• Facebook
  • E-mail

piątek, 18 stycznia 2019

#204 O piekiełku samotnej matki.

O tym, że macierzyństwo jest wspaniałym okresem w życiu kobiety słyszę każdego dnia. Od czasu do czasu słyszę, że nie mogę nazywać swojego życia „udanym”, póki nie urodzę dziecka. Sporadycznie spotykam się z opiniami, że jeśli nie mam dziecka w wieku 26 lat, to najpewniej jestem chora psychicznie/jestem wybrykiem natury. 


Nie mam dziecka - nie będę tego faktu ukrywać - ale mam koleżanki, które potomka się doczekały. Jedne pokazują, jak to wspaniale być matką - zdjęcia z bobasem, szczęśliwa rodzina, i tak dalej, i tak dalej. Nie wątpię w ich szczęście i to, że im się udało. Gratuluję im tego z całego serca. Im, czyli obojgu. Mamie i tacie. I nie będę się rozpisywać nad cudownością macierzyństwa - zrobiła to za mnie większość blogerów parentingowych i jeśli chcesz poczytać o słodyczy, idź tam, bo tutaj pora na gorycz. 
Piekiełko macierzyństwa pojawia się, gdy na teście pojawią się dwie kreski. To właśnie wtedy znika mąciciel, czyli „ojciec roku”, „ojciec dekady” czy też najzwyklejsza „spierdolina”. Czasami zostaje z poczucia obowiązku, który - prędzej czy później - go przerośnie i ucieknie z podkulonym ogonem. Wiadomo, „nie był na to gotowy”. Pf. Jakby kobieta była. A no tak, kobieta musi być gotowa na poświęcenie związane z macierzyństwem. Musi, bo jest kobietą

podwójne standardy? 

Mam wrażenie, że podwójne standardy związane z macierzyństwem nigdy nas nie opuszczą. W końcu, kobieta jest od rodzenia dzieci i musi być na to gotowa; a mężczyzna jest od zarabiania pieniędzy, a nie od dbania o dom.
Niestety, zauważyłam w trakcie podsłuchanych (ach te plotkary w kolejkach) rozmów, że te same zachowania są w jednych przypadkach akceptowane, a w drugich piętnowane. O czym mówię? O odejściu.

Jakiś czas temu miałam przyjemność podsłuchać rozmowę dwóch kobiet, które obgadywały pewnego jegomościa. Jegomościa, który zostawił żonę z dzieckiem. I owszem, nasłuchałam się, jaki to on niedobry, jaki to fałszywiec, bo je zostawił. Ale całość podsumowania wdzięcznym nigdy nie wiemy, co się dzieje w małżeństwie.
I później znów miałam przyjemność spotkać je w tym samym sklepie, w podobnej kolejce, dyskutujące o podobnym temacie. Jednakże teraz nie było usprawiedliwień i nigdy nie wiemy, co się dzieje w małżeństwie. Była tylko czysta nienawiść wobec kobiety, która odeszła od męża i zostawiła mu dzieci. Bo jak on biedny da sobie radę? Tak chłopa samego, z dzieckiem zostawić? Biedne maleństwo!
Nie słyszałam o tym, by kobieta była biedna gdy zostawił ją mąż; nie słyszałam pytania jak sobie biedaczka poradzi. Bo w ludziach istnieje przekonanie, że kobieta MA sobie dać radę. A mężczyzna? Biedactwo, potrzebuje pomocy, bo musi przewijać pieluchy.
Nie chcę tłumaczyć żadnej ze stron, ani tym bardziej oskarżać. Bo to nie są łatwe sytuacje i trzeba podejść indywidualnie... ale mimo wszystko, podwójne standardy i w tym obowiązują. 

desperatka z uciążliwą naroślą?

