• Facebook
  • E-mail

sobota, 21 marca 2015

#48 Gimnastyka języka

Drogi Czytelniku, Droga Czytelniczko...
Zakładam, że nie jestem jedynym blogiem, który odwiedzasz. Zakładam, że wchodzisz dziennie na kilka różnych blogów i czytasz teksty napisane różnym językiem, o różnej tematyce. Jedne są chwytliwe, inne mniej. Jedne mają wielu czytelników, a inne mają tylko kilku. Czasem dwa blogi o podobnej tematyce mają różną chwytliwość, różny stopień zainteresowania. Zastanawialiście się z czego to wynika?

Drogi Autorze, Droga Autorko...
Słyszałeś kiedyś zarzut, że jesteś zadufany w sobie, zbyt pewny siebie, zarozumiały i egocentryczny? Albo że jesteś infantylnym i niewychowanym dzieckiem? Że jesteś chamem i prostakiem, albo też nie masz nic ciekawego do powiedzenia? Wiesz, że taki nie jesteś, więc pewnie zastanawiasz się, dlaczego ktoś tak twierdzi? Uważasz, że poruszasz ciekawe tematy, a słyszysz że Twój post jest nudny i tracisz zainteresowanie? 

Wszystko zależy od języka. Język kształtuje całą naszą rzeczywistość, to kim jesteśmy i jak jesteśmy postrzegani. 
Źródło


Język składa się z czterech warstw (sprawności), dzięki którym nasze wypowiedzi są zrozumiałe i jednoznaczne dla wszystkich. Uczymy się tego podświadomie. To tak jak z prawami fizyki - stosujemy je, nie do końca wiedząc jak działają. Teraz postaram się przytoczyć pokrótce prawa języka polskiego zarówno pisanego, jak i mówionego.

- językowa sprawność systemowa - czyli kto mówi. Tę sprawność opanowujemy już w dzieciństwie, gdy zaczynamy postrzegać "ja". Pozyskujemy świadomość, zaczynamy kształtować zainteresowania, umiejętności. Zaczynamy wiedzieć, że ja to ja, a odbicie w lustrze to moje odbicie.
- językowa sprawność społeczna - czyli do kogo mówimy. Tutaj już pojawia się problem i to całkiem spory, ponieważ tę funkcję staramy się opanować przez całe nasze życie. Nie raz z miernym skutkiem. Na tej warstwie między innymi pojawia się problem popularności bloga, ale o tym będę mówiła dalej. 
Ktoś może się zaśmiać, że przecież wie do kogo adresuje swoją wypowiedź. Słuszna uwaga. Kiedy piszesz do koleżanki, piszesz do koleżanki; kiedy piszesz do profesora, piszesz do profesora. Jednakże, czy język obu e-maili czy listów będzie taki sam? 
- językowa sprawność sytuacyjna - czyli w jakiej sytuacji mówimy. Ta dam, przecież to nie może być niezrozumiałe, prawda? Otóż, bywa. Sprawność ta nieraz jest umowna i domyślna, a jej przykładem jest ironia. Kiedy widzimy (dajmy na to) mężczyznę z rurkach, vansach, w obciachowej czapce i okularach, mówimy: ale ciacho. W zależności od sytuacji, możemy mówić w sposób dosłowny i powyższy mężczyzna jest atrakcyjny, albo też nie jest w naszym typie a nasza wypowiedź ma wydźwięk ironizujący. My wiemy kiedy mówimy ironią, ale czy wiemy, kiedy ktoś mówi do nas ironią? Jeśli nasz rozmówca jest mało domyślny, dosłownie będzie szukał ciacha. Wiecie, takiego smakołyka z lukrem albo pudrem. No i ostatnia:
- sprawność pragmatyczna - czyli cel naszej wypowiedzi. Tutaj również można zastosować ironię, choć popularne są utarte schematy. "Ale tu zimno" czasami sugeruje, by ktoś zamknął okno. Podobnie jest z nami, blogerami. Pisząc na dany temat w konkretnym stylu, pragniemy albo zachęcić, albo zniechęcić (przykładowo, pisząc recenzję). Nie raz gdy coś czytam, już po pierwszych zdaniach wiem, czy będzie to pochwała czy też nagana. Rzadko, choć zdarza się, jest odwrotnie.

Poczytność naszego bloga nie zaczyna się od tego, o czym mówimy, ale od tego, czy wiemy kim jesteśmy i jaki jest nasz cel. Przemilczmy póki co tematykę, a przejdźmy do tego, na kogo pragniemy się kształtować. Tak, pragniemy, ponieważ język, którym się posługujemy uosabia to, kim chcemy i być i jak ludzie mają nas postrzegać. Celowo lub niecelowo. 

