• Facebook
  • E-mail

piątek, 15 kwietnia 2016

#146 Kultura osobista vs. „To jego praca”



Czasami chadzam sobie po sklepach i obserwuję zachowania ludzi; równie często siadam sobie przy stoliku jakiegoś fast-fooda i patrzę sobie, tak o. Nize umyka mojej uwadze to, że coraz częściej nasze chamstwo tłumaczymy zdaniem: „to jego praca”. Czy to, że człowiek został zobowiązany do wykonywania pewnych czynności za pieniądze pozwala nam na traktowanie go z góry? Bo taka jest jego praca?

To jego praca sprawia, że pozwalamy sobie na traktowanie drugiego człowieka z góry. W końcu jesteśmy w lepszej sytuacji - my mu płacimy, a on ma nam usługiwać. Często właśnie w takich sytuacjach pokazujemy to, jakim człowiekiem jesteśmy naprawdę. Tak jak pisałam wcześniej, mam dużo czasu na przyglądanie się ludziom właśnie wtedy, gdy się tego nie spodziewają. Zachowujemy się inaczej kiedy ktoś patrzy, a kiedy jesteśmy przekonani o swojej anonimowości w tłumie. 

Kilka tygodni temu byłam świadkiem ciekawej i nieciekawej zarazem sytuacji. Czekałam na pewne spotkanie i postanowiłam zagospodarować ten czas na stołówce w Galerii Katowickiej (swoją drogą, nienawidzę określenia Galeria w kontekście sklepów). Kupiłam sobie kawkę w znanej sieciówce z żółtym M, usiadłam przy wolnym stoliku na piętrze i obserwowałam ludzi. Wykorzystałam ich przekonanie, że są niewidzialni. W końcu, kto w przelotówce fast-foodów będzie raptem popijał kawkę i gapił się na to co kupują, jak jedzą i w jaki sposób rozmawiają? Niefortunnie, byłam to ja, i nie byłam jedyna. Zauważyłam jeszcze jednego Pana z laptopem, który uważnie przysłuchiwał się towarzyszkom z sąsiedniego stolika. Ale nie o nim, wróćmy więc do głównego wątku. 

Kiedy tak górowałam nad ludźmi i obserwowałam ich poczynania, ale moją uwagę przykuło częste pozostawianie zaśmieconych stolików i tac. Przeważnie były to młode osoby, które odchodziły, śmiejąc się. Nigdzie im się nie spieszyło - po prostu, wstali i sobie poszli. Taki stolik był omijany przez ludzi; trwało to dobre dziesięć minut, nim pracująca tam Pani uprzątnęła papiery. Goście byli niezadowoleni z jej pracy, ale to JA widziałam jak przez ten cały czas biegała po stołówce. Kilkukrotnie mijała mój stolik, niosąc mnóstwo tac na kuchnię. Przez dziesięć minut zrobiła kurs kosze na śmieci -> bufety ze cztery razy, za każdym razem obładowana po brzegi. Nie obijała się przez ten czas, tego jestem pewna.

Zastanowiło mnie te zachowanie, takie pozorne nieodnoszenie tac i sprzątanie po sobie. Zrozumiałam po czasie, że to banalne myślenie, z pozoru niegroźne - to w końcu jej praca, tej sprzątaczki - jest naprawdę niebezpieczne. Bo to jej płacą za sprzątanie, nie im. Dlaczego więc mają odwalać czyjąś robotę za darmo? 

O tym, że to jego praca spotkałam się pierwszy raz na zakupach, kiedy to wzięłam kilka ubrań do przymierzalni i chciałam je odnieść, mój ówczesny partner powiedział, że mam je zostawić byle gdzie, bo za to im płacą. Im, czyli pracownikom. Teraz wiem, choć nie pracowałam w sklepie, że pracownikom płaci się za wystawianie towaru, za dbanie o wystawę, o facebookowanie regałów. Nikt im nie płaci za sprzątanie po mnie czy po Tobie. 

Odkładanie towaru to sprawa drugorzędna, kiedy mówimy o ubraniach, sprzętach czy innych produktach niepsujących się. A co z nabiałem, mięsiwem i rybami? Nie jestem w stanie zliczyć, ile razy widziałam psującą się paczkę szynki przy samych kasach, bo ktoś się w ostatniej chwili rozmyślił. Na zdrowy rozsądek, nie zapłacił za to jeszcze, więc nic nie traci. Raptem pokazuje, że jedyna kultura jaką posiada, to kultura bakterii, ale dla tej osoby to nie problem.

