• Facebook
  • E-mail

środa, 2 marca 2016

#127 Jak pisać i nie zwariować?



Pisanie tekstów to niemała sztuka, która wymaga czegoś więcej niż czasu. Wymaga poświęcenia. Dlatego spora część młodych literatów odpada w przedbiegach – albo opowiadanie nie wychodzi, albo fabuła pobiegła nie tak jak trzeba, albo pojawia się hejter i rujnuje przekonanie o własnej nieomylności. Z doświadczenia wiem, że pierwsze upadki są niezwykle bolesne i ciężko się po nich podnieść, ale wiem też, że częściowo te upadki były moją winą. Teraz, bogata w doświadczenie i różnego typu tricki, podpowiem, co zrobić, by nie stracić miłości do pisania i by robić to tak, jak należy. 

Poza wszelką kolejnością w pisaniu, jest publikowanie swoich tekstów, ale odradzam przekonanie, że ludzie będą chwalić. Znajdą się tacy, co będą ochać i achać na widok tekstu. Znajdą się też tacy, którzy będą ciskać piorunami i krzyczeć. Nie wspomnę o hejterach, którzy będą czepiać się dla samej przyjemności czepiania. 

Jeśli będziesz tworzyć do szuflady, to chociażbyś tworzył dziesięć lat, rozwiniesz skrzydła minimalnie. Pisanie to taka dziedzina, która wymaga pewnego rodzaju mentora, który wyciągnie palec i powie: „Tutaj”. Jeśli wystawisz się na krytykę, zaczniesz uważać na to jak tworzysz i co tworzysz, jakich słów dobierasz i jak je dobierasz, poprawisz swój warsztat. To najszybsza droga, od razu mówię, ale jednocześnie ostrzegam – jest usłana ciernistymi różami, a Ty idziesz boso. Będzie boleć, będzie boleć jak cholera, ale z czasem przekonasz się, że masz z tego ogromne korzyści. 

Tymczasem, przedstawiam pięć rzeczy, których nauczyłam się przez dziesięć lat pisania. 

Po pierwsze, czytanie książek. Większość z nas jest wzrokowcami i zapamiętuje kolejność występujących po sobie słów, albo w ten sposób odnajduje związki frazeologiczne; podobnie jest z interpunkcją, podstawą języka, dzięki której zdanie ma znaczenie jakie mieć powinno. Niestety, większość młodych osób siada do pisania, nie przygotowując się należycie. Nie czytają, i to widać od razu. Wystarczy, że otworzę jakiekolwiek opowiadanie i wiem, po prostu wiem, że ten młody autor przeczytał tylko kilka książek w swoim życiu i nie wyciągnął z tego nic.

Uczymy się przez czytanie, nie ma co oszukiwać. Podobnie jest z artykułami na blogach – im więcej autor czyta gazet, książek i innych artykułów, tym lepiej pisze. Jak to działa? Wyobraź sobie, że czytasz coś, o czym sam wcześniej pisałeś i zauważasz inną argumentację, inny układ argumentów. Widzisz inne wnioski, których wcześniej nie zauważyłeś. Analizujesz swój tekst i cudzy tekst, po czym stwierdzasz: łał. Sama przeżywam tego typu upadki, zwłaszcza gdy sięgam po nową lekturę. Analizuję to, co może mi się przydać i robię notatki. Nową ambicją jest dla mnie typ narracji, zawarty w dziele Wiesława Myśliwskiego Kamień na kamieniu. Czytam i robię notatki, które przechowuję w specjalnej teczce. Czytanie dla samego czytania też jest dobre, ale równie dobre jest analizowanie. Jak?; dlaczego tak?; a jakby to inaczej?

Po drugie, nie pisz gdy czytasz, czyli podstawowa zasada pisania tekstów. Jeśli czytasz jakąś powieść, albo czytasz od rana jakąś stronę – nie zaczynaj nawet pisać. Mimowolnie zaczniesz naśladować czytanego twórcę, podchwycisz jego styl narracyjny. Powiem brzydko: będziesz kopiować, a nie o to chodzi w pisaniu. Jak to było? Filolog to taka krowa o czterech żołądkach, która najpierw ma się nażreć, przetrawić to, czego się nażarła i dopiero wtedy pisać. 

