• Facebook
  • E-mail

poniedziałek, 30 maja 2016

#165 Przyjaciółka przyznała się, że „szuka dziewczyny”.

____________________________

wersja audio

____________________________

Było ciepłe lato, jak w tej piosence zespołu Łzy; kupiłyśmy po butelce cytrynowego piwa. To był taki mały zwyczaj - kupić napój, paczkę żelek na zagrychę i udać się w nasze miejsce. Jakie to miejsce? Stosunkowo zwykłe, ale niezwykłe jednocześnie. To była opuszczona stacja kolejowa, w lesie, gdzie nikt się nie zapuszczał, dzięki czemu mogłyśmy w spokoju porozmawiać. Las powoli odbierał to, co ludzie wcześniej przywłaszczyli - popękane ściany porastał mech, pod zadaszeniem rosły krzaki; przez dziurawy dach mogłyśmy podziwiać błękitne niebo. Piękna okolica. Bez ciekawskich uszu, bez wścibskich spojrzeń. To było nasze miejsce. 

Usiadłyśmy, jak zawsze, na naszych miejscach, na murku przy samych torach. Przed nami rozpościerał się las, za nami kamienista ścieżka i zniszczony budynek. Drzewa szumiały delikatnie, i mnie jak zawsze ogarniała nostalgia. Wcześniej, gdy szłyśmy polną ścieżką, tematów nie było końca, lecz wtedy, kiedy dotarłyśmy na miejsce, zapanowała cisza. Dla wielu ludzi cisza jest krępująca, jest obca i nieswoja. Nie dla nas. Lubiłyśmy pomilczeć razem. Czułam jednak, że moją towarzyszkę coś wtedy martwiło. Obracała nerwowo w rękach butelkę piwa, wzdychała raz za razem, choć w ogóle nie miała tego w zwyczaju. W końcu zapytałam czy coś się stało. Pochyliła się w moją stronę i odpowiedziała mi cicho i krótko: „szukam dziewczyny”. 
I wtedy stało się TO.


Jeśli pomyślałeś, że się pochyliła by mnie pocałować,  posłuchaj uważnie. My, ludzie heteroseksualni, nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak myślą homoseksualiści. Dlaczego? Bo zapominamy o pewnej bardzo ważnej rzeczy: to też ludzie. Lubię mężczyzn, ale to nie znaczy, że będę podrywała każdego, że każdego będę próbowała uwieść - mam swój gust, a co więcej, szanuję cudzą orientację i nie będę geja nawracała na jedyną słuszną orientację. Tak samo jest z homoseksualistami - jeśli lubią kobiety, to też mają swoje gusta; jeśli lubią mężczyzn, też. I oni będą bardziej szanować naszą orientację niż my ich.

Homofobia posiada w sobie dwa wyrażenia: przedrostek homo, czyli określenie orientacji oraz fobia, czyli z łacińskiego strach; strach przed nieznanym. Większość ludzi jest heteroseksualna i jest to tak oczywiste i naturalne, że kiedy poznajemy nową osobę, nawet nie myślimy o tym, że „może mieć inne gusta”. Kiedy dowiadujemy się prawdy, jesteśmy zaskoczeni i być może przerażeni. Jak się zachować? O czym on myśli? A co jeśli będzie mnie napastować? Każde dotknięcie zostanie odebrane jako próba poderwania.

Boimy się homoseksualistów, bo ich tak naprawdę nie znamy. Przeciętny, młody chłopak lubi dziewczyny, ale czy podchodzi do każdej ze swoim numerem telefonu? Czy proponuje każdej przelotny seks, bo może? Czy ugania się za każdą spódniczką na ulicy?
Otóż: nie. Przeciętny, młody chłopak szuka dziewczyny, którą pokocha, z którą spędzi popołudnie, pogra na konsoli, w wakacje pojedzie nad jezioro. Szuka miłości. Gej i lesbijka też szukają miłości. Też szukają kogoś, kto pomasuje ramiona gdy są zmęczeni, kto ugotuje obiad gdy są dłużej w pracy. To ludzie z takimi samymi potrzebami jak ja i Ty.
Większość ludzi nie rozumie, że to tak wygląda. Strach wynika z niewiedzy, i strach budzi agresję.

