• Facebook
  • E-mail

poniedziałek, 2 maja 2016

#153 Kobiety które nienawidzą kobiet, czyli kilka faktów o feminizmie.


O feministkach mówi się jako o kobietach, które nienawidzą kobiet. Co więcej, każdy z nas ma swój własny przepis na feministki: szczypta medialnej propagandy, łyżeczka internetowych zdjęć otyłych kobiet, nutka sarkazmu z „kto wygra bitwę: wąski korytarz czy feministka”. Dorzucimy na sam koniec dla ozdoby zdjęcia manifestacji z transparentami promującymi nienawiść względem mężczyzn, i voila, przepis na feministkę gotowy.

Nie zapomnę  jak pisałam pierwszy raz artykuł o feminizmie, w którym zawarłam moje postulaty jako feministki. Mówiłam o sobie jako Ja, feministka, czym wywołałam niemałe oburzenie wśród czytelników, w tym wśród białych, heteroseksualnych mężczyzn. Słyszałam głosy, że mój tekst to „stek bzdur” oraz że „feminizm to wymyślanie problemów, których nie ma”. Po napisaniu drugiego artykułu pojawił się rozmówca, który zadał mi jedno, ale bardzo dobre pytanie:

„Jesteś walczącą feministką?”

Oczywiście, zaraz zadałam pytanie zwrotne, co rozumie przez pojęcie walczącej feministki. Odpowiedź brzmiała mniej więcej tak: walcząca feministka to taka kobieta, którą pokazują w mediach. Rączki mi niejako opadły, szczęka również i udzieliłam konkretnej odpowiedzi. Nim powiem jakiej, dodam tylko, że całe nasze społeczeństwo nie posiada żadnej wiedzy na temat feminizmu; poza tą, którą podaje się w śmiesznych memach, mediach i Wikipedii. 

Postanowiłam przysiąść do tego problemu - problemu feminizmu - i poszperać trochę w dokumentacjach akademickich na temat feminizmu jako takiego. Znalazłam setki artykułów na temat kobiecego ruchu w krajach muzułmańskich, ale na szczęście, znalazłam też kilka tekstów o naszym temacie jako takim. 
Po lekturze jednej prezentacji uświadomiłam sobie, jak sama byłam niewyedukowana. Dlaczego? Ponieważ większość z nas słysząc feministka, ma obraz który przedstawiłam na początku; a każda kobieta, która nie podziela głosu medialnego, nie jest traktowana jako feministka. Nikt jednak nie zastanowił się, że coś tak potężnego i ogólnoświatowego jak kobiety walczące o swoje prawa nie może być jednomyślne - stąd powstało wiele podziałów wewnętrznych. O tym się jednak nie mówi. 

Nurtów, okazało się, jest mnóstwo, a ja wyłapałam - według mnie - kilka najważniejszych. Mówię o takich, z którymi spotykam się każdego dnia i które są wrzucane do jednego wora ze wszystkimi innymi, co jest niezwykle krzywdzące. Dlaczego? Już tłumaczę.

feministki liberalne

Zdaniem feministek liberalnych, droga do wyeliminowania, a przynajmniej ograniczenia nierówności między płciami, polega na wprowadzeniu takich zmian politycznych struktur społeczeństwa, zwłaszcza praw, które zapewnią kobietom takie same możliwości edukacyjne i zawodowe, jakimi dysponują mężczyźni.

