• Facebook
  • E-mail

poniedziałek, 20 czerwca 2016

#172 To jest ten twój problem? HAHAHA! Chyba sobie kpisz!


My, twórcy w blogosferze, musieliśmy się nauczyć,  że nie wszystko co złe dotyka nas. Ciężką nauką było patrzenie oczami innych i rozumienie ich punktu widzenia. Jeszcze trudniejsze jest słuchanie, a nie tylko słyszenie; widzenie, a nie tylko patrzenie; uczyliśmy się tego, nadal się uczymy. Nie każdy poruszany temat dotyka bezpośrednio nas: patrząc na ilość wpisów i problemów, które zawieram na blogu, musiałabym być chodzącą katastrofą i ofiarą losu. Nie jestem nią; po prostu widzę i słyszę, a nie tylko patrzę i słucham. Przede wszystkim, staram się zrozumieć. 
Blogosfera pęka w szwach od komentarzy gdy poruszony zostanie kontrowersyjny temat. Lubimy sensacje, i jest to naturalne; jednakże, kiedy sensacja opowiada o jakimś zjawisku lub jakichś ludziach, bardzo często pojawia się pewien argument. Argument ten potrafi wywołać siarczyste przekleństwo u najbardziej kulturalnego twórcy; potrafi podnieść ciśnienie do stanu przedzawałowego komuś, kto zazwyczaj cierpi na niskie ciśnienie; potrafi najzwyczajniej w świecie wkurwić. Nie wytrącić z równowagi, nie zdenerwować, ale - nazywając sprawy po imieniu - wkurwić, i to na maksa
O tym, że wytrąca mnie z równowagi nie muszę pisać, bo ja to ja - znam siebie wystarczająco dobrze; jednakże coraz częściej odzywają się do mnie blogowi koledzy, którzy po napisaniu tekstu otrzymują ten komentarz. Jaki to komentarz?

JA się z tym nie spotkałem.”

Dlatego uważam, że problemu nie ma.


Istnieją dwa rodzaje czytelników: ci którzy widzą i słyszą, i ci, którzy patrzą i słuchają. Jeśli nie widzisz różnicy między tymi wyrazami, już tłumaczę: można patrzeć i nie widzieć, można słuchać a nie słyszeć. Możesz patrzeć na tragedię ludzką i jej nie dostrzegać; możesz słuchać wołania o pomoc, ale nie rozumieć ani słowa. Pierwsi są wzorowymi czytelnikami, bo do nich dociera ta myśl, że ich perspektywa nie jest jedyną, a ich wiedza nie jest wszechstronna. Czytają i mówią: „być może masz rację”. Drudzy zaś są czytelnikami doprowadzającymi do szewskiej pasji, bo czytają tak jak chcą czytać, rozumieją tak jak chcą zrozumieć, a prawda o życiu to ich prawda
Tak jak przeciętny bloger i przeciętna blogerka opisująca coś więcej jak „być fit” czy jak „zrobić wege omlet bez jajek” musieli nauczyć się słyszenia i widzenia, tak przeciętny odbiorca nie musiał opanować tej umiejętności. Wyznacznikiem „być może masz rację” jest to, czy dany problem dotyka danego odbiorcę lub czy pokazany jest w telewizji; jeśli nie, problem jest wyssany z palca, jest wyolbrzymiony, że „to filmowe sensacje”. 
Przykładowo, artykuł o wdzięcznym tytule: Są dwa rodzaje kobiet: te z którymi się sypia, i te z którymi się jest. Pojawiły się zaraz głosy, że problem jest przesadzony, że to wcale nie tak; że źle rozumiem męskie żarty. Najgorsze były komentarze kobiet, które mówiły, że one się z tym nie spotkały i że to pewnie problem wymyślony; problem, który dotyka mnie każdego dnia. Był chłopak, który powiedział mi wprost: „gdybyś przytyła, rzuciłbym cię”; albo że czyjaś znajoma obcięła długie włosy i dla niego przestała być kobietą. 

