• Facebook
  • E-mail

Może się przedstawię:

Jestem N.

dawniej Nuadell i Pani Kotełkova.


Trochę o mnie:

Na(talia)

Polonistka - z charakteru, zboczeń, prawdopodobnie też z krwi i kości.

Bibliofilka. Kolekcjonerka książek.

Mityczne stworzenie zwane 'graczem-kobietą'; łac. nazwa: kobietus graczus nielamus.

Marzycielka, bezustannie z głową w chmurach.

Gaduła, co tylko gada i gada. I gada, i jeszcze raz gada. Lubi gadać.

Trochę blogerka.



Pani Kotelkova

Trochę o NaRzecze:

NaRzecze to dawny blog funkcjonujący pod nazwą Wypstrykando. Jednakże tak jak przerwa w blogowaniu przysłużyła się mojemu zdrowiu, tak na zdrowiu podupadła dawna domena.

Żałuję? Ani trochę. Po pierwszej złości uważam, że przez tyle czasu JA się zmieniłam, WY się zmieniliście, to i Wypstrykando powinno się zmienić.

O czym piszę? O życiu, ludziach, relacjach, poli... nope!, o polityce nie, śmierdzący temat.

Czyli tak jak dawniej, ale... krócej. Bez elaboratów na setki stron.

AKTUALNOŚCI


czwartek, 16 lutego 2017

#195 Czy warto sprawdzać wierność partnera?

#195 Czy warto sprawdzać wierność partnera?


Jeśli choć raz przebiegła po głowie myśl, jakby wyglądał wynik testu „wierności” - jest to ciekawość. Jednakże jeśli choć raz pomyślałeś lub pomyślałaś o sprawdzeniu telefonu ukochanego, albo o takim teście sprawdzającym wierność - zastanawiałeś/aś się kto by podjął się tego zadania, kto by się do tego nadał i jakbyś zareagował/a na to, że jednak się skusił - ten tekst jest właśnie dla Ciebie. 

czym jest zdrada?  

To chyba najważniejsze pytanie od którego powinien się zaczynać każdy tekst poruszający temat wierności. Czym jest zdrada? Dla jednych jest to pójście do łóżka z inną osobą niż partner; dla drugich jest to bliskość duchowa (bez kontaktu fizycznego), w której ktoś inny wskakuje na miejsce partnera. Dla jeszcze innych to pocałunek, czy - jak to nie raz przewija się przez internet - „lodzik”. W końcu zdradza się tylko seksualnie, a „lodzik” to nie jest kontakt fizyczny. 
Zdrada, mówiąc pokrótce, to przekroczenie pewnej granicy kontaktu z osobą trzecią - kontaktu fizycznego lub duchowego. Efektem przekroczenia takowej granicy jest cierpienie osoby drugiej, bo - pozwolę sobie na ten pleonazm - czuje się zdradzona. Oszukana. Osoba druga czuje, że jej zaufanie zostało pokrzywdzone; że zawierzyła w „nie zrobi tego”, a okazuje się, że jednak to zrobił/a. Dlatego ważnym na początku, jeszcze przed stworzeniem bliskiej relacji, jest określenie stanowiska „czym jest zdrada”. Może to być szczera rozmowa, może to być wyczytane między wierszami. Choć z drugiej strony ciężko rozmawiać z kimś o zdradach, zwłaszcza gdy nie jest się jeszcze w bliższej relacji z tą osobą. Dlatego też większość z nas kieruje się instynktem, czyli czytaniem między wierszami.

kiedy zaczynamy podejrzewać zdradę? 

Niektórzy z nas są tak ślepo zakochani, tak ufni i bezbronni w swej wierze w „wierność”, że egzystencję nie dotknęła nawet myśl: „a może te późne godziny w pracy to jednak nie nadgodziny”. Może to mieć przyczyny dwie: naiwność lub wiarę w partnera, przy czym jedno drugiego nie wyklucza. Czy to znaczy, że to zła postawa? Absolutnie! Jeśli komuś nawet przez myśl nie przemknęło, że partner może zdradzać, to znaczy że: a) nie zdradza; b) nie ma powodu do obaw; c) zna się drugą osobę lepiej niż dobrze. I w tym miejscu załóżmy, że nadgodziny to faktycznie nadgodziny, i że osoba wierząca w nadgodziny jest po prostu w zdrowym, szczęśliwym związku. 
Ale, co jeśli u kogoś pojawi się wyżej wspomniana myśl? 