Feministki liberalne, jak jest napisane w cytacie, walczą o równość edukacyjną i zawodową. Nadal istnieją zawody typowo męskie, jak elektronik, architektura, budownictwo, mechatronika czy informatyka; na politechnikach, jak to się śmieją, kobiety mają wąsik i przyrodzenie. I to nie jest kwestią tego, że kobiety są za głupie na informatykę czy architekturę. Kobieta może pójść do takiej szkoły, może zdobyć magistra, ale czy znajdzie pracę w zawodzie? Otóż: nie.
Inny artykuł mówi o feminizmie liberalnym jako o takim, który „wiąże się z walką o znoszenie wszelkich barier i utrudnień nie pozwalających kobietom na rozwinięcie swych możliwości, pełnego kształtowania swej egzystencji oraz konsekwentnie wnoszenia wkładu do najszerzej rozumianej cywilizacji i kultury ludzkości”. 
Feministki liberalne nie mówią o tym, że mężczyźni są gorsi a kobiety lepsze; co więcej, inne środowiska feministyczne zarzucają liberalnym to, że są niejako akceptacją na wyższość mężczyzny i dostosowywania się do świata, jaki wykreowali, a nie zmieniania świata dla ułatwienia życia kobiety.

feministki socjalistyczne

Feministki marksistowskie i socjalistyczne wysuwały tezę, że dopóki nie dojdzie do zniesienia struktur gospodarki kapitalistycznej, ludzie nadal będą podzieleni na dwie przeciwstawne klasy - bogatych i biednych, przy czym ze względu na wzajemne związki kapitalizmu i patriarchatu, które wzmacniają się nawzajem, w szeregach ludzi ubogich będzie nadal więcej kobiet niż mężczyzn. 
Feministki socjalistyczne to między innymi te, których głos bardzo często przebija się przez ogólny krzyk; głos ten mówi o nierównościach ekonomicznych - tym, że kobiety zarabiają mniej. Jak pisałam we wcześniejszym artykule o feminizmie, winą za mniejsze zarobki jest możliwość rodzenia dzieci; czyli, kobieta która ma macice i miesiączkuje, będzie zarabiała mniej niż jej kolega z boksu, nawet jeśli wykonywane przez nich obowiązki są takie same i mają takie same efekty. 
Oczywiście, nie mówimy tutaj o wszystkich firmach i nie o wszystkich zawodach, bo nie ma co ukrywać (o czym też pisałam w poprzednim artykule) różnimy się fizycznie i psychicznie. Nie można oczekiwać, że kobieta będzie w stanie przenieść tyle samo worków z cementem co mężczyzna; ale jako architekt sprawdzi się równie dobrze, bo choć fizycznie nie możemy się porównywać, to nasze przywary intelektualne są takie same. W końcu, idiotą jest się niezależnie od płci.

feministki radykalne i feministyczny separatyzm

[...] płeć biologiczna i kulturowa wpływa na sytuację kobiety w patriarchalnym społeczeństwie, rozpatruje opresyjne cechy płci kulturowej („męskość” i „kobiecość”), opresyjne cechy seksualności („męska dominacja”, „kobiece podporządkowanie”), zjawisko pornografii jako objaw i symbol mężczyzny władającego seksualnością, problemy prokreacji i istotę macierzyństwa. [...]
feministki radykalne [...] dowodziły, że jeśli chcemy w pełni zrozumieć przyczyny trwałości systemów wzmacniających dominację mężczyzn i podporządkowanie kobiet, powinnyśmy zająć się kwestią praw oraz odpowiedzialności kobiet i mężczyzn w sferze seksualności i reprodukcji.
Uważny czytelnik pewnie zauważył powiązania feministki radykalnej z tą promowaną w mediach. Telewizja działa na bardzo prostym mechanizmie, mechanizmie podniety i strachu. Codziennie jesteśmy faszerowani aferami, brutalnymi przestępstwami, nieuczciwymi zagraniami politycznymi - dziewięć na dziesięć wiadomości jest „złych”. 
Feministki doskonale wpisują się w mechanizm podniety i strachu, pokazując - przepraszam za wyrażenie - „oszołomki” wyrabiające nam opinię. Zdroworozsądkowa kobieta nie myśli o mężczyźnie jako o wrogu, nie rzuca idiotycznymi postulatami „to TY zrobisz MI kanapkę”, i tak dalej, i tak dalej. 