Fakt, cieszę się, że większość moich czytelników nie spotyka się z opisywanym problemem: to znaczy, że należą do grupy urodzonej pod szczęśliwą gwiazdą; nie wszyscy mogą mówić o takim sukcesie. Takie osoby często do mnie piszą by się wygadać, by opowiedzieć o tym, co ich spotkało; później mam pozwolenie napisać tekst na bazie ich historii. Wolę nie myśleć jak muszą się czuć ze stwierdzeniem: „to wyssane z palca” albo „to przecież nie jest problem”. 

o problemach decydujemy wybiórczo

tak jak mówi magiczne pudełko


Największą winę za ten stan rzeczy ponosi telewizja, która uzależniła od siebie ludzi: wszystko to, co pokazuje się w kolorowym pudełku jest prawdą; zaś to co mówi ktoś na blogu jest kłamstwem, bajką wyssaną z palca. Sęk w tym, że zarówno bloga, jak i artykuły prasowe tworzy człowiek, i wydaje mi się, że bloger nie pozwoli sobie na „hałę” czy „kłamstwo”. Ma do stracenia ciężko wypracowaną markę, zaś dziennikarz? Cóż, wystarczy spojrzeć na artykuły niszowej gazety. Jak to szło? A tak, Nie śpię, bo trzymam szafę. Mijają lata, a to nadal hit. 
Niemniej, problemy przemocy, gwałtu czy głodu nie dotykają każdego z nas, nawet nie dzieją się w naszym otoczeniu. Bo ani mój tata nie bije mamy; ani mój sąsiad żony. Żyję w spokojnym środowisku, gdzie każdy każdego zna, dla każdego jest życzliwy. Przemoc domowa? Teoretycznie, temat odległy, poza granicami pojmowania; zarówno mojego, jak i przeciętnego Kowalskiego. Jednakże zarówno ja, jak i Pan Kowalski wiemy, że ten problem istnieje. W końcu, magiczne pudełko pokazuje nam skatowane dzieci walczące o życie, rozprawy oprawców, historie o pobitej na śmierć żonie czy wyrzuconym przez okno zwierzęciu. Przemoc jest nam daleko-bliska. 

Osobiście nie znam nikogo, kto zamarzł na śmierć zimą, a jednocześnie wiem, że jest to problem powszechny i należy być czujnym; by zgłaszać zauważonych bezdomnych śpiących na przystanku. Nie znam osoby, której dziecko uprowadziłby za granicę były partner; nie znam nikogo, kto walczy o dziecko w sądzie. Nie znam, ale wiem, że ten problem istnieje. Dlaczego? Bo magiczne pudełko mówi mi, że jest taki problem. 
Albo temat nadwagi: wiemy, że jest to problem, że ludzie chorują i umierają. I co więcej? Pomijając skrajne przypadki, ludzie są świadomi swojej choroby i ponoszą jej konsekwencje: puchnące nogi, wysiadające stawy, poobcierane uda, problem ze znalezieniem sukienki. To nie są problemy, prawda? Problemem jest zatłuszczony organizm, a nie puchnące nogi; bo o puchnących nogach nie powiedziała telewizja. A to jest problem, nawet nie tyle zdrowotny, co zwykły, codzienny. To jak brakujący serek w Biedronce czy brak kasy na ajfona
Nie znam żadnego dziecka, które biega z karabinem i bierze udział w wojnie; ale wiem, że tak się dzieje w krajach afrykańskich. Nie spotkałam kobiety obrzezanej, ale wiem, że takie istnieją i że ten brutalny zabieg jest „modny”. Nigdy nie rozmawiałam z anorektyczką, ale telewizja mówi mi, że wiele młodych kobiet umiera z głodu. O większości problemów na świecie wiem nie z doświadczenia, ale z tego, co ktoś mi powiedział lub pokazał w gazecie lub magicznym pudełku. 