Tego typu „spostrzeżenia” czy „wątpliwości” nie rodzą się same w naszych głowach. To nie jest samosiewna roślina; ją trzeba zasadzić. O ironio, bardzo często zostaje zasadzona przez naszego partnera i to całkowicie przypadkiem. Wystarczy jedno, malutkie kłamstewko - nic więcej. Znasz ten bardzo prosty scenariusz: „Hej kochanie, co robisz?” „A, siedzę w domu i chyba pójdę spać”, „Aha, bo widziałem cię przed chwilą na mieście”? A może inny! „Kochanie, kim jest ta osoba z którą tak piszesz?”, „A to, kolega z uczelni w sprawie notatek” i okazuje się,  że kolega ma na imię Grażyna. Scenariuszy jest na pęczki, ale zawsze będą mieć jeden wspólny mianownik: będą to kłamstewka dotyczące osoby trzeciej. Z kim piszemy, z kim wychodzimy, kim on/ona jest.  
Kiedy kłamstewko o „koledze z pracy” imieniem Grażyna pojawi się raz, wiedz, ze wyrażenie „kolega z pracy” za każdym kolejnym razem będzie budziło coraz to większą nieufność. Proste przykłady: „z kim rozmawiałeś?”, „z kim jadłeś lunch”, „kto dzwonił” i „gdzie wychodzisz”. Do każdego pytania dodaj odpowiedź „kolega z pracy” w połączeniu z cichym szeptem „Grażyna”. Voila, w ten sposób rodzi się kobieca paranoja! Paranoja, o którą nie raz ktoś kiedyś będzie robił memy i awantury, żaląc się na internetowych forach jakie to „baby są pieprznięte”. I nie ma się co śmiać! Odwróć rolę i zamiast Grażyny, będzie koleżanka o imieniu Tomek. Przejdź przez ten scenariusz jeszcze raz i zrozum, że męskie fochy mają ten sam mechanizm działania. 

kiedy podejrzewamy zdradę? 

Różnica między tym punktem, a poprzednim skupia się na prostym wyrażeniu: zaczynamy. Tam pisałam o tym, jak zaczyna się podejrzewanie; pisałam o ziarnie wątpliwości, które ktoś zasieje. Może partner, może koleżanka/kumpel. W tym punkcie to już nieważne: w tym punkcie podejrzewamy zdradę. Nie jest to cichy szept z tyłu głowy, gryzący nas od środka i przypominający o sobie od czasu do czasu. Teraz to głos, który każe zerknąć na telefon gdy ten zawibruje; każde wstrzymać oddech by podsłuchać choć fragment rozmowy; każe podpytać najlepszego kumpla/koleżankę o rzekomo wspólny wypad. Tutaj już poszukujemy dowodów. Czegoś, co powie: „stary/a, puknij się w czoło z takimi oskarżeniami” albo „o stary/a, masz przerąbane”. I tutaj zaczyna się sprawdzanie: śledzenie, czytanie wiadomości, przeglądanie rzeczy. Próba doszukania się szczegółów, które zdradziłyby większy fragment. 

czy warto sprawdzać? 

To drugie najważniejsze pytanie, które powinno się pojawiać w artykułach o zdradach. Czy warto? 

