• Facebook
  • E-mail

poniedziałek, 7 września 2015

#78 Wyścig pięknych szczurów

Photo credit: hojusaram via Foter.com / CC BY-SA
Wszyscy bierzemy udział w wyścigu szczurów; świadomie lub nieświadomie, cieszymy się z rywalizacji w mniejszym lub większym stopniu. W pracy premię dostanie ten, kto głębiej wejdzie szefowi w dupę albo który będzie ciężej harował za psie pieniądze, choć i tutaj jest kwestia sporna. Rację ma ten, kto ma znajomości; pracę ma ten, kto ma znajomości, a nie wykształcenie. Wyścig szczurów uczył nas o tym, że rywalizacja nigdy nie jest uczciwa, a ciosy poniżej pasa są dopuszczalne. Byleby wygrać. Już w szkołach wywoływano presję presję jakże znanym dialogiem: 
„Krzysiu dostał pięć a ty trzy!” 
„Ale mamo, Adam dostał dwa…”
„Co mnie obchodzą inne dzieci?”
Wyścig szczurów obejmuje każdą dziedzinę, dotyczy nawet dzieci. „Mali giganci”; „Mam talent”; czy też to najnowsze, gdzie zgłaszani są uczestnicy do lat szesnastu. Wygra tylko najlepszy, jeśli nie wygrasz, jesteś do brani, nie masz talentu; daruj sobie, bo są ludzie po stokroć lepsi. Dołujące, nieprawdaż? Sami sobie to wmawiamy i powtarzamy, nawet nie do końca będąc tego świadomym. Nie chcę jednak pisać o całokształcie wyścigu szczurów, a raczej o jego jednej podkategorii: urodzie.



Już w gimnazjum byłam świadkiem wyścigu szczurów - kolczykowania pępków w łazience, amatorskiego farbowania włosów (z góry czarny, z dołu blond lub na odwrót), przez co włosy wyglądały nie raz tak sztucznie, że plastikowe peruki wyglądają wiarygodniej. Wszystkie dziewczyny zaczynały wyglądać podobnie, o ile nie tak samo. Nieudolnie prostowane włosy za pomocą żelazka, bo nikt nie pomyślał o tym, by zainwestować w przeznaczone do tego sprzęty. Naprawdę, znam taką jedną dziewczynę. Cóż, przynajmniej znałam. Dorosłość ma jednak swoje zalety, prawda?

Metody Ingerujące w ciało
Kobiety i mężczyźni chcą być atrakcyjni, chcą się podobać, chcą być w centrum zainteresowania. Jeśli się nie jest, tak jak wmawia nam telewizja, to coś z nami nie tak. W końcu miarą człowieka są ubrania i jego popularność, a nie czyny i to co ma w głowie. Dlatego powstają coraz to dziwniejsze metody, nie liczące się ze zdrowiem. Pierwsza rzecz jaka przychodzi mi na myśl, to tabletki z tasiemcem. Pomysł genialny. Jesz co chcesz, ile chcesz, a i tak nie tyjesz, bo to małe, obrzydliwe paskudztwo zasiedla się w twoim jelicie i ot tak sobie pasożytuje. Później usunięty operacyjnie albo chemicznie, wszystko ładnie, pięknie i obrzydliwie. Pomijając późniejszy efekt jojo (nie ma zmian żywieniowych; nie ma zmian w ilości kalorii), istnieje spore ryzyko osiedlenia się tasiemca w... mózgu.

Tasiemiec? Jeśli tasiemiec nie pomoże, to dlaczego nie zebrać pieniędzy na zmniejszanie żołądka? Na stole operacyjnym lekarz zakłada opaskę na żołądek, albo wkłada balon do środka. Wszystko, byleby mniej zjeść. Naprawdę? Nie przekonuje mnie ta metoda, bo nie chciałabym być krojona na stole w imię piękna.
Będąc już przy krojeniu na stole operacyjnym - łatwiej jest wypracować sobie tyłek miesiącem ćwiczeń niż kilkoma miesiącami zbierania pieniążków na operację i implanty. Operacja sama w sobie jest kosztowna, więc implanty wybieramy najtańsze. Rakotwórcze (czy coś w ten deseń). Małe piersi? No cóż, każdy rodzi się ze swoją miseczką, ale kobiety obsesyjnie chcą je sobie powiększać i powiększać. Blizny a z czasem ból kręgosłupa... No cóż.

Pomijając pupę, piersi i żołądek, popularny staje się implant na języku, który uniemożliwia jedzenie posiłków twardych. Pozostają papki i rzeczy rozgotowane, ale to nie koniecznie pomoże, ponieważ to przez rzucie mózg otrzymuje impuls o pełnym brzuchu. Impuls potrzebuje kilkunastu minut, więc... Skoro nie żujemy, mózg raczej nie otrzyma sygnału.

