• Facebook
  • E-mail

piątek, 25 marca 2016

#137 Grube kobiety nie mogą być kochane, bo są grube.



Kobiety muszą spełniać pewnego rodzaju oczekiwania - muszą być szczupłe, muszą o siebie dbać, muszą mieć długie włosy. W końcu, „prawdziwa kobieta kończy się na 50 kilogramach”. Niefartownie, nigdy nie byłam „prawdziwą kobietą”. Po napisaniu artykułu o tym, czego mężczyźni oczekują stwierdzam, że chyba się z tego faktu cieszę. Jestem wolna, bez presji, że muszę zmienić to albo to, w końcu tak czy siak się nie kwalifikuję do kobiecości. 

Niestety, męskie oczekiwania względem kobiety to jedno, ponieważ jest jeszcze jedna grupa kobiet; grupa szykanowana silniej i z większą pasją, grupa kobiet przy ciele. W tym artykule piszę o nich i tylko o nich.   

Według znacznej części społeczeństwa, zarówno części męskiej jak i żeńskiej, pewna grupa kobiet nie zasługuje na to, by być szczęśliwymi. Bo nie przystają do „perfekcyjnej pani domu” w oczekiwanym stopniu, bo są inne, bo inaczej patrzą na życie. Takie kobiety - ale i mężczyźni - nie mogą kochać, nie mogą być kochani. Są jedynie workiem treningowym dla silnego stada. 

Przede wszystkim, kobietom i mężczyznom odbiera się wolną wolę i „wolność słowa”. Jeśli są otyli, nie dość, że wysłuchują wyzwisk pod swoim adresem i bardzo nieprzyjemnych porównań, to na dodatek znajdują się mądralińscy, którzy twierdzą, że to od „wpieprzania hamburgerów”. Nawet jeśli taka osoba woli zjeść w fast-foodzie, nawet jeśli nie dba o swoje zdrowie, to jest jej decyzja i jej zdrowie. Żadnymi wyzwiskami i żadnymi wulgarnymi hasłami nie mamy prawa zmuszać drugiego człowieka do czegokolwiek. 

Ponieważ to nadal jest człowiek, człowiek z tymi samymi prawami co ja, Ty, i każdy inny. Nie są gorsi, nie są ograniczeni, nie są upośledzeni. Są tacy i to ich decyzja, a jeśli nie - bo załóżmy, cierpią na choroby wspomagane kuracjami hormonalnymi - to co nam, kurwa, do tego? My, ludzie idealni, uwielbiamy rościć sobie prawa do cudzego życia, cudzego ciała i przekonania, że jesteśmy lepsi. Uwielbiamy swoją wyższość pokazywać w sposób brutalny, chamski i niegodny nas, ludzi.

Każdego dnia osoby otyłe muszą znosić nas - osoby szczupłe - będące ich oprawcami. Jesteśmy oprawcami jak jacyś naziści. W końcu osoby otyłe nie są ludźmi, tak jak żydzi nie byli ludźmi w czasie II wojny światowej. Dobrze, przesadzam, koloryzuję, wyolbrzymiam w sposób niewłaściwy. Jednakże ten problem nie dotyczy tylko osób otyłych, ale i ludzi o odmiennej orientacji czy innym wyznaniu. My, ludzie „normalni”, jesteśmy pierdolonymi gestapo.

Krzyczę o tym, ponieważ ta sprawa mnie boli. Krzyczę, bo mam dość tego, że na innych patrzy się z góry tylko dlatego, że jest się szczupłym heterykiem. Mam dość tego, że ludzie czują się lepsi od innych tylko dlatego, że mieli więcej farta, lepsze geny czy cholera wie co. To, jak człowiek wygląda decyduje o tym, czy ten ktoś jest dobry/zły, a co gorsza, decydujemy za innych o tym, czy może kochać i być kochanym.

Wszystko zaczęło się od rozmowy z koleżanką na uczelni i tematu, o którym dyskutowałyśmy. Mianowicie, jaka powinna być panna młoda? Szczupła i piękna, a kobieta idąca do ślubu dostaje obsesji by wyglądać „idealnie”. Niestety, dla większości „idealnie” znaczy szczupło, więc zaraz kobieta słyszy pytania typu: „ile zamierzasz schudnąć do ślubu?”. Mówią to przede wszystkim idealne kobiety, koleżaneczki z piekła rodem. Naprawdę? Czy kobieta musi chudnąć by iść na kobierzec? Naprawdę?
To jej wesele, to jej pięć minut niewiarygodnego szczęścia. Nie musi się zmieniać by wyglądać pięknie na zdjęciach ślubnych; zrobi to za nią szczęście na twarzy.

O właśnie, kobieta otyła wychodzi za mąż. Wiecie jaką burzę wywoła taka informacja? Jak wielce oburzą się mężczyźni i kobiety idealni? Bo przecież jest gruba! Bo nikt nie może kochać jej taką, jaką jest, bo jest brzydka; mówiąc brzydka, znów mamy na myśli jej tusze, a konkretniej, na myśli mają inni ludzie. Jeśli mężczyzna z własnej, nieprzymuszonej woli żeni się z taką kobietą, najpewniej leci na jej kasę, albo przegrał zakład, ale w cholerę innych, nieprzyjemnych powodów, które wymyślają ludzie idealni.