Kiedyś, kiedy zaczynałam swoje przygody z wyrażaniem opinii na forach literackich (trzy albo cztery lata temu), starałam się wychodzić do dużo młodszych i mniej doświadczonych dziewczyn w sposób koleżeński, niszcząc barierę wieku i języka. Po pierwszej, drugiej, trzeciej opinii napisanej z serca i zlanej przez zarozumiałe panny, przekonane o swojej wiedzy i nieomylności (w końcu pani w szkole chwali pracę), znudziło mi się określanie mnie hejterem, kiedy nim tak naprawdę nie byłam. Dlatego z dnia na dzień zmieniłam styl wypowiedzi.

Stałam się osobą pewną siebie i apodyktyczną, nie znoszącą sprzeciwu. Pokazywałam, że wiem o czym mówię, znajdując źródła potwierdzające moją wypowiedź. Miażdżyłam tekst, a kiedy autorka próbowała się bronić, miażdżyłam i ją. Zaczęto się mnie obawiać i czerpałam z tego niejako satysfakcję, bo stałam się autorytetem i autorki ostrzegały się wzajemnie. Później spuściłam trochę z tonu. Nadal byłam apodyktyczna, ale chwaliłam również tekst, a błędy pokazywałam w sposób mniej krzywdzący. Przekonałam się wówczas, że metoda kija i marchewki jest lepsza od samego kija.

Z tamtych czasów pozostała mi maniera przesadnej pewności siebie i nieomylności, która w dalszym ciągu tworzy barierę między mną, a Wami, moi drodzy. Niemniej, co chcę przedstawić na powyższym przykładzie? Pisałam te same porady dwoma różnymi językami z dwoma różnymi efektami. Treść pozostała ta sama, ale sposób był inny. Za pierwszym razem byłam koleżanką - przez co byłam odbierana jako osoba o tym samym poziomie wiedzy i intelektu. Za drugim razem stworzyłam obraz osoby świadomej tego co mówi i nie znoszącej sprzeciwu - stworzyło to dystans, a dzięki dystansowi, stałam się bardziej wiarygodna jako krytyk. 

Podobnie jest kiedy tworzymy. Osoby świadome swojego obrazu piszą w inny sposób, niż osoby nieświadome. Najprościej, wystarczy porównać treść tekstów gimnazjalistek/licealistek, a osób (chciałabym powiedzieć starszych, ale wiek nie gra roli) dojrzalszych. Nie raz, nie dwa, spotkałam się z podobną tematyką tego, co piszę sama lub piszą inni, czytani przeze mnie blogerzy. Czytam posty napisane powściągliwym językiem, które nie boją się rozwinąć temat, obnażyć jego mocne i słabe strony. Z kolei gimnazjalistko-licealistka ledwie liźnie temat, tworząc krótki, kilku akapitowy tekścik otoczony setką nie pasujących zdjęć jej nowej bluzki, kurtki czy butów.

Najbliższy znany mi przykład: kompleks. Pisałam post na ten temat kilka miesięcy temu. Rozpisałam się znacznie, a nawet nie ugryzłam tematu. Kilka dni temu spotkałam się z blogiem na którym gimnazjalistka lub licealistka pisała o kompleksach, pisząc standardowe porady z forów internetowych. "Polub siebie" czy "to co możesz, zmień", było standardem, a na sam koniec naliczyłam około tuzina zdjęć autorki w podobnych pozach. Patrząc na to, miałam ochotę skomentować, że tematycznie buduje swoje ego poprzez pochwały czytelniczek.
Mój post miał, żeby nikogo nie skłamać, jeden komentarz i na ten moment ma 113 wyświetleń. Z kolei post licealistki liczył ponad tuzin komentarzy (liczba wyświetleń nie jest mi znana). Czy to znaczy, że napisałam gorszy post? 

Gimnazjalistko-licealistka nikogo nie grała, czy też nie tworzyła obrazu pisząc. Napisała co wiedziała i co myślała, nie rozdrabniając się i nie myśląc nad tematem ponad to, co przeczytała gdzieś indziej. Napisała post językiem innych gimnazjalistko-licealistek. Kolokwialne zwroty siemka i kilkanaście emotikonów, zdrobnień i slangów sprawiło, że jej kilka powtarzalnych wszędzie porad trafiło do danego grona odbiorców bardziej, niż mój post. 
Czy jest mi przykro? Nie. Żeby moje teksty spodobały się gimnazjalno-licealne grupie, musiałabym zmienić język wypowiedzi i stylizację, a to jest ponad moje siły (poczułabym się jak sprzedajna pani). Dlatego wolę, by moje wypowiedzi trafiały do węższego grona, które powie coś na ten temat, a nie jedynie "fajny post, zgadzam się z tobą, wpadnij do mnie".
To działa w drugą stronę. Blogi gimnazjalnych-licealistek są szykanowane i zbywane przez grupy blogerskie jak i samych blogerów, którzy są z tych dojrzalszych i oczekują od tekstu czegoś więcej. Niestety, ta grupa jest mniejsza. Dlaczego? Cóż, w liceach i gimnazjach pisanie blogów jest po prostu modne, niezależnie od tematyki (czy opisują swój dzień, od zjedzonego śniadania po zrobienie sobie dobrze wieczorną porą). Osoby dojrzałe w nielicznym gronie decydują się na poświęcenie kilku godzin cennego, dorosłego czasu (praca, obowiązki itd) i piszą dla satysfakcji pisania, a nie dla popularności, bo w świecie dorosłych blogi nie są popularne.

