• Facebook
  • E-mail

środa, 8 lutego 2017

#194 Opowiem o butach, które odmieniły moje życie.


Historia nie ma jakiegoś zaskakującego początku. Po prostu, idąc ulicą przez centrum miasta, przypadkowo zobaczyłam je za szybą na wystawie i wiedziałam, po prostu wiedziałam, że to te jedyne. I nie tylko one - cena również była jedyna w swoim rodzaju. Postanowiłam jednak je zdobyć. Dlatego odkładałam każdy grosz; podejmowałam się dodatkowych obowiązków, odmawiałam sobie przyjemności. Każde kieszonkowe przeznaczone na drugie śniadania wkładałam do słoika, stopniowo podliczając kwotę. To trwało. Zrezygnowałam z wypadów do kina ze znajomymi; zrezygnowałam ze spotkania z przyjaciółką w naszej ulubionej kawiarni; dla tych butów, zrezygnowałam z wielu przyjemności. Dlaczego? Bo chciałam je mieć; bo to były te jedyne buty. 
W końcu, po długim czasie pełnym wyrzeczeń, udałam się do sklepu z odliczoną kwotą i zdobyłam je. Były moje. Tylko moje. W końcu moje. Były tak niezwykłe, że koleżanki również mi ich zazdrościły; pytały skąd mam, jak zdobyłam, gdzie można też takie dostać. Chodziłam w nich do szkoły, do kina, ze znajomymi. Stały się nieodłączną częścią mojego życia.

kochałam je i jednocześnie nienawidziłam

Ale jak to w takich historiach bywa, nie wszystko było takie piękne i kolorowe. Prawdopodobnie część czytelniczek już podejrzewa, że był tylko jeden mały problem. No, może nie taki mały. Buty, o których tyle myślałam; o których tak bardzo marzyłam i dla których tak wiele poświęciłam, okazały się cholernie niewygodne. Uśmiechem maskowałam ból; co wieczór przebijałam pęcherze i smarowałam obtarcia. A mimo to, nadal w nich chodziłam; w nadziei, że któregoś dnia rozchodzą się i dopasują do mojej stopy na tyle, bym mogła je zdjąć wieczorem i westchnąć z ulgą, że nie ma kolejnej rany.
Dlaczego chodziłam w nich choć były niewygodne? Ponieważ tak wiele dla nich poświęciłam. Przede wszystkim mój czas, moje przyjemności a na samym końcu moje pieniądze. I myślę, że każda z nas przynajmniej raz w życiu trafiła na wymarzoną parę butów, która przemieniła życie naszych stóp w piekło. Każda z nas chodziła w nich tak długo, jak długo była w stanie wytrzymać ból; tak długo, jak była w stanie toczyć walkę samej z sobą. 

I co jest w tym wszystkim najśmieszniejsze? 

buty to nie buty

Kojarzysz tę koleżankę, która jest z nieodpowiednim partnerem? Co się z nią widzisz, to wypłakuje się w ramię, bo jest z nim nieszczęśliwa; opowiada o tym, jak ją bezustannie krzywdzi na różne sposoby. Wówczas głowisz się i głowisz: dlaczego wciąż z nim jest? Mówisz jej, że jest głupia; że już dawno powinna odłożyć te buty na półkę, a najlepiej je wyrzucić i poszukać innych, wygodniejszych. Co wówczas odpowiada? Że obiecały, że się dopasują? Że przestaną obcierać? Że za dużo zainwestowała w ten związek i nie chce tak szybko się poddać? Smutna prawda jest taka, że póki kobieta sama nie zdecyduje się wyrzucić tej nieszczęsnej pary butów, żadne namowy i otwieranie oczu nie pomogą. Żadne, długie rozmowy; żadne wsparcie. 
Ponieważ my - kobiety - nie odpuszczamy tak łatwo temu, o co tak długo walczyłyśmy. I nie ma znaczenia, czy mówię tutaj o idealnie dopasowanej sukience, pozostawiającej co wieczór odparzenia pachwin. Nie ma znaczenia czy mówię tutaj o przyjaciółce, która okazuje się toksyczną znajomością i ciągnie nas w dół. Nie ma znaczenia czy mówię o cholernie niewygodnej parze butów czy o cholernie niedopasowanym partnerze. 

Prędzej czy później i tak je wyrzucimy - z żalem, że tyle poświęciłyśmy i jeszcze większym żalem, że tak długo z tym zwlekałyśmy. Każda to przeszła lub przejdzie, przynajmniej raz w życiu. Czy więcej? Jeśli tak, to podziwiam. A w jaki sposób buty odmieniły moje życie? Jestem ostrożniejsza w doborze butów. 

Współpraca


Adres e-mail

kontakt@narzecze.pl