Zgadzam się z tymi słowami, z ręką na sercu. Nigdy nie będę pisać kiedy czytam; dlatego, kiedy pisałam dzień w dzień, nie czytałam książek w ogóle. Teraz, kiedy tworzę artykuły, nie boję się czytać artykułów. To zupełnie inny język artystyczny, choć czasami mam lekkie obawy. 

Po trzecie, rób notatki. Każdemu wydaje się, że zapamięta wszystko o czym tylko pomyśli. Każdy pomysł, każdy motyw, każdy jeden element fabularny przetrwa w pamięci. Otóż: nie przetrwa. Z czasem stare pomysły zostaną zastąpione przez nowe; stare wyblakną, by powrócić po pewnym czasie i byś wykrzyknął eureka! Nie eureka, bo odtwarzanie starych pomysłów to błędne koło. 

Znalazłam na to pewien sposób: mam luźne kartki i kupioną małą teczuszkę. O ile pomysły artykuły na stronę od razu zapisuję w telefonie, o tyle robię tą samą metodą co opowiadania. Wypisuję każdy jeden punkt, który chcę opisać, by nakierować siebie na pierwotny tok myślenia z łatwością. Robię tak, ponieważ przekonałam się o pewnym małym szczególe: mogę zapisać temat dzisiaj, by za tydzień stwierdzić, że w sumie nie wiem co chcę w nim powiedzieć. Tak było, teraz wiem co miałam na myśli - nieważne którą kopię roboczą otwieram. 

Opowiadania również podzieliłam na tematyczne, gatunkowe i zagadnieniowe. Każdy tytuł ma swoją przegrodę, ale są miejsca wspólne dla wszystkich – na przykład zasady świata magii. Te z kolei dzielę na kategorie: warunki pojedynków, warunki stosowania zaklęć, edukacja, i tak dalej, i tak dalej. Dla mnie ułatwieniem jest fakt, że jeden tekst wynika z drugiego i mogę naprawdę dużo zanotować, by w trakcie pisania całości podzielić co jest ważne dla danego tekstu. Dzięki temu niczego ważnego nie pominę, włącznie z bohaterami. Zapisuję każdego jednego, z całą biografią, wyglądem i umiejętnościami, charakterem. Nawet jeśli występuje krótko, jako bohater poboczny, nie może być bytem „niezależnym”. On musi przynależeć do świata.

Po czwarte, pisz i kończ. Jeśli masz dzień wolny od pracy a dzieci zabrała babcia, albo są w przedszkolu, usiądź do komputera i pisz to, co sobie zanotowałaś w kopiach roboczych. Nieważne czy to opowiadanie, czy artykuł. Jeśli nie piszesz kiedy masz chwilę, zaczniesz się denerwować, że nie masz gotowego tekstu na termin publikacji; wówczas zacznie się rwanie włosów z głowy, bo brak czasu, bo brak weny albo – co gorsza – brak pomysłu. Tekściarze publikujący regularnie wiedzą o czym mówię. 

Nie ma nic bardziej frustrującego jak brak czasu na napisanie czegoś, co powinno pojawić się na danym blogu. Jest na to proste rozwiązanie: rób teksty na zapas, kiedy tylko nadarzy się do tego okazja. Jeśli wymaga tego sytuacja, zmuś się. Łatwiej poprawić i przeredagować źle napisany tekst, niż napisać dobry tekst na szybko. Brzmi to nieładnie, wiem, zwłaszcza, że główną radą jest: pisz jak masz wenę. Wena to kapryśna towarzyszka i zapewniam, że czasami lepiej tworzyć bez niej, coś krótkiego, coś się Tobie nie spodoba, ale mieć coś, co wystarczy poprawić i przeredagować. Bez weny nie możesz napisać tak źle, że nie można tego ulepszyć. 