Mniejsze zło?
Kolejnym krokiem są ćwiczenia - niby nie jest źle, niby to zdrowe, ale trzeba wybrać sobie odpowiednią drogę. Szóstka wejdera niszczy kręgosłup, katowanie na siłowni bez specjalisty może obciążyć stawy, i tak dalej, i tak dalej. Niestety, w XXI wieku na Youtube karierę mają trenerzy, nawet tacy, co robić tego nie powinni. Ewa Chodakowska, osoba dość kontrowersyjna, budząca sprzeczne emocje wśród jej fanek i antyfanek. Jestem którąś z tych grup? Nie. Jeszcze kilka dni temu ćwiczyłam z Ewą, ale w momencie, jak zaczęły mnie boleć stawy, a co gorsza, mój kręgosłup, poszukałam informacji na ten temat. Okazało się, że Ewa jest skuteczna, ale jest jednocześnie niszczycielem zdrowia. I to nie tak, że całe życie pierdzę w fotelu, oglądając telewizję i mam kilkadziesiąt kilo nadwagi. Wagę mam odpowiednią, kwestia wyrobić mięśnie i naciągnąć skórę Dlatego nie powinnam mieć problemu z jej ćwiczeniami, nieprawdaż? A no niestety, miałam i postanowiłam przerzucić się na inną trenerkę, Mel B i od razu lepiej się czuję. Mel B wie jak zmotywować, a co więcej, ma większe pojęcie o tym co robi (Ewa nie posiada odpowiedniego wykształcenia i czytałam sporo, że sama wykonuje ćwiczenia źle). Nie będę ani pisała o kopiowaniu innych trenerów, bo to nie ma sensu.

Przeraża mnie to, że wiele osób sięga po bardzo niebezpieczne środki wypalające tłuszcz. Nie będę przytaczała ich nazw, żeby kogoś nie pokusiło. Zresztą, łatwo zapytać Google, a Google wie. Środki te gotują organizm; ciało się gotuje od środka. Ilość ofiar? Większa niż morderczej marchewki. Z kolei w szkole średniej znałam dziewczyny sięgające po narkotyki jako skuteczny środek; łykanie wacików rodem z lat '90. Istnieją nawet pasy elektryczne, które przy zerowym wysiłku wykształcą mięśnie. Aby na pewno? Wystarczy poczytać oceny specjalistów. Istnieją jeszcze diety! Każda dieta ma swoje mocne i słabe strony. Efekty jojo, uszkodzenia nerek, jelit. Wystarczy poczytać o konsekwencjach, a nie tylko skupiać się na jej plusach. Są specjaliści, są dietetycy. Warto zasięgnąć ich rady.



Niestety, coraz częściej ludzie są niezadowoleni z siebie. Zaczynają intensywnie ćwiczyć, stosować diety, środki wspomagające; doprowadzają swoje organizmy do ruiny. Nie, nie jestem przeciwniczką diet i ćwiczeń; wręcz przeciwnie, popieram zdrowy tryb życia. Sama staram się go praktykować, ale nie za wszelką cenę. Nie chcę być przeraźliwie chuda, nie chcę mieć wielkich piersi. Chcę się czuć ze sobą dobrze, chcę patrzeć w lustro z przyjemnością.

Wiem, że efektów nie osiągnę idąc na łatwiznę. Dieta i ćwiczenia, nigdy sama dieta. Pogodziłam się z tym, ale wiele osób wybiera drogę łatwą. Nie zmienię moich kości i budowy ciała; nie zmienię swojej twarzy. Niestety, w XXI wieku niewiele osób wyznaje taką zasadę. Nie są tak piękni jak pokazuje telewizja, to nie są piękni w ogóle. Przestaje mieć znaczenie to, że każdy z nas jest piękny na swój sposób. Jesteśmy ludźmi, mamy różnorodne kody genetyczne. Chcę być ruda, mogę się zafarbować, ale kogo oszukuję? Innych czy siebie?

Dlatego poddałam się w wyścigu szczurów. Nie dążę do tego, by podobać się innym; nie dążę do tego, by być perfekcyjną. Moim celem jest podobanie się sobie. To nie jest łatwa droga, ponieważ zaczyna się od wstania z łóżka, spojrzenia w lustro i powiedzenia sobie: Jesteś idealna. Trudno to sobie powiedzieć, a tym bardziej uwierzyć, gdy wszyscy wokół krzyczą co innego. 

Współpraca


Adres e-mail

kontakt@narzecze.pl