• Facebook
  • E-mail

piątek, 17 czerwca 2016

#171 A czy Ty chciałbyś być ze sobą w związku?


Problemem ludzi współczesnych jest to, że nie są w stanie wytrzymać bez drugiej osoby nawet kilku dni. Mam na myśli osoby, które w tydzień po rozstaniu desperacko szukają drugiej połówki; osoby, które dzień w dzień umawiają się z kimś, byleby kogoś znaleźć. Na szybko, bo trzeba być z kimś, bo trzeba stworzyć całość. Pisałam o tym już raz w artykule Druga połówka? Nie dziękuję, poproszę 0,7, ale jakoś tak mam wrażenie, że temat jest nie do końca wyczerpany. Przede wszystkim, nie rozważyłam dlaczego ludzie posiadają takie wewnętrzne parcie na szkło. I pomyślałam, że wówczas nie zadałam dobrego pytania. Pytania, które zadaję dzisiaj: „A czy Ty chciałbyś być ze sobą w związku? ”.


ludzie nie chwasty, ich się nie wyrywa


Jednakże nim przejdę do tej części wywodu, chcę powiedzieć o jeszcze innym zagadnieniu. Problematyka związków nie jest mi obca, sama mam mniej lub bardziej udane relacje, trochę doświadczenia wyciągnęłam z tego wszystkiego. Największą naukę dali mi ludzie, nie tylko Ci z którymi byłam, ale też Ci, których słuchałam lub czytałam w sieci. Podczas licealnych rozmów z koleżankami, jak i podczas internetowych dyskusji bezustannie przewijały się dwa kluczowe dla związków pytania: „jak go zdobyć” i „jak ją wyrwać
Współcześni ludzie że nie traktują drugiego człowieka jak pełnoprawnego obywatela z umiejętnością samodzielnego decydowania o sobie. Jeśli dziewczyna nie chce być z Panem A., tylko z Panem B., jest blacharą lecącą na samochód. Oczywiście, nikt nie pomyśli o innych zaletach Pana B., począwszy od doceniania wybranki aż po traktowanie jej z należytym szacunkiem, a nie jak „spoko dupy” na dzielni. Jeśli dziewczyna odejście od Pana A., jest szmatą, która się puszcza; a nie kobietą, która doszła do wniosku, że nie chce spędzić reszty życia z nieudacznikiem siedzącym wiecznie przed telewizorem. Tak, lecę bo najbardziej stereotypowych obrazach związków polaczków-cebulaczków.  
Przejdę może do mniej oklepanych schematów i powiem wprost, że każdego dnia na moją stronę wchodzi od kilku do kilkunastu osób w odpowiedzi na proste pytania: „jak zagadać do dziewczyny”; czy też te, które już wspomniałam: „jak go zdobyć” i „jak ją wyrwać”. Poszukiwany jest uniwersalny „klucz”. W grze World of Warcraft każde drzwi instancji należało otworzyć innym kluczem, a każdy znajdował się w innym miejscu; i jeśli chciało się wejść i coś ubić, wpierw człowiek musiał namęczyć się ze znalezieniem klucza. Tak było w internetowej grze. Dlaczego w życiu ma być prościej? 

Od razu odpowiem: nie ma drogi na skróty w relacjach damsko-męskich. Nie można każdej kobiety i każdego mężczyzny traktować w ten sam sposób i rzucać tekstami „wszyscy mężczyźni są tacy sami” czy też „wszystkie baby są takie same”; oczywiście, wszyscy mamy wspólne mianowniki. Należy jednak pamiętać, że jeśli coś ma wspólny mianownik, musi mieć różne liczby nad kreską. Dlatego, jeśli kobiety są zazdrosne, mogą być z różnych przyczyn: zostały już zdradzone, nie ufają wystarczająco lub po prostu są zazdrosne, bo taką mają naturę. Mianownikiem jest zazdrość. 
Podobnie jest z mężczyznami, którzy uwodzą i porzucają kobiety; bawią się ich kosztem. W ostatnich dniach ten tekst słyszałam z ust wielu kobiet. Mężczyźni uwodzą i porzucają, ale: mogą zrazić się do partnerki, mogą być tanimi podrywaczami, ale mogą też korzystać z okazji gdy kobieta rozkłada nogi. Wszystko ma wspólny mianownik, ale zawsze są inne przyczyny. 

