• Facebook
  • E-mail

piątek, 8 stycznia 2016

#104 Ciasne umysły: niewdzięcznik.

Szanowny Panie G. 
Panie G. 
G.

 Nie spodziewałam się, że twój temat wróci w moje progi. Słowem wyjaśnienia zechcę zauważyć, że nazywając cię „niewdzięcznikiem”, nie mogłam cię urazić. Co najwyżej opisałam opisałam twoją osobę, a to definitywna różnica; z kolei mówiąc, że nie mam zamiaru mieć cokolwiek wspólnego z człowiekiem twojego pokroju, stwierdziłam fakt. Blokada na portalu wydała mi się jedyną słuszną decyzją, by zakończyć ten bezsensowny i zmierzający donikąd spór, którego ty jednak nie pozostawiłeś w spokoju. Poczułeś się urażony moimi słowami i zwyzywałeś mnie na każdy możliwy sposób, od tego kim jestem, co robię, aż dotarłeś - ku mojemu ogólnemu rozbawieniu - do mojej wady wymowy. Zostawiłam to zachowanie bez komentarza, uznając, że temat jest zamknięty i nie mam już o czym z tobą rozmawiać. Jednakże, pojawiły się nowe okoliczności. 

Czuję się zobowiązana odpisać na twój zarzut, jakoby mój poprzedni tekst o „Ciasnych Umysłach” odnosił się do twojej osoby. Zapewniam z ręką na sercu, że mam znacznie ciekawsze przypadki do opisania, a ty nie należysz do tematów, którymi mogłabym się interesować. Jednakże, jako że poczułeś się urażony i postanowiłeś dokonać zadośćuczynienia w sposób godny dziecka podstawówki, czyli zwyzywaniu i obrażeniu moich rodziców - czuję się zobowiązana dać ci powód do takiej niechęci i rzekłabym wręcz, nienawiści. Proszę jednak by osoby niepowiązane ze sprawą, czyli mojego tatę i moją mamę zostawić w spokoju. 

Ten artykuł dedykuję tobie, G. Jest on napisany tylko i wyłącznie z myślą o twoim przypadku. 
I na przyszłość - będąc osobą dorosłą, proszę nie zniżać się do poziomu intelektualnego dzieci, albo przynajmniej kryć fakt, że na takowym poziomie się jest. 

Z wyrazami szacunku
albo i nie, Kot. 


Słowo dla Czytelnika:
Wyjaśnienie listu znajduje się w dalszej części artykułu. I Ciebie, mój Czytelniku, serdecznie zapraszam. 


Ilekroć chciałam komuś zaoferować pomoc, bo mogłam, bo miałam możliwość, bo nic mnie to nie kosztowało - mój tato odpowiadał „Nie rób drugiemu dobrze, nie będzie ci źle”. Nigdy do końca nie rozumiałam co miał na myśli, w końcu pomaganie innym to podstawa w byciu dobrym człowiekiem, a właśnie nim chcę być. Dlatego nie raz komuś jakoś pomogłam - gdzieś podszepnęłam, gdzieś poleciłam, zrobiłam coś. I to coś obracało się przeciwko mnie. 

Zacznę od historii, jaka przydarzyła mi się w czasach szkolnych. Może nie mi, ale mojej koleżance, a raczej dwóm koleżankom. Jednakże dla lepszego przedstawienia i byś nie pogubił się w całości, wcielę się w rolę osoby poszkodowanej, a moją koleżanką jest Wiola (imię nieprawdziwe na rzecz anonimowości).

Wszystko zaczęło się, kiedy Wiola zaczęła chorować. Nie mogła wówczas chodzić do szkoły. Wiadomo, zdarza się przewlekłe choróbsko, jakaś grypa albo angina. Miała jednak w czasie swojej choroby wygłosić referat, do którego zgłosiła się odpowiednio wcześniej. Dla mnie oczywiste jest, że nie przyszła do szkoły i nie opowiedziała swojego referatu, w końcu zdrowie ważniejsze. Napisała jednak do mnie z prośbą o pomoc. Lubię pomagać, więc dlaczego nie?

Pomoc ta miała polegać na prostej przysłudze. Referat miał być gotowy i wysłany na maila, a ja miałam go tylko wygłosić w imieniu Wioli. Przysługa nie wymagająca większego wysiłku, referat byłby zrobiony a nauczycielka szczęśliwa. Jednakże, Wiola nie wysłała referatu i pozostałam na lodzie. Teoretycznie, bo to nie był mój referat i to nie było w moim interesie, a raczej Wioli. Nauczycielka słowem nie wspomniała o zaległym zadaniu i nieobecności Wioli do momentu, kiedy ta zjawiła się na zajęciach. Na pytanie o referat dziewczyna zrobiła wielkie oczy, wskazała na mnie i powiedziała, że oddała mi temat. 

Wait, what?! Taka była moja reakcja, zarówno jako osoby postronnej, jak i teraz, kiedy wczuwam się w rolę koleżanki. Wyświadczasz komuś przysługę, umowa mówi, że referat jest gotowy i należy wysłać go na maila. On nie dociera, a winowajca zrzuca winę na mnie? No przepraszam bardzo! Zaraz zaczęło się tłumaczenie, wyjaśnienie sytuacji. Sprawa wyszła na moje, nauczycielka przyznaje mi rację, ale to Wiola jest na mnie śmiertelnie obrażona, bo to JA ją wystawiłam. Śmiechu warte, nieprawdaż? 