Skoro tak bezgranicznie wierzymy w to, co czytamy w gazecie i słyszymy w wiadomościach, dlaczego podważamy artykuł blogera? Choć nie, to jest akurat sceptycyzm; sceptycyzm jest dobry, pod warunkiem, że podważa się też informacje pozyskane w popularnych źródłach. 
Człowiek, który nie wierzy blogerowi dobrze robi - bo bloger to człowiek bez autorytetu, bez silnych dowodów w postaci nagrań i zdjęć; powątpiewanie w to, co się czyta jest oznaką zdrowego rozsądku. Brakiem zdrowego rozsądku zaś jest wysnuwanie argumentu: „bo MNIE to nie dotknęło”. Dziewczyna Cię nie zdradziła, więc kobiety nie zdradzają; nie spotkałaś się z dyskryminacją, więc feministki mają urojone problemy; nie znasz kobiety, która jest złą matką, więc wszystkie kobiety są dobrymi matkami. Tak chętnie dzielimy świat na czarne i białe, że zapominamy o odcieniach szarości. 
Chociażby ostatnio, napisała do mnie zdenerwowana wkurwiona Pani Miniaturowa ze swoim problemem. Brała udział w dyskusji na temat tego, że na kobiety karmiące piersią patrzy się krzywo w miejscach publicznych. Kobiety dzieliły się swoimi spostrzeżeniami, uwagami, aż pojawiła się ona: Pani „mnie to nie spotkało”. Napisała bardzo rozbudowany komentarz o tym, że nigdy nie spotkała się z nieprzychylnym patrzeniem na jej karmienie piersią; że użytkowniczki same tworzą sobie problemy, że mają jakieś urojenia. A następnie obwieściła, że dziecko karmiła butelką. 
To tak, jakbym ja mówiła, że samochody oblewające przechodniów to mit, a sama podczas ulew siedzę w domu; albo że nigdy nie zdarzyło mi się przypalić kotleta, ale nie gotuję w ogóle. Przepraszam najmocniej: nie jestem matką, nie karmię piersią i nie spotykam się z krzywymi spojrzeniami, ale wiem, że istnieje taki problem. Nie dlatego, że mnie dotyka, ale dlatego, że widzę co się wokół mnie dzieje. Jak w kawiarni kobiety krzywo patrzą na karmiącą matkę, a mężczyźni przesiadają się by lepiej widzieć pierś (jakby nigdy w życiu cycka nie widzieli). Naprawdę, byłam świadkiem jak kiedyś kobieta chciała karmić dziecko, odwróciła się tak by nikt nie mógł zaglądać jej w biust, a mężczyzna przesiadł się by lepiej widzieć. Dwa razy. Moja jedyna myśl była brzydka (i była przekleństwem). I podejrzewam, że ta kobieta nie była jedynym przypadkiem; że każdego dnia jakaś karmiąca matka jest obiektem seksualnym gapiącego się na nią dupka (nie wiem jak inaczej nazwać takie zachowanie). 


Problemem współczesnego społeczeństwa jest nie tyle brak umiejętności widzenia i słyszenia, ale tego, że bardziej interesuje nas gorąca ploteczka do przekazywania dalej niż to, że ktoś może potrzebować naszej pomocy. 
Zaraz do głowy przychodzi mi wczorajsza sytuacja w autobusie: kobiecie zrobiło się słabo. Ruszyła pędem w stronę wyjścia. Przeciskała się przez ludzi, ale nie zdążyła; drzwi zatrzasnęły się z hukiem, jej organizm nie wytrzymał startu i zaczęła wymiotować wprost na ziemię. Kto wymiotował choć raz w życiu wie, że tego nie można powstrzymać w żaden sposób. Jedna grupa ludzi zaglądała w poszukiwaniu sensacji, by móc przekazywać dalej w postaci wiadomości: „jakaś baba się porzygała”; druga grupa ludzi patrzyła na nią z jawnym oburzeniem: „jak śmie wymiotować w autobusie i psuć ludziom podróż”. Jedna osoba zaś wyciągała na szybko pieczywo z jednorazówki by móc ją dać kobiecie. Powtórzę: jedna osoba. I nie byłam to ja, bo ja nie miałam ze sobą nic, co mogłoby kobiecie pomóc, dlatego zrobiłam jedyną rzecz, jaka przyszła mi na myśl: odwróciłam wzrok. Nie dlatego, że nie chciałam widzieć jej problemu, ale dlatego, że zobaczyłam łzy w jej oczach. Kobieta płakała, bo czuła, że się ośmieszyła i mnóstwo ludzi było tego świadkiem; ludzi, którzy się na nią gapili. Do kolejnego przystanku nie podniosła głowy. 
Cały autobus ludzi, ale o tym by pomóc kobiecie pomyślała jedna osoba: reszta biernie się patrzyła. 