Sprawdzasz - telefon, wiadomości, szukasz go/ją czasami po ulubionych knajpach czy kawiarniach. Patrzysz w oczy gdy mówi „wychodzę” i zastanawiasz się z kim, gdzie i  czy aby na pewno nie kłamie. Sprawdzasz, bo nie wierzysz. Nie ufasz, a skoro nie ufasz, to dlaczego z nim/z nią jesteś? Nim zbiegną się obrońcy z okrzykami: bo to związki, bo to tyle wkładu własnego, bo nie można zaprzepaszczać związku samymi podejrzeniami o zdradę; powiem dość krótko. 
Jeśli ten związek byłby warty walki; gdyby partner byłby godzien zaufania, porozmawiałbyś/abyś z nim/nią o swoich podejrzeniach i obawach. I są dwie możliwości: albo porozmawiałeś/aś i nadal masz wątpliwości, ergo, nadal nie ufasz, albo nie porozmawiałeś, bo się boisz reakcji partnera na takie podejrzenie, boisz się że się przyzna, albo po prostu i tak wiesz, że nie uwierzysz na słowo. Tutaj jest martwe koło „braku zaufania”. I to właśnie przez to błędne koło będzie się pojawiało sprawdzanie.  I nim przejdę dalej, pozwolę sobie zacytować tutaj dłuższy fragment nieco innego artykułu: Jak to jest być dziewczyną na deser:
Przez cały czas będzie cię gryzł ten głosik w głowie [...] Będzie cię to stopniowo podtruwać; może nie od razu, [...] To trochę jak ze zdradą. Jeśli zdradził/a raz, będzie to robić zawsze. Jeśli nie w życiu codziennym, nie z innymi ludźmi, to za każdym razem w twojej głowie. Nie pozbędziesz się tego głosiku, choćbyś się starała. W końcu wewnętrzna frustracja, złość i pretensja zacznie rosnąć. Bo starałaś się tyle czasu, jesteś zmęczona bezustannym staraniem się, a świadomość, że jesteś na chwilę przyczyni się do stopniowego upadku. [...] I ta świadomość oraz ten głos w twojej głowie nie opuści cię nawet na chwilę. Będzie regularnie przypominał o swojej obecności; o cenie, jaką zapłaciłaś. O przepłakanych nocach, o zranionych uczuciach gdy widywałaś go z innymi. O urażonej dumie, gdy bez ogródek przyrównywał cię do innych, albo z innymi mylił. TO nie zniknie. Będzie z tobą już na zawsze, gdzieś w głowie, jak echo powracających doświadczeń. I oto jest gorzki smak pyrrusowego zwycięstwa, twojego zwycięstwa
Gdy zaczynasz podejrzewać, to pół biedy. Jednak gdy zaczynasz sprawdzać, pokazujesz to, jak bardzo nie ufasz, a związek bez zaufania wykończy Cię tak, jak piszę o tym w powyższym fragmencie. Będzie to cichy głosik, który nie da się spokojnie wyspać; nie da się skupić na pracy. Nie pozwoli na nic. Będzie tylko szeptać i szeptać, aż w końcu będziesz tym tak zmęczony/a, że poddasz się. Po prostu.

Jak sprawdzasz, to nie ufasz. Możesz kochać bez zaufania, ale jak daleko na tym zajdziesz



Po słowie: nie namawiam w ten sposób do rozstań. Warto walczyć o związki, jednak nie może o związek walczyć tylko jedna strona. Jeśli pojawia się chociaż cień wątpliwości, trzeba rzucić na to światło i nie może to zrobić tylko jedna osoba. Bo sprawdzanie, to naruszanie zaufania drugiej połówki; a ta zacznie mieć coraz więcej tajemnic. Czy warto sprawdzać? Nie warto. Jeśli szukasz pretekstu by odejść - nie potrzebujesz go. Jesteś dorosłym człowiekiem, sam podejmujesz decyzję. Jeśli chcesz uratować związek - rozmawiaj, rozwiązuj i ufaj, ale też nie kłam i nie sadź nasion, których owoc będzie gorzko smakować. 

środa, 8 lutego 2017

#194 Opowiem o butach, które odmieniły moje życie.

#194 Opowiem o butach, które odmieniły moje życie.


Historia nie ma jakiegoś zaskakującego początku. Po prostu, idąc ulicą przez centrum miasta, przypadkowo zobaczyłam je za szybą na wystawie i wiedziałam, po prostu wiedziałam, że to te jedyne. I nie tylko one - cena również była jedyna w swoim rodzaju. Postanowiłam jednak je zdobyć. Dlatego odkładałam każdy grosz; podejmowałam się dodatkowych obowiązków, odmawiałam sobie przyjemności. Każde kieszonkowe przeznaczone na drugie śniadania wkładałam do słoika, stopniowo podliczając kwotę. To trwało. Zrezygnowałam z wypadów do kina ze znajomymi; zrezygnowałam ze spotkania z przyjaciółką w naszej ulubionej kawiarni; dla tych butów, zrezygnowałam z wielu przyjemności. Dlaczego? Bo chciałam je mieć; bo to były te jedyne buty. 
W końcu, po długim czasie pełnym wyrzeczeń, udałam się do sklepu z odliczoną kwotą i zdobyłam je. Były moje. Tylko moje. W końcu moje. Były tak niezwykłe, że koleżanki również mi ich zazdrościły; pytały skąd mam, jak zdobyłam, gdzie można też takie dostać. Chodziłam w nich do szkoły, do kina, ze znajomymi. Stały się nieodłączną częścią mojego życia.