Skończę już z matematycznymi porównaniami. Powiem tylko, że traktujemy ludzi jak własność nie tylko na płaszczyznach, które przedstawiłam. Człowiek nie może podjąć decyzji o odejściu, tak jak o zmianie partnera, jak i wszystkim innym bez odpowiedniego komentarza. Partner rości sobie prawa do partnera. 
Wystarczy przejrzeć te wszystkie programy paradokumentalne, gdzie dla mnie hitem był ostatnio obejrzany z nudów odcinek. Żona zdradziła męża, on się o tym dowiedział, pobił kochankowi (mówiąc kolokwialnie) „mordę” i poszedł do więzienia za pobicie. Kiedy wyszedł z, jak to ładnie mówiła żona, „kicia”, okazało się,  że został eksmitowany z mieszkania do swojej siostry, a żona zamieszkała z kochankiem. Niby scenariusz taki sobie, ale to pierwsze pięć minut odcinka. To co działo się później, wywoływało u mnie poczucie przerażenia z głośnym śmiechem.
Mąż, jako że jego podpis znajdował się na umowie najmu, mógł mieszkać dalej w swoim mieszkaniu. Z żoną. I jej kochankiem (i tak też zrobił). Zamieszkał sobie z nimi, uprzykrzał im życie (wyrzucając ubrania na ulicy, przypalając obiad, zjadając przygotowane śniadanie dla kochanka, czy mój ulubieniec - wchodząc do sypialni gdy tamci uprawiali seks) i jak gdyby nigdy nic, próbował dalej odzyskać swoją żonę. Wszystko to, co opisałam wcześniej miało wykurzyć jej kochanka z mieszkania tak, by mógł sobie zamieszkać z żoną i wieść dalej szczęśliwy żywot. Nazwę sprawę po imieniu: to było pojebane. 
Niemniej, sporo osób robi dokładnie tak samo. Może nie mieszkają z żoną i kochanką, nie włażą do sypialni gdy uprawiają seks, ale utrudniają normalne życie. Pogróżki dla nowego faceta dziewczyny? Norma. Rozsyłanie jej nagich zdjęć jako zemsta za to, że suka odeszła? No ba! Wyrabianie opinii na dzielni tak, by nikt jej kijem nie tknął? Klasyka. 
I na sam koniec tego zagadnienia powiem wprost: wyrwać można chwast, a zdobyć trofeum; nigdy nie człowieka. 

„A czy Ty chciałbyś być ze sobą w związku?”


Chwilowo możemy pomachać białą chustą tematowi przedmiotowego traktowania, a wrócić do głównego nurtu: „A czy Ty chciałbyś być ze sobą w związku?”. Te z pozoru głupie pytanie powinien zadać sobie każdy, kto został przez kogoś pozostawiony. Z prostego względu: ludzie nie odchodzą bez powodu, a jeśli tak jest, to nie dojrzali do bycia w związku. Załóżmy jednak hipotetycznie, że kiedy partner Cię zostawiał, miał ku temu powody i powiedział Ci o nich. Mogłabym zapytać co z tym zrobiłeś, ale tak szczerze, nie interesuje mnie to. 
Interesuje mnie natomiast pytanie, które zadałam wiele razy; pytanie z tytułu: chciałbyś być ze sobą w związku? I w poszukiwaniu odpowiedzi nie ma żadnej większej filozofii, istnieje albo tak, albo nie. Nim jednak odpowiesz, trzeba porządnie się zastanowić czy naprawdę jesteś kimś, z kim chciałbyś spędzić resztę swojego życia?

Część osób odpowiada na to pytanie postawą życiową: kiedy są sami, nudzą się niemiłosiernie. Nie potrafią zapchać swojego dnia od wczesnego poranka do późnego wieczora; nie potrafią być „singlem” przez okres dłuższy niż miesiąc, bo zaraz poszukują nowych znajomości (nawet jeśli to nie są związki, a przelotne romanse). Nie mają pasji, nie mają co ze sobą zrobić, a wszystko wydaje im się bez sensu. Ludzie tacy są zmęczeni samotnością, a życie upływa im na niczym konkretnym; a sensem ich życia jest posiadanie drugiej połówki i robienie z nią czegoś, czegokolwiek.
Pomijając już nudny charakter, warto zapytać o to, jak „popieprzony i posolony” masz charakter. I nie ma się co oburzać: każdy z nas jest na swój sposób upierdliwy i niemożliwy do wytrzymania. Kiedy mnie irytują pewne sprawy, innego człowieka w ogóle nie ruszą; można zapytać jak to ma się do związku? Już odpowiadam, dość obrazowo i na czasie.
Wyobraź sobie związek, taki typowy, gdzie spotykają się, często do siebie dzwonią, i tak dalej. I któregoś dnia on nie odbiera telefonu przez kilka godzin; ona zaczyna histeryzować: „a co jeśli coś mu się stało?”; wiadomo, dresy wszędzie, wypadki drogowe i te sprawy. Nakręca się coraz bardziej, aż w końcu dzwoni, że telefon zostawił w torbie. Odpowiedziała mu, że „miałeś dzwonić kilka godzin temu”; on na to „zapomniało mi się” i wywiązała się awantura. On uważa, że nic się nie stało i ją denerwuje to, że lekceważy jej troskę. Co się dzieje kiedy para zaczyna się kłócić? Pisze do przyjaciół.

