• Facebook
  • E-mail

piątek, 11 marca 2016

#131 Kotlet literacki: słowo się rzekło, słowo się stało, słowem się pokłócili

Kotlet literacki. 

Słowo się rzekło, słowo się stało, słowem się pokłócili.



Język to bardzo ciekawe zjawisko, bo nie jest istotą żywą, ale żyje i ewoluuje. Pojawiają się nowe słowa, stare zmieniają znaczenie lub odchodzą w zapomnienie; w pewnych środowiskach żyje w ten sposób, w innych z kolei w zupełnie inny. Język oraz słowo od bardzo dawna fascynowali teoretyków językowych, takich jak Umberto Eco, Roman Jacobson czy chociażby Michaił Bachtin. Każdy posiadał swoją teorię, każda kolejna dziwniejsza od poprzedniej, ale żadna nie potrafiła w całości objąć tego, czym jest język - każdy miał rację i każdy się mylił. Przeciętny użytkownik języka nie zastanawia się nad jego złożonością czy też tym, że język jest żywy i nie taki sam dla każdego. 

Język stał się moją fascynacją kiedy to zaczęłam pisać opowiadania. Wówczas przekonałam się, że znane mi słowa są tak naprawdę obce, bo nigdy nie należały do mnie. Zacznę wpierw od Michaiła Bachtina, z którego poglądami się utożsamiam i w którym znalazłam naukowe poparcie mojej tezy, że człowiek nigdy nie będzie tak naprawdę obiektywny. Obiektywizm istnieje w słowniku, gdzie słowo jest obdarte z zwyczajowości, kultury. Zostaje sprowadzone do prostej definicji nie podlegającej żadnym dyskusjom. Jednakże, które dziecko siedzi z nosem w podręczniku i czyta bezosobowe definicje słów? Wyjątkowo biedne dziecko. 

Prawdziwy język jest żywy z dwóch powodów: po pierwsze, na początku była mowa, dopiero później piśmiennictwo. Piśmiennictwo jest nienaturalną odmianą tego, co naturalne. Mowa nie ma definicji poprawności, nie można jej wrzucić w ramy, ponieważ błędy językowe są na porządku dziennym i co ważniejsze, naturalnym (człowiek mówiący hiper poprawnie brzmi nie tylko nienaturalnie, ale tak naprawdę nie da się go słuchać. Wiem o czym mówię). Po drugie, jak uczymy się języka? Jak mały szkrab, pełzający po ziemi berbeć uczy się słowa „mama”? Ze słownika czy z ust mamy? 

Właśnie to jest domeną języka: jest on cudzy. Uczymy się go z cudzych ust, a jednocześnie przyswajamy cudzą definicję danego wyrazu. W ten sposób płowieje sama idea obiektywności. Demokracja znaczy co innego współcześnie, a zupełnie co innego w czasach Polskiej Republiki Ludowej, nie mówiąc już o starożytnej Grecji. Patrzymy na definicję przez pryzmat naszych czasów, ale to słowo będzie miało inne znaczenie w zależności od czasów i myśli ludzkich. 