Podobna zasada dotyczy kończenia tekstów: jeśli zaczniesz coś tworzyć, broń boże, nie przerywaj. Zacząłeś myśl – skończ, skończ i jeszcze raz skończ. Nawet jeśli zakończenie ma być byle jakie – ważne, by zawierało Twoją myśl. Przy korekcie poprawisz by brzmiało to tak, jak brzmieć miało. Podsumowania drugi raz nie wymyślisz takiego samego. 

Po piąte, atmosfera. Ważne byś przy tworzeniu czuł się dobrze i nic nie rozpraszało Twojej uwagi. Nie próbuj tworzyć przy telewizorze, nie ma większego rozpraszacza uwagi. Wiem, bo ten tekst piszę raptem czterdzieści minut, może mniej, a jestem praktycznie przy końcówce. Z kolei przy telewizji jeden artykuł tworzy się czasami po dwie-trzy godzinki. Dzień ucieka, tekst nie jest taki jak być powinien, a programy telewizyjnie nie zasługiwały na mój czas. Uciekaj sprzed telewizora!

Muzyka to już indywidualna kwestia. Czasami muzyka wpływa pozytywnie na wyobraźnię, czasami rozprasza. Każdy musi sam ocenić przy czym mu się dobrze pisze, jakie piosenki nie absorbują uwagi i nader wszystko, czy w ogóle pomaga. Jeśli nie pomaga, nie ma co marnować czasu na jej słuchanie. W większości tworzę w ciszy; muzyka bierze udział w procesie tworzenia, ale niczym innym. 

Pozwolę sobie pozostawić bez komentarza fakt, że napisany tekst powinien zajmować trochę miejsca – pół strony to nie tekst, który zawiera wprowadzenie, rozwinięcie i zakończenie. Tak, tak, ten schemat nie obowiązuje tylko w opowiadaniach, ale i artykułach. Najpierw należy wprowadzić do tematu, wyjaśnić swój zamiar; następnie rozwinąć myśl i podsumować wszystkie argumenty, przedstawiając swoją opinię. Warto pozostawić również miejsce dla tych, którzy się nie zgadzają z Twoimi uwagami. 

Dla mnie ktoś, kto potrafi zawrzeć problem, swoje opinie i podsumowanie na połowie strony, nie jest warty czytania. Dlaczego? Otóż, warto wgryźć się w temat, przegryźć niewygodne wątki, nawet jeśli ma coś zgrzytać między zębami. Krótkie teksty raptem liżą temat, ponieważ skupiają się na jednym z trzech elementów: albo zawierają wprowadzenie, albo rozwinięcie, albo podsumowanie – nigdy całość. Nie mówię od razu, że należy pisać elaboraty i powieści na kilka stron, jak sama czynię. Każdy musi dobrać odpowiednią mu długość, ale nie może to być za krótkie.

Zarówno z blogowanie, jak i pisanie opowiadań łączy jeszcze jeden, chyba najważniejszy punkt, którego nie wymieniłam. Wytrwałość – wytrwałość w pisaniu rozdziałów i kontynuowaniu zwłaszcza wtedy, kiedy się już nie chce; wytrwałość w publikowaniu tekstów, bez myślenia „później”. Jeśli zaczniesz odkładać na „później”, „potem”, „nie teraz”, to dojdzie do momentu „nigdy”. Nigdy nie skończę Borderlands, nigdy nie skończę Psychologii Światów w takiej wersji, jak zaczęłam. Z czasem stracimy sens tego, co tworzyliśmy, a to jest równoznaczne ze śmiercią tego, co napisaliśmy. 


Wytrwałość, wytrwałość nader wszystko.
PS. Pisząc o krótkich formach, nie miałam na myśli drabble. To zupełnie inna rzeczywistość gatunkowa.


Photo credit: freddie boy via Foter.com / CC BY-SA

Współpraca


Adres e-mail

kontakt@narzecze.pl