• Facebook
  • E-mail

środa, 20 stycznia 2016

#110 Jak przetrwać sesję i nie zwariować?

Jak zdać sesję i nie zwariować?
Studencki survival w kilku prostych krokach


Sesja dwa razy do roku odbiera przyjemność codziennego życia; sprawia, że człowiek spędza każdą wolną chwilę nad książkami. Zakuwanie, bieganie za wykładowcami, którzy właśnie w tym okresie decydują się bawić w chowanego to norma i codzienność. Masz wrażenie, że materiał Cię przygniata, i masz nadzieję, że nadchodząca wojna atomowa jutro zacznie się przed egzaminem, jeszcze nim wejdziesz na salę. 

Po pierwsze, NIE DAJ SIĘ ZWARIOWAĆ. 

Przy każdej możliwej sesji będą się Ciebie pytać jak Ci idzie, jak przygotowania, jakie działania już podjąłeś. I nieważne czy przedsięwziąłeś pewne kroki, czy też nie, będziesz mieć dokładnie to samo wrażenie: jesteś w dupie. Bo jesteś w dupie dopóki sesji nie zdasz. Jednakże, ilekroć zaczną pytania „czy zacząłeś się uczyć”, polecam zrobić to co ja: zaśmiej się, unieś kciuk do góry i powiedz „przedni żart”, bo nie tylko będą się pytać, ale będą też badać teren. Pamiętaj, każdy ma inne tempo przyswajania wiedzy, więc jeśli ktoś już zakuwa, a Ty jeszcze nie myślałeś o tym, że wypadałoby się ogarnąć życiowo - wiedz, że to całkowicie normalne. 

Dodaj napis

Po drugie, ROZPLANUJ.

Warto przejrzeć sobie przedmioty i rozplanować je w bardzo prosty sposób, dzięki któremu nie obudzisz się z ręką w nocniku. Najważniejsze są te ćwiczenia, z których masz egzamin - jeśli nie masz zaliczonych ćwiczeń, zapomnij o egzaminie. Dlatego do boju wpierw z ważniejszymi ćwiczeniami. 
Drugim stopniem zaliczeń są zaliczenia pisemne - mają ograniczoną liczbę terminową, plus masz szansę ściągać. TAK, ściągać, studenci też to robią. Przy czym, polecam ratować się w ten sposób tylko i wyłącznie wtedy, kiedy jesteś w czarnej dupie, bo i tak nic nie potrafisz.  Prawdziwy student nigdy nie ściąga, pamiętaj. Jesteś porządnym pokoleniem, pokoleniem budującym przyszłość. Ściąganie z przedmiotu, który nigdy nijak Ci się nie przyda to zbrodnia. 
Trzecim stopniem zaliczeń jest to, co praktycznie pozostało: najłatwiejsze przedmioty. Egzaminy i prace/pisemne zaliczenia to studencka zmora, a ustny - wbrew pozorom - to całkiem przyjemne spotkanie z potworem Profesorem. Ten uśmiechnie się do Ciebie, powie przez per pan i zaraz poczujesz się lepiej. A tak na poważnie, zdarzali się w mojej karierze studenckiej profesorowie, u których egzamin wyglądał następująco. 

Studentka filologii polskiej Natalia wchodzi do sali, siada naprzeciwko Profesora. On spogląda na nią, patrzy na listę i po chwili się odzywa:
- Pani Natalio, proszę mi opowiedzieć o... - zawiesił tajemniczo głos. 
- O Gombrowiczu, Panie Profesorze.
- Tak, tak, Gombrowicz. Kobiety u Gombrowicza. 
Tak, tak było. I było wiele innych, przezabawnych egzaminów. 
Warto chodzić na zajęcia organizacyjne, tyle powiem. Większość nie chodzi, bo nieobecność jakby się nie liczy, więc można przedłużyć sobie wakacje. Jednakże na organizacyjnych dowiesz się o formie zaliczenia i możesz mieć na niego wpływ - test, kolos, odpytywanie, przepytywanie z lektur - czy też mój faworyt, zaliczenie za aktywność. Temu nie odpuszczaj nigdy, nawet jak masz odpowiadać nie do końca na temat.

Dodaj napis

Po trzecie, NIE UCZ SIĘ NA RAZ.

O sesji mówi się jak o małej maturze. Cóż, moja lista lektur z najgorszych egzaminów liczyła prawie 60 tomisk. Przeczytałam to wszystko? Nie. Utworzyliśmy grupę na facebooku, podzieliliśmy lektury i wspólnie stworzyliśmy potężne opracowanie. Dlatego, jeśli jest taka możliwość, podziel materiał po grupie. Przy czym, nie radzę wrzucać wszystkiego na ogólnodostępny serwer - zdarzali się delikwenci, którzy pobierali materiał bez wkładu własnego. Na kolejnym semestrze rozwiązaliśmy ten problem w następujący sposób: wszystko wysyłaliśmy na jednego maila, osoba odpowiedzialna za wszystko sprawdzała kto wysłał, wrzucała do jednego pliku i odsyłała tym, którzy przysłali. Voila, problem rozwiązany. Nie mów, że nie można innym ufać; że pewnie wzięli opracowanie z internetu, albo się nie przyłożyli należycie. Tak szczerze, gdybyś miał samodzielnie opracować tyle tekstów, sięgnąłbyś po opracowania gotowe czy czytał wszystko i analizował? 
Jednocześnie, jak dostaniesz materiał do nauki, nie siedź od rana do wieczora. W ten sposób podeszłam do mojego pierwszego egzaminu z literatury - cały piątek, całą sobotę i całą niedzielę czytałam olbrzymie podręczniki akademickie. Efekt był taki, że w dniu egzaminu wyglądałam jak trup i każdy się pytał czy nie jestem chora. Szanuj swoje zdrowie, ucz się etapami - po godzince, z przerwami, przez 2-3 dni. Przyswoisz więcej niż na chop siup