„ale ona jest dziwna, naprawdę” albo „weź, zachował się jak gówniarz”


Przynajmniej raz w tygodniu jestem „specem” od problemów sercowych i powiem wprost, że często staję po stronie jednego lub drugiego. I każdy związek, a raczej każdy taki partner ma „speca”, który stanie po czyjejś ze stron. Sęk w tym, że specjaliści mogą tak nie do końca wczuwać się w sytuację, albo nie mówią prawdy by nie sprawić przykrości. Ale, to nie o nich miał być akapit, a o tym, że tak jak ja stanęłabym po stronie dziewczyny, tak ktoś stanie po stronie faceta. I to nie tak, że żadne z nich nie ma racji, bo oboje ją mają: wystarczy spojrzeć z każdej strony.
Komu się zdarzyło zapomnieć telefonu, zostawić go w torbie na amen? A kto nie martwił się o drugą osobę, gdy ta nie odbierała telefonu? Wszystkim zdarzyło się i to, i to. 

Mam wrażenie, że strasznie gmatwam, więc spróbuję jeszcze raz: jestem straszną gadułą i ciężko mnie przegadać, do tego mówię bardzo głośno. Jednym to nie przeszkadza, i po prostu słuchają; drugim przeszkadza to, że dużo mówię i że jestem głośna. Jestem dalej tą samą osobą - po prostu każdy widzi moją cechę wedle własnego uznania. Ktoś notorycznie się spóźnia: dla kogoś to nie jest problem, a dla mnie to wielka zniewaga. 
W tym tkwi haczyk: wada i zaleta to to samo, wszystko zależy, kto patrzy i jak patrzy. Dlatego, jeśli dla jednej osoby coś jest wadą, nie ma co wpychać jej swoich twierdzeń, że jest to „zaleta”. Skoro widzi to jako wadę, to jej to przeszkadza. Widać to doskonale po „szczerości”; dla niektórych chamstwo i szczerość to to samo. Dla mnie można być szczerym, ale nie chamskim; można być chamskim, ale i nieszczerym. Jeśli uważam kogoś za chama, to jest dla mnie chamem. 
Dlatego, nawet jeśli uważasz coś za swoją zaletę i uważasz, że ludzie niepotrzebnie się czepiają, musisz poważnie się nad sobą zastanowić. Twoja cecha może przeszkadzać nielicznym, ale kiedy zaczyna przeszkadzać licznym, a Tobie przeszkadza, że im przeszkadza, coś należy zmienić. Choć równie dobrze można dojść do wniosku, że się czepiam. 

Jak to jest być ze sobą w związku?

Bardzo fajnie!


Jestem sama od pewnego czasu, będzie z... cztery miesiące i przyznam się szczerze, ten czas zleciał mi jak szalony. Rano wstaję, biorę się do roboty, mija poranek, później popołudnie, i wieczór, a kładę się późno, bo brakuje mi godzin w dobie. Mam tyle rzeczy do zrobienia, tyle różności do zrealizowania, że nie mam czasu siedzieć i się nudzić. Sama sobie potrafię wiele zaoferować:
Jestem pisarką, jestem blogerką, ćwiczę, przymierzam się do biegania, spotykam się z przyjaciółmi na kawie lub w kinie, chodzę na spacery z czworonogiem, sprzątam, uczę się gotowania. Pierwsze dwie pozycje zajmują prawie cały wolny czas, a reszta? To czasoumilacze w codziennych obowiązkach. Narzuciłam sobie spore tempo i czuję się z tego powodu dumna. 
Co więcej, rozważyłam już pytanie: „czy chciałbyś być ze sobą w związku” i odpowiedź brzmi: „przecież jestem ze sobą w związku”. Od początku stycznia, kiedy narzuciłam sobie niewyobrażalne tempo, obcuję przede wszystkim ze sobą. Pisząc jakiś artykuł, weryfikuję swoje wady, zalety, poglądy. Poznaję siebie coraz lepiej i odkrywam, że nie potrzebuję drugiej połówki, bo jestem całością i jako całość potrzebuję drugiej całości. Przejrzałam również swoje wady: wiem, jakie mam i że muszę nad nimi pracować. Jednocześnie wiem, że nie są to wady, z którymi nie dałoby się żyć. A Ty?
Zaufałbyś sobie? Polegałbyś na sobie? Znasz swoje wady i zalety? Przede wszystkim, czy chciałbyś być ze sobą w związku?

Na sam koniec humorystyczny akcent prosto ze strony So Much Nope

Współpraca


Adres e-mail

kontakt@narzecze.pl