Mam wrażenie, że wszyscy agresywni obrońcy jedynej słusznej orientacji (jak to śmiesznie brzmi) nigdy nie spotkali się z homoseksualistą, nigdy z nim nie porozmawiali na spokojnie. Choć przyznam się szczerze, że nie wyobrażam sobie sytuacji, w której „patriota” miałby usiąść przy herbatce z kimś, kogo nie zna, a kogo szczerze nienawidzi. Dlaczego? Bo ten nieznajomy lubi Antosia z osiedla.
To bez sensu, prawda?
Gdyby jednak udało się usadzić ich przy jednym stole, i gdyby porozmawili, bez uprzedzeń, bez nienawiści, bez tej otoczki medialnego postrzegania homosteksualistów, być może zrozumiałby, że to drugi człowiek.  Człowiek, który myśli i czuje, a nie ulega prymitywnym instynktom, jak wielu się wydaje. To, że kolega nie lubi dziewczyn nie sprawi, że zacznie podrywać i napastować każdego mężczyznę w pokoju; to, że koleżanka lubi dziewczyny nie sprawi, że będzie próbowała uwieść i pocałować każdą jedną dziewczynę. Żyjemy w poczuciu zagrożenia, gdy mówi się o homoseksualistach, a ilu z nich jeździ tramwajem, autobusami i pociągami? Mnóstwo! I nikogo heteroseksualnego nie gwałcą na tylnym siedzeniu.

Media kreują nam obraz homoseksualistów w takim samym stopniu, jak kreują obraz feministek; tania i prymitywna sensacja, podjudzająca niedoinformowane społeczeństwo. No bo jakich homoseksualistów promuje się w mediach? Kontrowersyjnych, pstrokatych, nieszablonowych. Przymiotników znalazłabym na pęczki, ale nie zmieni to faktu, że najczęściej widywani przez nas homoseksualiści są charakterystyczno-charyzmatyczni. Mówiąc to, mam na myśli nagrania z parad równości, gdzie pokazuje się mężczyzn i kobiety, poprzebieranych za zakonnice i stroje księży, w wyzywających i kontrowersyjnych kreacjach. Pokazuje się nam osoby, które znieważają religię, kulturę czy tradycję; i jak przeciętny Polak, który bezgranicznie wierzy w to, co pokazuje magiczne, kolorowe pudełko ma lubić i szanować homoseksualistów? No jak?

Jeśli chodzi o homoseksualistów, pisałam o nich gdy analizowałam projekt „Mysiej Utopii”. Użyłam wówczas jednego z najbardziej obraźliwych słów, jakimi tytułuje się homoseksualistów: pedał. Niektórzy czytelnicy oburzyli się i słusznie, pragnę jednak na łamach tego artykułu wytłumaczyć pewien fakt.
Są geje, którzy ubierają się kobieco; są lesbijki, które noszą się po męsku. Są też tacy, których nie rozpoznałbyś na ulicy. Jedni zachowują się normalnie, a inni zachowują się właśnie tak, jak pokazuje nam telewizja (i ubiór nie ma tutaj nic do rzeczy).
Podobnie jest z feministkami: są feministki ubrane normalnie, i są takie, które gwałcą oczy swoją kontrowersyjnością; jedne walczą o równość płac, a inne za wszelką cenę walczą z mężczyznami. Pisałam raz, i powtórzę jeszcze raz: są feministki i feminazistki. Tak samo patrzę na sprawę z homoseksualistami: są tacy, którzy zachowują się jak każdy normalny człowiek, i są tacy, którzy eksponują swoją odmienność seksualną w sposób gorszący, atakujący heteroseksualistów czy obrażających uczucia religijne. Są geje, i są pedały. I to nie ma nic wspólnego z orientacją czy ubiorem. 