Łapka w górę jeśli choć raz spotkałeś się z niewdzięcznością, mimo szczerych chęci pomocy. Załóżmy, obiecałeś komuś pomalować płot, ale farba wyszła nie taka, zeszło, albo nie zdążyłeś do końca - pretensje. Chciałeś komuś pożyczyć samochód, bo swój stracił w wypadku albo u mechanika - pretensje, bo samochód nie jeździ jak trzeba, albo mało benzyny i trzeba tankować. Chcesz komuś pomóc i załatwiasz mu mechanika, ale mechanik nie zrobił wszystkiego jak trzeba - żale i ale, że, bo to nie tak. Irytujesz się później, bo wina spada na Ciebie, bo wyszedłeś z inicjatywą i chciałeś pomóc, sam z siebie, bezinteresownie. Później wysłuchujesz nie wiadomo jak długo. Masz ochotę wszystkim pieprznąć powiedzieć takiej osobie „Wypier... daj se siana, niewdzięczniku”. No bo jak inaczej nazwać taką osobę?

Dlaczego o tym piszę? Jest akcja, jest reakcja - post jest reakcją, więc co było akcją? Mianowicie, chciałam pomóc pewnej osobie w znalezieniu pracy. Tą osobą jest Pan G. z listu na początku artykułu. Dostałam nauczkę i wiem, że już nigdy, przenigdy już nie zaoferuje swojej pomocy w tych kategoriach. Czy mogę dać pracę? Nie, ponieważ nie prowadzę żadnej działalności gospodarczej? Czy mogę wywrzeć wpływ na kogoś, by dał pracę? Pan G. uznał mnie za osobę o szerokich plecach, która zapewni mu zatrudnienie. Niestety, albo i stety, jestem tylko studentem, a poza tym jest wolny rynek i nie mogę nikogo zmusić do zatrudnienia kogokolwiek. Jedyne co mogę zrobić, to zapytać o wolny wakat i ewentualnie poprosić o namiary do wysłania zgłoszenia, jakiegoś maila albo telefon. Równie dobrze mogę mieć kogoś w dupie i powiedzieć: „radź sobie sam”. Mogę, ale mam dobre i uległe serduszko, które lubi pomagać tym bardziej, gdy to nic nie kosztuje. Teraz kosztuje mnie nerwy - znaczy kosztowało, wczoraj, dzisiaj śmieję się z niedorzeczności sytuacji i niewdzięczności tego człowieka.

Zaoferowałam pomoc poprzez zapytanie w znajomej firmie o wolną posadę - była. Zapytałam o maila - dostałam. Podesłałam maila G. i powiedziałam co ma wysłać. Wysłał - nie wiem; rzekomo wysłał (nie wnikam w szczegóły). Dobrze, teraz łapka w górę: kto po wysłaniu swojej kandydatury na stanowisko od razu dostał pracę? A raczej komu w ogóle nie zadzwonili? Założę się, że co drugie wysłane CV jest przemilczane. Tak było i w tym przypadku, nikt się nie odezwał. Moja wina? No najwyraźniej, bo usłyszałam zarzut, że nikt nie dzwonił a mówiłam, że szukają. Co więcej, zarzut, że zatrudniają jakiegoś ćpuna, bo usłyszał z drugiej ręki (z dopiskiem „elo” na końcu). Wychodzi na to, że to moja wina. Zdenerwowałam się i powiedziałam, by ze mnie zszedł, bo to nie moja wina. Po kolejnej wymianie nieprzyjemnych wiadomości nazwałam Pana G. wcześniej wspomnianym „niewdzięcznikiem”, poinformowałam, że z takowymi ludźmi nie chcę mieć nic wspólnego i zablokowałam dla świętego spokoju, spodziewając się mnóstwa nieprzyjemnych słów (które, notabene, pojawiły się jeszcze tego samego wieczoru z dopiskiem przekaż jej).

Czasami mam wrażenie - zwłaszcza kiedy słucham tego typu pretensji i oskarżeń - że powinnam wziąć tego delikwenta i zaprowadzić jak mamusia. Mechanik spartolił sprawę? Słyszę o tym czwarty raz, a mechanik ani razu. Mam do niego pójść? Nie oddzwonili z CV? Mam iść razem z Tobą i za Ciebie ubiegać się o pracę? Hola hola, to tak nie działa. Dałam opcję, dałam maila - to jak go wykorzystałeś, to już Twoja sprawa i Twój biznes. Samo załatwienie maila czy rozmowy nie jest pewniakiem, musisz się również postarać. Robisz coś na odpierdol - to traktują Cię na odpierdol.

Tak to właśnie wygląda. Łatwo mieć pretensje do każdego o wszystko; uważać, że to inni zawalili. Nie dostałem pracy, choć ktoś załatwił mi taką możliwość - jego wina, albo pracodawcy, woli zatrudniać ćpunów. Nie zaliczyłem referatu? Wina koleżanki, która miała go za mnie zrobić (choć umówiliśmy się na coś zupełnie innego). Mogła napisać, że nie dostała maila? Mogła, ale za przeproszeniem - do cholery - w czyim interesie było zdanie tego referatu? 

Twoja praca - Twój problem. Jeśli nie możesz dostać pracy, nie potrafisz zdać egzaminu, nie potrafisz poradzić sobie z każdą porażką i obarczasz winą innych, zrób przysługę światu i zamknij się.
*Zen sarkazmu*

Moja propozycja brzmi: zamiast szukać przyczyn,
zacznij szukać wyjścia. 

Choć przyczyny również warto znać, bo wówczas wiesz, co jest nie tak. Bądź co bądź, przestań obwiniać wszystkich wokół Ciebie, bo problem leży w zupełnie innym miejscu.
Nie jojcz, weź życie w swoje ręce i ponoś odpowiedzialność za swoje czyny. To nazywam dorosłością.

Współpraca


Adres e-mail

kontakt@narzecze.pl