W obrębie feminizmu radykalnego pojawia się tak zwany feministyczny separatyzm. Cytując: „mężczyźni dominują nad kobietami w drodze fizycznego i seksualnego wykorzystywania; mężczyźni mają biologiczną zdolność do gwałtu”.
Mówiąc najprościej językiem popkultury: „samiec twój wróg”. 

Feministki radykalne mówią o macierzyństwie jako zniewoleniu. Na szczęście, nie wszystkie, bo sam feminizm radykalny mówi bardziej o równości w ramach rodziny i życia osobistego, czyli co można mężczyźnie, można i kobiecie - jeśli mężczyznę klepie się po plecach za sypianie z wieloma kobietami, to dlaczego kobietę się za to samo zachowanie piętnuje? Podobnie jest z obowiązkami rodzinnymi i wychowaniem dziecka - nie tylko mama jest od przewijania pieluch i zajmowania się maleństwem. 

feministki pro-kobiece

„Stanowisko pro-kobiece” podkreśla pozytywne cechy płodności i macierzyństwa, kobiety nie powinny być „bardziej mężczyznami”, pod wieloma względami kobiety są lepsze od mężczyzn.
Stanowisko feministek pro-kobiecych jest jasne: jesteśmy kobietami i jesteśmy przez to lepsze. Jakby nie patrzeć - coś w tym jest. Bez kobiet nie ma dzieci, bez dzieci nie ma przyrostu naturalnego, bez przyrostu naturalnego mężczyznom na nic zda się siła i „samczość”.
Niestety, ciężko znaleźć informacje o feminizmie pro-kobiecym w polskich środowiskach naukowych, więc moja wiedza ograniczyła się do powyższego cytatu. Niemniej, zagadnienie jest o tyle warte uwagi, o ile staje w opozycji do wszystkich wcześniej wymienionych „stanowisk” feministycznych.

feminizm i feministki jako taki

Przedstawiłam tylko cztery ugrupowania feministyczne, których poglądy i podejście do wielu spraw różni się dość mocno; a jednocześnie, przedstawicielka każdego z tychże ugrupowań zostanie wrzucona do jednego worka; worka stworzonego przez media za pomocą feministycznego separatyzmu. Czy jest to uczciwe w stosunku do kobiet, która walczą o swoje prawa? Nie. 
Życie nie jest jednak sprawiedliwe. 

stary system - mąż w pracy, kobieta w domu
O tym, czy feminizm współcześnie jest potrzebny można dyskutować i dyskutować, wyciągając coraz to nowsze argumenty „za” i „przeciw”. I o ile to są argumenty merytoryczne, jestem skłonna dyskutować; niestety, nie zawsze są to argumenty merytoryczne. Pisząc to, mam nie tylko na myśli mężczyzn mówiących o tym, że to jest szukanie dziury w całym; pisząc to, mam na myśli niektóre kobiety-feministki, które mają tak skrajne poglądy, czasami tak bardzo bzdurne, że wstyd mi za nie. 

Czytając jeden z artykułów spotkałam się z tezą, że feminizm niejako zaszkodził tym kobietom, które w dalszym ciągu chcą żyć w starym schemacie - żona w domu, mąż w pracy. Zdroworozsądkowe feministki nie nakazują kobietom działać tak jak one chcą, ale mówią wprost, że otworzyły „nowe drzwi”. I to sprawa indywidualna każdej z nas jakie życie wybierze - życie nowoczesnej bizneswoman czy kobiety z gromadką dzieci. 

Jednakże, spotkałam się z zarzutem, że nie można już żyć według dawnego schematu, bo dobrze opłacane stanowiska zaczęły być zajmowane przez kobiety; że mąż rywalizuje nie tylko z innymi pracownikami, ale i pracowniczkami, co zwiększa rywalizację. Jest w tym argumencie pewna logika. 
Uważam jednak, że to nie wina feministek, że średnia krajowa jest zatrważająco niska i zapewnia życie na granicy ubóstwa; nie wina feministek, że większość zawodów jest wynagradzana ochłapami ze stołu pana. To wina gospodarki i Januszy biznesu, nie feministek. 

brak przyrostu naturalnego winą feministek
W wyniku emancypacji kobiet i „otworzenia drzwi kuchni” kobiety ruszyły w świat korporacyjny, dołączając do morza pełnego płotek i rekinów. Zaczęło się robienie kariery, w której - nie ma co ukrywać - nie ma miejsca na dziecko. Dziecko to obowiązek, bo dziecko nie tylko trzeba ubrać i nakarmić, ale i wychować na porządnego człowieka (o czym zapomina lwia część rodziców). 