Może jest podobnie z Tobą? Używając języka potocznego, kolokwializmów i slangów młodzieżowych stajesz się kimś młodym, licealistą. Twój post trafi do takiego grona odbiorców, a studenci będą patrzeć na Ciebie lekceważąco, bo piszesz jak licealista.
Z kolei kiedy piszesz poważnie, dystyngowanie i studencko, Twoimi czytelnikami na pewno nie będą licealiści. Dla nich piszesz zbyt poważnie, za nudno. Oni lubią luzackie tony i podejście ignoranta. 

Mimowolnie zaczęłam wchodzić na kolejną tematykę, mianowicie język wypowiedzi. Ponieważ o tym, kim jesteśmy w sieci, decyduje nasz język. Co przez to rozumiem? Zacznijmy od tego, czym jest idiolekt (słowo-definicja poruszana przeze mnie nie raz). Język polski jest jeden i niezmienny, ale każdy z nas nie korzysta z niego na 100%. Każdy ma ulubione wyrażenia, zwroty, słowa, których używa nagminnie.

Albowiem, notabene, kij w dupie, Droga Czytelniczko, Drogi Czytelniku, faux pas... I tak dalej, i tak dalej. To są zwroty, których sama używam nagminnie, pojawiają się nie raz, nie dwa. Stosuję je nie tylko w piśmie, ale i w mowie. Masakra. Tego używałam przez kilka lat, teraz już mniej, a w przez ostatni tydzień Porzygam się ze szczęścia stało się szarą rzeczywistością. My tego nie widzimy stosując język, ale widzą to inni, którzy tego nie używają. Ilekroć czytam jakieś książki i wypowiedzi, przypominam sobie, że takie słowo istnieje i mogłabym je stosować, po czym zapominam o jego istnieniu aż do kolejnej lektury. To jest idiolekt, moi mili. Zasób słów, którego używacie na co dzień. Częściowo będzie się pokrywał z rówieśnikami, a częściowo nie. To coś naturalnego i pięknego! Każdy z nas posługuje się tym samym językiem w inny sposób!

Podobnie jest z mową pisaną. O tym samym problemie każdy z nas napisałby w inny sposób: ktoś tworzyłby krótkie zdania, ktoś bardzo rozbudowane. Ktoś używałby języka humorystycznego, inny poważnego. Jeden lekceważyłby temat i pisałby powierzchownie, inny wgłębiłby się i zanalizuje różne możliwości. Ktoś zachowywałby się infantylnie, a ktoś inny bardzo poważnie. Jedni wrzucą setki emotikon, inni użyją zwrotów grzecznościowych. Skróty lub ich brak; formy enklityczne lub inna gramatyka; czas przeszły i czas teraźniejszy; neutralna postawa lub osobista postawa.

To, w jaki sposób opowiadasz o problemie, jakich słów używasz sprawia, że ktoś uzna Twoją wypowiedź za nudną lub ciekawą. Jeśli rozwlekasz się nad tematem, ponieważ chcesz go dobrze rozpisać, nie dziw się, że gimnazjalno-licealna czytelniczka napisze Ci, że jesteś nudny. Dlaczego tak napisze? Twój język do niej nie trafia - piszesz szczegółowo i rozwlekle by dokładnie przedstawić swój tok myślenia, kiedy ona jest jak Awangarda Krakowska - minimum słów, maksimum znaczeń.
W drugą stroną jest podobnie. Nie dziw się kiedy ktoś twierdzi, że piszesz krótko. Może w jego przekonaniu możesz rozwinąć temat, dodać coś od siebie.

Kontrast! Język to suma kontrastów. Jeśli czytasz coś i nie myślisz sobie: napisałbym to inaczej, to jestem inna. Za każdym razem gdy coś czytam, właśnie to myślę. Jak ja bym to zrobiła, jakiego ja języka bym użyła, co bym wyrzuciła a co dodała. To właśnie jest największą indywidualnością bloga - nie to jak wygląda, ale to co jest napisane i jakim językiem. 

To właśnie decyduje o poczytności bloga. Jeśli do tej pory nie zwróciłeś na to uwagi, przyjrzyj się temu jak piszesz Ty a jak piszą inni. Wiem, że piszesz inaczej, tak jak ja piszę inaczej. Każdy pisze inaczej. Grunt, żeby to inaczej podobało się innym.

Język jest zarówno Twoim sprzymierzeńcem, jak i wrogiem. To Ty wybierasz jego rolę w swoim życiu. 

Współpraca


Adres e-mail

kontakt@narzecze.pl