, zdradach, porzuceniach. O niepłaconych alimentach, o proszenie się o odrobinę uwagi dla dziecka. Słyszałam wiele - o wielu kochankach przewijających się przez małżeńskie łoże, o „trofeach” (zdjęciach) skrzętnie ukrytych na laptopie. O ograniczaniu finansowym, o znęcaniu się psychicznym - o podkopywaniu pewności siebie, o wmawianiu wad, o wpychaniu kompleksów w przełyk.
Słyszałam. Nie będę mówić o historiach, które czytałam, bo one są już mniej wiarygodne, jak i mało wiarygodna jest poczta pantoflowa. Jednakże są historie opowiedziane słownie lub pisemnie, przez kobiety znane bardziej lub mniej. Znam takich mężczyzn - bez kutasa - wielu. Zbyt wielu.
Być może też ich znasz - bohaterów, chwalących się pieniędzmi, furami, zaliczonymi dupami, którym ktoś pierze, gotuje i ceruje skarpetki? Pewnie doradzają w sprawie kobiet, pewnie uważają się za znawców - powtarzają, że nie ta to inna. Myślisz, że jeśli ktoś wie coś o miłości, to powie coś takiego na głos krótko po rozstaniu? Owszem, kobiet jest wiele. Mężczyzn też jest wiele. Jest nas wiele i zawsze się ktoś znajdzie. Ktoś, ale nie TEN ktoś.
 
Tyle z wynurzeń, nie mam sensownego podsumowania, bo ten temat wróci na wokandę jeszcze nie raz, jak i będę go przywoływać wstecz.

*Jakub Żulczyk, Ślepnąc do świateł.

Autopromocja

Reklamuję, bo mogę.


  • Autopromocja

    Prezentuję dwanaście artykułów, z których jestem najbardziej dumna:

  • Czy istnieje przepis na szczęście? || LINK
  • Opowiem o butach, które odmieniły moje życie || LINK
  • Opowiem ci bajkę jak zaczęłam gardzić ludźmi... || LINK
  • Każde wytłumaczenie jest dobre na gwałt || LINK
  • Przyjaciółka przyznała się, że szuka dziewczyny || LINK
  • Chcesz być roszczeniową kurewką? || LINK
  • JA wiem lepiej. || LINK
  • Motto:

    Posiadanie własnego zdania jest najkrótszą drogą do posiadania zwolenników.

    I wrogów.

  • LINK || Ja, Feministka.

  • LINK || Kobiety wrogiem feminizmu

  • LINK || Kobiety które nienawidzą kobiet

  • LINK || 133 feminizmu

  • LINK || Kobieta - nie do końca słaba płeć

  • LINK || Praca w toku.... - link nie działa

Współpraca


Adres e-mail

kontakt@narzecze.pl