Widziałam kiedyś wykres, że po trzydziestce wolne są tylko brzydkie kobiety albo atrakcyjne kobiety z dzieckiem. I że to trudny wybór - żyć z brzydką kobietą czy może znosić bękarta innego mężczyzny. Naprawdę, spotkałam się z określeniem bękart. Dlatego przyuważyłam, że kobietom z dzieckiem jest po prostu trudniej znaleźć partnera.
Nie tylko dlatego, że mają już dzieci i mało który mężczyzna podejmie się obowiązku ich wychowywania. Dlatego, że w przekonaniu sporej ilości mężczyzn kobieta z dzieckiem to łatwa ofiara - ofiara, którą będą mogli zaliczyć dzięki słodkim słówkom i obiecankom cacankom. Gdzie, oczywiście, rozwiną później żagle i odpłyną w siną dal ze stwierdzeniem, że to ich przerasta (jakby kobiet ta sytuacja nie mogła przerastać).
Nie dziwi mnie zatem, że część samotnych matek w pełni oddaje się dziecku; że zapominają o swojej potrzebie kochania i bycia kochanym, przelewając wszystkie uczucia na potomka. A tak być nie powinno... Ale jest. Niestety.

ciężar życia

Mogłabym długo pisać o ciężarze życia: o tym, że samotnej kobiecie jest trudno. Trudno jest bezustannie prosić o pomoc rodziców; trudno jest znosić troski samotnie. Trudno jest myśleć o wydatkach i finansach, którym musi sprostać. 
Trudno jest jej zostawiać dziecko pod opieką i zapieprzać na dwa etaty by móc dziecku zapewnić godne życie. Jeszcze trudniej jest patrzeć na bunt dziecka i na mnóstwo przykrych słów. Bo taki rodzic może usłyszeć, że przecież nigdy go nie było w jego życiu, bo wiecznie w pracy. Bo któregoś dnia dziecko wróci z przedszkola ze łzami w oczach. Dlaczego? Bo inne dzieci będą mówić, że nie kochasz go tak jak kochają inne matki. Bo nie odbierasz z przedszkola; bo wiecznie cię nie ma gdy tego potrzebuje. Wiecznie w pracy, wiecznie gdzieś w biegu. 
Życie jest ciężkie. A gdy samotnie się prze do przodu, trzymając dzieci za ręce - jest ciężej. Nie lżej, a ciężej. 

dzisiaj kobiety mają lepiej


Przynajmniej tak mi się wydaje. Bo niegdyś samotna matka to był wstyd. Dla niej, dla rodziny... dla wszystkich. Patrzono krzywo na samotną matkę, dlatego kobiety - te szczęśliwe i te nie koniecznie - tkwiły w małżeństwach mniej lub bardziej udanych dla dobra siebie i dla dobra dziecka.
Być może tym stwierdzeniem nie zdobędę uznania, ale cieszę się, że czasy się zmieniły. Dlaczego? Bo wydaje mi się, że dziecko jest szczęśliwsze z samotną matką niźli z nieszczęśliwą mężatką.

siłaczka XXI wieku


Kiedy mieszkałam na wsi, nie zauważałam tego. Nie zauważałam, bo samotne matki miały wsparcie swoich rodziców i żyły jak to na wsiach przystało - wspólnie. Wspólnie się w tym kociołku zwanym życiem mieszało. Ale!
Ale od kilku miesięcy mieszkam w mieście i widzę coś, czego do tej pory nie dostrzegałam mieszkając na wsi. Bo w mieście jest inaczej - tu gdzie mieszkam, rodziny nie są tak ze sobą zżyte i nie ma tego wspólnego kociołka, jaki widuję na wsi. Tutaj, teraz, widuję samotne matki, które przychodzą z jednej pracy do drugiej.
Wracają z nocki, przemywają twarz, przebierają ubranie i biegną do kolejnej pracy na osiem godzin. Potem szybko po dziecko, zrobić obiad, upilnować i znów do pracy. Teściowa pomoże, babcia pomoże; tylko popilnuje dziecka. Albo wręcz przeciwnie, tego dziecka pilnuje. Ale to te matki - z dumnie uniesioną głową - zakasują rękawy i pracują na dwa etaty i trzeci w domu, by to ICH dziecko miało dostatnie życie.

Niegdyś pisałam o tym, ale wówczas wiedziałam o tym, że problem jest, ale jako-tako z problemem się nie spotkałam. A teraz? Teraz go widuję. Patrzę na niego i zastanawiam się: czy ja bym dała radę tak żyć? Dlatego podziwiam te kobiety. Dlatego nazywam je siłaczkami.

Współpraca


Adres e-mail

kontakt@narzecze.pl