To jest nasz problem: podnieca nas cudze nieszczęście. Kilka razy gdy jechałam autobusem na uczelnię, na poboczu stała karetka i rozbity samochód. Nie patrzyłam w tamtą stronę, ale patrzyłam na ludzi, którzy jeden przez drugiego próbowali dostrzec katastrofę, próbowali dostrzec trupa. Jeden pan nawet szedł z przodu na tył, byleby dobrze widzieć
Odwracamy wzrok od problemów gdy nie możemy się z nich pośmiać, nie możemy „przekazać dalej”. Nie patrzymy na bezdomnego śpiącego na ławeczce; jeśli już, to się burzymy, że potem ludzie mają tam usiąść. Gapimy się natomiast na pijaczka i zastanawiamy się: „kiedy się przewróci”. Mijamy go na ulicy, w duchu śmiejąc się z niego i ciesząc jednocześnie, że nie spotkał nas taki los. 
Podobnie jest z matką karmiącą piersią w miejscu publicznym: kobiety odwrócą wzrok, będą mielić przekleństwa i wyzywać ją od wszystkiego co najgorsze, a mężczyźni zaś znajdą miejsce, z którego będą lepiej widzieć. A kto pomyśli o problemie mamy i jej dziecka? O tym, że ono jest głodne, a ona nie może szukać publicznej toalety przez kilkanaście minut tylko po to, by nakarmić go w cuchnącym kiblu. Też ma swoją godność: zarówno ona, jak i dziecko. Musi wybrać: albo toaleta publiczna poza godnością; albo uwłaczające komentarze kobiet i wścibskie spojrzenia mężczyzn. To jest problem, choć nie dotyka mnie w żaden sposób. I nie musi. 

Wystarczy, że pomyślę o tym, co musi czuć zarówno ta kobieta w autobusie, jak i kobieta karmiąca. Jak czułabym się na jej miejscu, kiedy na oczach gapiów zaczynam wymiotować? Byłoby mi wstyd, chciałabym się schować; dlatego udaję, że tamte wydarzenia nie miały miejsce. Jak czułabym się na miejscu kobiety karmiącej, która słucha złośliwych komentarzy i awantur? Byłabym wściekła, ale i ośmieszona. Jak czułabym się wiedząc, że mężczyzna przy stoliku obok gapi się w moje cycki w nadziei, że jakimś cudem zobaczy całą okazałość? Czułabym się upodlona. 
Empatia pozwala mi nie tylko wczuć się w sytuację drugiej osoby, ale i pojąć wagę problemu; zaś ludzie, który komentują „nie ma problemu, bo mnie to nie dotyczy” nie mają w sobie za grosz empatii. Nie potrafią wczuć się w drugą osobę, nie chcą zrozumieć jej punktu widzenia. Liczą się tylko oni, tylko ich pogląd i tylko ich doświadczenie. 

Alkoholizm? Przemoc domowa? Obrzezanie kobiet? Oblewanie kobiet kwasem? Dyskryminacja ze względu na płeć? Gwałt? Gwałty zbiorowe? Przepraszam bardzo, to mnie nie dotyka, więc to nie jest problem. Przede wszystkim, to nie jest mój problem. 
Musimy zacząć nie tylko dostrzegać problemy do „przekazania dalej”, do „plotkowania”; musimy dostrzegać problemy w całej okazałości, rozumieć ich wagę, konsekwencje i jak może to wpłynąć na drugiego człowieka. Na ten moment potrafimy tylko widzieć to, z czego możemy się pośmiać, wytknąć palcem, „heheszkować”. Musimy to zmienić, bo aktualna sytuacja jest jak pogoda na morzu: szybko się zmienia, i kto wie czy ktoś, kto dzisiaj śmieje się z ofiar gwałtu jutro sam nie będzie jedną z nich; ktoś, kto śmieje się z feministek i idei równości, padnie ofiarą dyskryminacji; ktoś, kto wytyka karmiące matki za rok nie będzie jedną z nich, walczącą o godność swoją i swojego dziecka. 
Kto wie co przyniesie jutro? Nikt nie wie; nikt nie wie co przyniesie dzisiaj, bo równie dobrze dzisiaj można zginąć na pasach, zostać zwolnionym z pracy czy paść ofiarą gwałtu. Nie jutro, nie za rok, ale równie dobrze dzisiaj, bo dzisiaj też jest przyszłością nie do przewidzenia.  


Photo credit: mark sebastian via Foter.com / CC BY-SA

Współpraca


Adres e-mail

kontakt@narzecze.pl