Kariera blokuje drogę kobietom do macierzyństwa, które chcą wpierw uniezależnić się od mężczyzn i zapewnić sobie godny byt na własnych warunkach, a nie garnuszku męża czy narzeczonego. Jest to pragnienie całkiem zrozumiałe. Można powiedzieć, że ta sama kariera powoduje spadek przyrostu naturalnego, czyli coraz mnie kobiet decyduje się założyć rodzinę, a coraz więcej prowadzi życie bizneswoman. 

Jest to - przynajmniej dla mnie - wyssane z palca, ponieważ współcześnie kobieta nie ma wyjścia, musi iść do pracy. Dziecko to luksus ekonomiczny, na który nie stać większości polaków, którzy i bez potomka żyją na granicy ubóstwa. Tak więc nie jest to do końca wina feministek, a właśnie ustroju gospodarczego i polityki, o czym wspomniałam wcześniej. Nie wszystkie kobiety robią karierę, ale większość nie chce dziecka przez wzgląd na małe zarobki. 

Niestety, są tacy, którym bardzo zależy na tym by potomstwo było rodzone przez kobiety, więc starają się rozwiązać problem bezdzietności najprostszą i najstarszą metodą: zmusić do rodzenia. Ktoś mi powie: „hola hola, to nadinterpretacja”, a ja mówię „hola hola, a słyszałeś o nowej ustawie antyaborcyjnej?”. 
Jak rozwiązać ten, wydawałoby się, nierozwiązywalny problem? Pozwolę sobie zacytować:

Pozostaje tylko jedno wyjście: przekonać (tak, tak!) kobiety, by zechciały jednak rodzić. Nakłonić, a nie - sterroryzować. Uprosić (tak, tak)! Stworzyć im szczególne udogodnienia, aby rodzenie dzieci nie pociągało za sobą żadnych strat dla nich w drodze do kariery i samorealizacji, gdy takiej pragną. I gdy decydują się rodzić, powinny otrzymywać rekompensaty za swój trud. Odrzućmy bajeczki o naturalnym (rzekomo) powołaniu kobiety! To, że ktoś coś może robić, czego inni nie potrafią, nie znaczy, że to musi robić. W końcu podejmują się ciężkiej pracy, którą tylko one, kobiety, mogą wykonać, nie dla siebie przecież, lecz dla całego społeczeństwa. I to musi zyskać powszechne uznanie i szacunek. Ale także - społecznie gwarantowane, a nie jak dotąd uzależnione od łaski ich męża - zabezpieczenie.
Patrząc na takie rozwiązanie, jestem otwarta na wszelkie propozycje, naprawdę. Bo nie ma co ukrywać, współczesne macierzyństwo jest niedoceniane, a rola kobiety sprowadzona do tego, że „taki jest jej naturalny obowiązek”. I choć autor powyższego cytatu wielokrotnie przejawiał swoje poglądy antyfeministyczne, po tym akapicie chciałabym uścisnąć mu prawicę, jako człowiekowi myślącemu rozsądnie. 
Bo nie chodzi o to by zmusić kobiety do tego by rodziły, ale zapewnić im możliwość rodzenia, kontynuowania pracy i nie martwienia się o status majątkowy. 

kobieta w polityce
Nie ma co ukrywać, niektóre kobiety dążą do równości w polityce - by salę sejmową wypełniało 50% posłów i 50% posłanek. Feministki dążą do tego, by kobieta mogła być Prezydentką - by to kobieta rządziła krajem, a nie tylko mężczyźni (i kobiety będące ozdobami u boku męża).