Mam dość internetowych znawców mody, którzy mówią co kobieta może nosić, a czego nie może. Jednocześnie, bardzo dobitnie dają do zrozumienia kobietom otyłym, że nie mogą nosić się seksownie; że nie mogą czuć się w swoim ciele dobrze. Nie mogą, po prostu nie mogą. Nie zasługują na chwilę spokoju, tylko wszyscy z nich drwimy, wszyscy im to wytykamy. Kurwa mać. Przepraszam, ale ten temat doprowadza mnie do szewskiej pasji.

Jeszcze bardziej to, że ludzie patrzą na osoby otyłe jak na trędowatych, tym bardziej, kiedy są na siłowni. Nie jest tak? Człowiek z kilogramami na siłowni wzbudza sensację? Staje się obiektem drwin, jest fotografowany i wytykany palcami? Pojawiają się teksty „w końcu wziął się za siebie”, albo „patrzcie na tego kaszalota”. Jeśli ktoś będzie chciał zrzucić kilogramy i zmienić swoje życie, największy swój problem będzie miał w Was, idealni ludzie, szczupli ludzie, chudzi ludzie. Ponieważ nie damy mu spokoju, nie poklepiemy go po plecach ze słowami „powodzenia”. Nie, Wy go wydrwicie.

Denerwuje mnie to wszystko nie bez powodu. Kiedy byłam młodsza, nie byłam jak inne dziewczynki. Mówię o czasach przedszkolnych - byłam krąglejsza i byłam wyzywana od grubasek. A byłam nią? Nie, byłam dzieckiem, który wystrzeliło w górę i nabrało kobiecych kształtów szybciej niż większość szczuplutkich i idealnych dzieciątek. Nadal nie jestem szczupła, nadal nie jestem kobietą prawdziwą, ponieważ moja waga przekracza 50 kilo. Nie jestem prawdziwą kobietą, ponieważ mam niezły biust, szerokie biodra i mocne wcięcie w talii. Wolę to, niż ważyć mniej niż 50 kilo.

Jest jeszcze jedna rzecz. Kobieta szczupła po kilku latach w związku albo kilka lat po ślubie przytyje. Dziecko, jedno czy drugie, brzuszek jest, wolny metabolizm i takie tam. I co wtedy? A no koniec świata. Są tacy, co się rozwiodą; „bo się spasła”. Denerwuje mnie temat wagi, ponieważ najczęściej takimi tekstami nie rzucają szczupli i wysportowani mężczyźni. Wręcz przeciwnie, amatorzy piwa, pizzy i bezruchu przed komputerem. Mam dość, że mężczyzna może powiedzieć kobiecie że ma schudnąć, ale kiedy ona zwróci uwagę na to samo, to „głupia cipa”. Nie raz słyszałam skargi bezpośrednie i pośrednie; opowieści i przytoczony rozmowy.
- Mogłaś schudnąć.
Dziewczyna patrzy na jego brzuch. On pyta na co się patrzy, a ona odpowiada:
- Próbuje stwierdzić kto ma większy brzuch.
To nie jedyna rozmowa jaką znam. Niestety bywa tak, że kobieta szykanowana jest ofiarą kogoś, kto ma piersi większe od niej. I właśnie to mnie wkurza. Perfekcji wymagają ludzie, którzy sami mają daleko do perfekcji. I nie mówię tutaj o ludziach, którzy są szczupli - mówię tutaj o ludziach, którzy nie są tak szczupli, jak im się wydaje. Problem tkwi w temacie.

Kobieta „otyła”; kobieta „z nadwagą”; kobieta „gruba” to nie tylko kobiety z wagą +100. To również kobiety z wagą sześćdziesięciu kilogramów, siedemdziesięciu kilogramów, i tak dalej, i tak dalej. Kobieta, która nosi rozmiar większy niż 38 jest już „tą grubaską”. Ponieważ ma troszkę na brzuchu, ma trochę w bioderkach, ma trochę w biuście i dupie.

I często mężczyźni, którzy siłownię i ćwiczenia widzieli tylko na filmach; którzy wieczory spędzają przy piwsku i pizzy, na siedzeniu przez ekranem i graniem w gry mają wymagania. Chcą, by ich dziewczyna była szczupła; bez zawahania powiedzą swojej lubej, że się „zapuściła”. Nie tylko ona. Nie wierzę, że spędzając wolny czas w ten czy inny sposób, mężczyzna miał boskie ciało. Mam dość tekstów, że nie będą z grubą kobietą, bo... Bo. Bo im to nie pasuje. Kiedy jednak szczupła seks bomba daje im kosza, to jest płytka, bo patrzy tylko na wygląd.

Mówię o tym wszystkim, ponieważ „prawdziwa kobieta” nie jest kobietą szczupłą. Nie jest też kobietą z kilogramami. Prawdziwą kobietą jest się od środka. To charakter, to wnętrze, to przyzwyczajenia, a nie otoczka, która to wszystko otacza.
A jeśli „kupujesz” cokolwiek tylko dlatego, że ma ładne opakowanie, to... Cóż. Współczuję.

Współpraca


Adres e-mail

kontakt@narzecze.pl