O tym, że słowo jest niepokorne, przekonałam się w dyskusji na stronie Grafa Zero. Dyskusja toczyła się wokół gwałtu, w ostatnich czasach zjawisku dość popularnym, jeśli popatrzymy na zachód. Użytkownik przytoczył pewien cytat z tekstu i napisał w ten sposób: 
"Że powiesz jej: na kolana" TO jest gwałt? ... w takim razie mam rację unikając WSZELKICH rozmów z kobietami. ;)
Przyznam się szczerze, nie jestem dobra w odróżnianiu prowokacji od prawdziwych twierdzeń. Wynika to z faktu, że jestem przekonana, że ludzie potrafią być ograniczeni. Dlatego postanowiłam rozwiać wątpliwości komentującego i napisałam taki oto komentarz: 
Autor przez "na kolana" prawdopodobnie chciał powiedzieć "na kolana i rób loda". Pozostawił jednak niedomówienie, by zachować pozory czy też kulturę osobistą, wymownie kończąc wypowiedź na kolana i zdając się na domyślność czytelniczą.
Sprawa została wyjaśniona, pozornie. Ponieważ niedługo po moim komentarzu pojawił się głos Grafa:
Jakoś tak na początku XX wieku Polską wstrząsnęła afera "obyczajowa" - kardynał Puzyna podczas wizytacji jednej ze szkół uznał, że uczeń który go witał zrobił to niezbyt dostojnie i krzyknął "Na kolana"! Sprawa odbiła się szerokim echem w prasie, bo kardynał był znany ze swoich antyniepodległościowych poglądów. Wyspiański skrytykował go w swoim "Wyzwoleniu" (swoją drogą jaka kiedyś była subtelna krytyka w porównaniu do dnia dzisiejszego). Tak więc taki okrzyk jak najbardziej kojarzy się z dominacją, ale niekoniecznie musi mieć konotacje seksualne :)
No i tutaj dochodzę do meritum, czyli znaczenia słowa „na kolana”. Dla pierwszego rozmówcy samo wyrażenie nie jest ani wulgarne, ani dominujące, ani nie posiada podtekstów seksualnych. Dla niego to po prostu wyrażenie. Dla mnie natomiast to wyrażenie „na kolana” skojarzyło się z pozycją seksualną i wykorzystaniem pracownicy (ponieważ w tym kontekście zostało ono użyte). Graf z kolei posiadał dużo szersze pojęcie tego wyrażenia, chociażby na tle historycznego skandalu. Każde z nas dobrze odczytywało to wyrażenie - po prostu każdy z nas czytał poprzez to, jak przyswoił definicję słowa gwałt. Bo gwałt to nie tylko seksualne wykorzystanie drugiego człowieka wbrew jego woli, ale to też dominacja

Skoro proste wyrażenie potrafi mieć tak wiele form odczytania, to co z innymi wyrazami, sformułowaniami, i właściwie całym językiem? A no, kiedy mówię jabłko, każdy widzi jabłko. Ale ja widzę zielone, Ty widzisz czerwone, a ktoś obrane i posiekane na kawałeczki. Jedno słowo, wiele obrazów w głowie. Z tego wynikają nieporozumienia i kłótnie; to jest przyczyną wszelakich sporów o rasizm, o znieważenie. Przyznaj się szczerze: pokłóciłeś się z kimś tylko dlatego, że „nie miałeś tego na myśli”? Ze znajomymi kłócę się rzadko, ale zdarza się, że właśnie przyczyną kłótni jest struktura językowa - każde z nas mówi innym językiem, przez co nie potrafimy odczytać należycie swoich wypowiedzi. Kiedy on próbuje mnie komplementować, ja odnajduję ramę, gdzie wpasowuje się to jako obelga. Dziwne? Nie, życiowe. 

Słowo jest źródłem kłamstwa, jest źródłem sporów i niedomówień. Jednakże, bez słowa życie nie miałoby sensu - bylibyśmy jak zwierzęta, komunikujące ze sobą za pomocą znaków cielesnych. Między innymi język odróżnia nas od kota czy psa - to, że nie sygnalizujemy swoich potrzeb, ale jasno o nich mówimy. Niestety, słowo jest również bardzo niepokorne i nader wszystko, trudne do opanowania. Nawet najbardziej oczywiste wyrazy są inne, niż nam się wydaje. Chociażby kultowy, często pojawiający się wraz z wyrażeniem film. Kultowy film. „Biblią” filologa jest książka, która nazywa się Słownik terminów literackich. Jest to naprawdę porządnie opracowane, grube tomisko, w którym słowo „kultowy” nader wszystko łączy się z „przypisany do kultu religijnego”. Nie wierzę, że Władca Pierścieni ma swój kult religijny, więc... 

Język, słowo, wyraz - pstre konie swego właściciela. Myślimy, że je znamy; myślimy, że niczym nas nie zaskoczą. Niestety, są to istoty, które ciężko opanować i nieważne czym się zajmujesz i co piszesz, musisz na nie uważać. Niedomówienia, interpretacje i nader wszystko, doświadczenie odbiorcy definiują to, o czym piszesz. Kiedy ktoś reinterpretuje Twój tekst, ma ku temu powody - język daje mu do tego powody. Dlatego zamiast się kłócić, że ktoś nie potrafi czytać albo że jest ograniczony, zapytaj się o jego definicję słowa. Tak jak w dyskusji z Grafem i jego czytelnikiem: czym dla Ciebie jest gwałt?

Współpraca


Adres e-mail

kontakt@narzecze.pl