Dodaj napis


Po czwarte, NIE DAJ SIĘ ZWARIOWAĆ PO RAZ DRUGI. 

Przed sesją i przed egzaminami zalewano Cię serią pytań o to, czy się uczysz, jak się uczysz, jak Ci idzie. Po egzaminie i zaliczeniach nie czeka Cię lepsza sytuacja, wręcz przeciwnie, dwa razy gorsza. Jak Ci poszło? Co napisałeś w trzecim? Ile ludzi, tyle wersji; każdy upewnia Cię, że nie zdałeś - w efekcie końcowym masz spieprzony humor do końca dnia najmniej, a najpewniej aż do otrzymania wyników. 
Nikt inny nie potrafi tak spieprzyć humoru po egzaminie, jak właśnie przekupki na targowisku, które kotłują się pod salą i omawiają między sobą każde jedno pytanie. Unikam ich jak ognia, bo wiem, że nic dobrego z tego nie wyniknie i tylko mnie nakręcą. 


Dodaj napis

Po piąte, BEZ SPINY. 

Nie panikuj, jeśli nie zaliczyłeś ćwiczeń w sesji - jest jeszcze sesja poprawkowa, czyli ekstra czas na zaliczenie swojego, bez spinania pośladów, płakania w kącie i użalania się nad sobą. To dwa tygodnie dodatkowych terminów, konsultacji i zaliczeń. Zdarza się jednak, że Profesor ma L4, albo bawi się w chowanego (i jest w tym mistrzem), albo najzwyczajniej nie lubi Twojej facjaty twarzy i uwala nie zalicza raz za razem. Wówczas pojawia się kolejny pomocnik studentka: przedłużenie sesji poprawkowej. Kolejne dwa tygodnie - to daje dwa tygodnie sesji normalnej + cztery tygodnie sesji poprawkowej. SZEŚĆ TYGODNI. Nie mów mi, że się nie wyrobisz. Wyrobisz,  po prostu jesteś leniem i zostawiasz wszystko na ostatni termin. 
Drugi termin na pierwszym roku studiów wydaje się czymś... Wstydliwym. Nikt się nie przyznaje do tego. Wiesz co? Pieprz ich. Każdemu może powinąć się noga - albo materiał za duży, albo nie te pytania, albo Profesor dostał menopauzy w trybie przyspieszonym kiedy otwierałeś drzwi, a która kończyła się wraz z Twoim wyjściem. Zdarza się. Shit happens. Czasami profesor zamiast drugiego terminu, daje trzeci, czwarty, piąty. Może - jeśli jest w porządku - każe Ci przyjść następnego dnia i odpowiedzieć tylko na drugą część pytania? Bywa różnie, ale dlatego lubię ustne. 
Nie powiem, że nie masz co panikować jak nie zdasz egzaminu, bo masz komisy albo warunek. Powiem Ci jednak, że to ostateczność, i to droga ostateczność. Jeśli nie zdasz komisa, żegnasz się z uczelnią; jeśli chcesz wziąć warunek, szykuj portfel. 


Dodaj napis

Nie gwarantuję Ci, że zdasz sesję, ale mogę zapewnić, że jeśli weźmiesz do serca te zasady, nie zwariujesz i nie ulegniesz presji. To właśnie ona jest największym wrogiem studenta: presja. Presja kolegów, bo będą się śmiać; presja rodziców, bo będą mędrkować; presja babci, bo nie da na nowe playstation. Sesja była, jest i będzie - dwa razy do roku będzie eliminować najsłabsze ogniwa. Nie zawsze jednak dzieje się tak poprzez eliminowanie wiedzy, a właśnie przez lenistwo. Najwięcej ludzi odpada, bo albo tracą zapał do nauki, albo nigdy go nie mieli. 
Im dalej w las, tym łatwiej; choć patrząc na nadchodzącą morfologię historyczną, wiem, że są wyjątki. Warto jednak próbować i walczyć - właśnie tego życzę Ci, drogi studencie. I drogi przyszły studencie, nie panikuj. Po trzech latach dojdziesz do wniosku, że sesja nie jest taka straszna jak ją malują. To tylko taka mała matura, dwa razy do roku. Nudzić się nie będziesz, zapewniam. 

Życzę Ci zdania egzaminów,
i żebyś po ogłoszeniu wyników powiedział:


Dodaj napis

Współpraca


Adres e-mail

kontakt@narzecze.pl