Wpierw kobiety wywalczyły prawo do głosowania, a teraz chcą równości w polityce. Ktoś powie, że to niedobrze, bo kobiety nie nadają się do polityki. Dlaczego?
Od zarania dziejów polityką rządził testosteron, i wynikało z niego wiele wojen, sporów i niepotrzebnych rzezi. Męska duma przesłaniała zdrowy rozsądek, a siła stanowiła potęgę narodu. Tak było, i nadal jest. Ile z tego dobrego wynikło? Pomyślmy... Wszyscy narzekamy na politykę; wszyscy narzekamy na polityków. Wszyscy narzekamy, i narzekamy niezależnie od pochodzenia, bo nie tylko Polaczki-Cebulaczki potrafią narzekać. 

Skoro przez wieki testosteron (i głównie on) rządził światem, to może dopuśćmy odrobinę progesteronu? I mówiąc odrobinę, mam na myśli 50%. Wyrównajmy szansę i dopuśćmy do brutalnego, męskiego świata polityki odrobinę kobiecej delikatności i perswazji. Kto wie, może kobiety będą stanowić bezpiecznik tego świata? 

Oczywiście, pojawią się głosy typu: „gdyby rządziłyby kobiety, nie byłoby wojen. Byłoby mnóstwo śmiertelnie obrażonych i nieodzywających się do siebie krajów”. I tak na zdrowy rozsądek, czy wojna w takim przypadku naprawdę jest lepszym rozwiązaniem?
Nie mówię by oddawać kobiecie władzę, ale oddajmy połowę, by lewa ręka patrzyła co czyniła prawa. 

Dlaczego uważam też, że należy dopuścić kobiety do polityki i wyrównać szanse? Ponieważ „władza to możność decydowania o zasadach rozdziału dóbr, o sposobie organizowania życia całego społeczeństwa, o kierunkach przyszłego rozwoju ludzkości, o stosunku do przyrody, o stosunku jednych państw do drugich, o pokoju i wojnie”. Co więcej, dlaczego o kobietach mają decydować mężczyźni, którzy kobietami tak naprawdę nie są?

feminizm jest potrzebny

Nie ma co ukrywać, współcześnie feminizm jest niedoceniany i atakowany przez media, a za ich pomocą atakowany również przez społeczeństwo. Kiedy w telewizji pokazuje się feministkę, to taką, która ma skrajne poglądy, a później te skrajne poglądy interpretuje się przez „kobiety do kopalni”. Dlatego feministka to kobieta, która nienawidzi kobiet; bo kto chciałby dla płci pięknej taki los?

Prawda jest taka, że sama idea feminizmu - każdego, nawet radykalnego - jest piękna i ma w sobie słuszność. I to nie wina idei, że zostaje ona wypaczona przez ludzi. Bo idiotą jest się niezależnie od płci, tak samo fanatykiem, oszołomem i szaleńcem. Są katolicy i katole; są kibice i kibole; są feministki i feminazistki. Prawda jest taka, że kilku idiotów wyrobi opinię pozostałym i cierpią pozostali, a nie ci idioci. Nim więc zaczniesz besztać feminizm jako kobiety-oszołomki czy kobiety, które nienawidzą kobiet, zastanów się co tak naprawdę wiesz o feminizmie? Tak naprawdę naprawdę; nie z mediów, nie w internetów tylko z porządnych źródeł.  
I mówię to Ja, feministka

Gender || Feminizm 1 || Feminizm 2 || Feminizm 3 || Feminizm 4
Rosemarie Putman Tong, Myśl feministyczna. Wprowadzenie.
przeł. Jarosław Mikos, Bożena Umińska, Warszawa 2002
Photo credit: ErbenEsra via Foter.com / CC BY-ND

Współpraca


Adres e-mail

kontakt@narzecze.pl