Liczne instytucje apelują o żywność dla  ubogich, dla biednych, dla malutkich dzieci w Afryce; od czasu do czasu widuję zbiórki z jedzeniem dla schroniska dla zwierząt. Ludzie chętnie rzucają paczki z makaronem, konserwy, mówią o marnowaniu żywności przez markety, i takie tam; ci sami ludzie zostawiają psującą się żywność byle gdzie, ponieważ odniesienie jej na miejsce wymaga zbyt wiele wysiłku. 

Pracownikom marketu nie płaci się za sprzątanie po klientach, ich obowiązkiem nie jest sprawdzanie wszystkich regałów co godzinę, ponieważ „Pan łaskawca” mógł zostawić coś między makaronem a ryżem. I wbrew temu co myśli większość z nas, to nie my robimy przysługi molochowi kupując właśnie tam, ale on robi przysługę nam, mając cały towar u siebie w konkurencyjnych cenach. On zawsze znajdzie klienta. 

Jesteśmy tacy nie tylko dla pracowników; nie tylko na nich odreagowujemy stres, nerwy i długie kolejki. Powiem to na przykładzie uczelni - miejsca, w którym studiują ludzie dorośli i wydawałoby się, ukulturalnieni. Każdego dnia jestem świadkiem jak przyszłość narodu nie jest w stanie powiedzieć dzień dobry do szatniarki; jak bez słowa mijają sprzątaczkę na korytarzu albo Pana Odźwiernego. Ukulturalnione miejsce, ukulturalniona młodzież i brak zwykłego dzień dobry

Człowiek na wysokim stanowisku albo osoba o lepszym statucie majątkowym przestaje traktować z szacunkiem tych, którzy są na samym dole. I nie mam na myśli samego dzień dobry. Pewnie gdzieś tam się naśmiewasz, że nigdy nie pracowałbyś na tym stanowisku; że ktoś jest zwykłym robolem na budowie; że czyjaś matka jest zwykłą krawcową albo ojciec szewcem. Zapominamy o tym, że wszyscy są potrzebni w tym świecie, że jesteśmy połączeni niewidzialną siatką zależności. 

To, że nie wykonują pracy umysłowej, że mają mało szanowany zawód nie znaczy, że nie są potrzebni. Bez śmieciarzy tonęlibyśmy w śmieciach, bez szewców wyrzucalibyśmy ulubione buty, bez krawcowych nie dopasowalibyśmy ubrań. Bez sprzątaczek wnętrza budynków wyglądałyby jak chlew a bez odźwiernego pogubiłyby się wszystkie klucze. Bez tych maluczkich pogubiliśmy się w szarej codzienności.

Każdy człowiek i każdy zawód zasługuje na szacunek - nawet ten najmniejszy i najgorszy. Wszystkie te przemyślenia wywołała jedna scena. Scena, w której para nastolatków zostawiła papierki na stole z przekonaniem, że ktoś to za nich posprząta, bo to jest czyjaś praca. Nie pomyśleli, że praca tego kogoś nie ogranicza się do porządkowania stolików, ba, to drugorzędna rola. Gdyby nie biegająca po sali sprzątaczka, ludzie nie dostawaliby swoich zamówień na plastikowych tacach. Sami musieliby biegać po stołówce, sprzątać papierki i podchodzić do lady z własną tacą. Brzmi to idiotycznie, ale gdyby nie ta jedna Pani, biegająca od kosza do kosza, zbierająca wszystko po klientach, musielibyśmy walczyć o tace. Nie fast-foody, my.

Wystarczy z wielkiego mechanizmu, zwanego życiem, usunąć tak prostą i małą zębatkę jaką jest sprzątaczka. Niewdzięczny, mało płatny zawód, dzięki któremu podchodzimy do lady, zamawiamy i dostajemy wszystko na plastikowej, niebieskiej tacy. Bez walki, bez sprzątania po innych. Gdyby nie pracownica taka jak ona, niewiele różnilibyśmy się od zwierząt - żyjąc we własnym brudzie i walcząc o jedzenie na fast-foodowej stołówce. Pamiętaj o tym, bo ja nieprędko zapomnę.



Photo credit: ** RCB ** via Foter.com / CC BY

Współpraca


Adres e-mail

kontakt@narzecze.pl