kochałam je i jednocześnie nienawidziłam

Ale jak to w takich historiach bywa, nie wszystko było takie piękne i kolorowe. Prawdopodobnie część czytelniczek już podejrzewa, że był tylko jeden mały problem. No, może nie taki mały. Buty, o których tyle myślałam; o których tak bardzo marzyłam i dla których tak wiele poświęciłam, okazały się cholernie niewygodne. Uśmiechem maskowałam ból; co wieczór przebijałam pęcherze i smarowałam obtarcia. A mimo to, nadal w nich chodziłam; w nadziei, że któregoś dnia rozchodzą się i dopasują do mojej stopy na tyle, bym mogła je zdjąć wieczorem i westchnąć z ulgą, że nie ma kolejnej rany.
Dlaczego chodziłam w nich choć były niewygodne? Ponieważ tak wiele dla nich poświęciłam. Przede wszystkim mój czas, moje przyjemności a na samym końcu moje pieniądze. I myślę, że każda z nas przynajmniej raz w życiu trafiła na wymarzoną parę butów, która przemieniła życie naszych stóp w piekło. Każda z nas chodziła w nich tak długo, jak długo była w stanie wytrzymać ból; tak długo, jak była w stanie toczyć walkę samej z sobą. 

I co jest w tym wszystkim najśmieszniejsze? 

buty to nie buty

Kojarzysz tę koleżankę, która jest z nieodpowiednim partnerem? Co się z nią widzisz, to wypłakuje się w ramię, bo jest z nim nieszczęśliwa; opowiada o tym, jak ją bezustannie krzywdzi na różne sposoby. Wówczas głowisz się i głowisz: dlaczego wciąż z nim jest? Mówisz jej, że jest głupia; że już dawno powinna odłożyć te buty na półkę, a najlepiej je wyrzucić i poszukać innych, wygodniejszych. Co wówczas odpowiada? Że obiecały, że się dopasują? Że przestaną obcierać? Że za dużo zainwestowała w ten związek i nie chce tak szybko się poddać? Smutna prawda jest taka, że póki kobieta sama nie zdecyduje się wyrzucić tej nieszczęsnej pary butów, żadne namowy i otwieranie oczu nie pomogą. Żadne, długie rozmowy; żadne wsparcie. 
Ponieważ my - kobiety - nie odpuszczamy tak łatwo temu, o co tak długo walczyłyśmy. I nie ma znaczenia, czy mówię tutaj o idealnie dopasowanej sukience, pozostawiającej co wieczór odparzenia pachwin. Nie ma znaczenia czy mówię tutaj o przyjaciółce, która okazuje się toksyczną znajomością i ciągnie nas w dół. Nie ma znaczenia czy mówię o cholernie niewygodnej parze butów czy o cholernie niedopasowanym partnerze. 

Prędzej czy później i tak je wyrzucimy - z żalem, że tyle poświęciłyśmy i jeszcze większym żalem, że tak długo z tym zwlekałyśmy. Każda to przeszła lub przejdzie, przynajmniej raz w życiu. Czy więcej? Jeśli tak, to podziwiam. A w jaki sposób buty odmieniły moje życie? Jestem ostrożniejsza w doborze butów. 

Autopromocja

Reklamuję, bo mogę.


  • Autopromocja

    Prezentuję dwanaście artykułów, z których jestem najbardziej dumna:

  • Czy istnieje przepis na szczęście? || LINK
  • Opowiem o butach, które odmieniły moje życie || LINK
  • Opowiem ci bajkę jak zaczęłam gardzić ludźmi... || LINK
  • Każde wytłumaczenie jest dobre na gwałt || LINK
  • Przyjaciółka przyznała się, że szuka dziewczyny || LINK
  • Chcesz być roszczeniową kurewką? || LINK
  • JA wiem lepiej. || LINK
  • Motto:

    Posiadanie własnego zdania jest najkrótszą drogą do posiadania zwolenników.

    I wrogów.

  • LINK || Ja, Feministka.

  • LINK || Kobiety wrogiem feminizmu

  • LINK || Kobiety które nienawidzą kobiet

  • LINK || 133 feminizmu

  • LINK || Kobieta - nie do końca słaba płeć

  • LINK || Praca w toku.... - link nie działa

Współpraca


Adres e-mail

kontakt@narzecze.pl