Prawdopodobnie zaraz pojawi się argument obrońców jedynej słusznej orientacji: bo geje molestują i gwałcą dzieci”. W końcu, strasznie się o tym trąbi, zwłaszcza gdy wchodzi się na temat adopcji. Pozwoliłam sobie wpisać „molestowali dziecko” w wyszukiwarkę, i uwaga, wzmianka o homoseksualistach pojawia się dopiero na przedostatniej pozycji. Wcześniej oprawcami są dziadkowie, rodzice, ojciec. I homoseksualiści wspomniani raz, jakby od niechcenia.
Bo właśnie taka jest prawda: w rodzinach heteroseksualnych zdarzają się gwałty, molestowania, alkoholizm, przemoc. Mam pomysł jak rozwiązać te problemy w rodzinach hetero! Zakażmy się rozmnażać!
I chyba zdroworozsądkowo musisz mi przyznać, że to jest głupie rozwiązanie. Tak samo głupie jest zrzucanie winy za molestowania seksualne na gejów. To jest wszędzie: nauczyciel, ksiądz, ojciec, dziadek, matka, babcia, sąsiad, wujek. Dewiacje dotyczą wszystkich, niezależnie od płci i orientacji. 

„Bo to nie po bożemu”, czyli argument nie do przeskoczenia. Jednakże, podobnie jak w temacie aborcji, tak w temacie orientacji seksualnej narzuca się chrześcijański pogląd, nawet gdy ktoś nie jest przywiązany do praw kościelnych i boskich. Mamy wolność wyboru, w tym wolność religii: można być chrześcijaninem, ateistą, muzułmaninem a nawet rastafarianinem. Choć i tak najlepiej być katolikiem, słuchać radia Maryja, płacić haracz Rydzykowi i codziennie biec do kościoła by walczyć z innymi, zagorzałymi wierzącymi o miejsce w pierwszej ławce. 
Ilu obrońców „bo to nie po bożemu” naprawdę żyje wedle przykazań? Szanuje rodziców, chodzi w niedzielę do kościoła, przestrzega dziewiąte i dziesiąte przykazanie? 

W dupach się poprzewracało od dobrobytu” jest takim samym argumentem, jak ten, że homoseksualizm jest efektem ubocznym promieniowania z katastrofy czarnobylskiej. Zjawisko „mężczyzna pozna mężczyznę” jest znane już w kulturze starożytnych, zarówno Rzymian, jak i Greków. O Grekach wiem więcej: Homoseksualizm nie był piętnowany, wręcz przeciwnie; nawet w kulturze Spartańskiej było to coś naturalnego i akceptowanego. 
Dlatego to nie jest nic nowego, i nie jest to efektem ani dobrobytu XXI wieku, ani promieniowania. Dla niektórych może to być „moda”, ale dla większości to po prostu orientacja. Z tym się żyje, od tego się nie umiera. 

*„To przez nich powstało HIV”; czyli argument Janusza wszystkowiedzącego. I nim zacznę obalać ten argument: TAK, ludzie naprawdę w to wierzą; spotkałam się z tym argumentem w dyskusjach. Początek rozpowszechniania się wirusa HIV datowany jest XX wiek, w czasach rozwoju i urbanizacji. Ludzie zarazili się pierwszy raz nie przez stosunek seksualny (i nie była to kara boska), a raczej przez fakt zjedzenia mięsa małp zarażonych wirusem SIV (wirus SIV jest małpim odpowiednikiem ludzkiego HIV). Wirus zmutował, odnalazł się w nowym środowisku i w ten sposób do dzisiaj borykamy się z problemem choroby zabijającej rocznie miliony ludzi. 
Wirus HIV i choroba AIDS nie pochodzi od homoseksualistów i nie dotyka tylko ich, ale wszystkich. 

Homoś gwałcił swojego współlokatora”, czyli skandal obyczajowy i argument „strachu”, z którym spotykam się regularnie w dyskusjach o gejach i lesbijkach. Homoseksualiści nie powinni mieszkać z „normalnymi” obywatelami, bla bla, i jeszcze raz, bla. 
W świetle powyższego argumentu, gdy hetero zgwałci kobietę, wszystko jest w jak najlepszym porządku; kiedy to homo zgwałci hetero, wszystkim odpierdala? Aż się prosi o mem z Jokerem. Moi mili: gwałciciel pozostaje gwałcicielem, niezależnie od płci i orientacji. Nie można obarczać winą wszystkich za przewinienia jednego: gdyby tak było, dla pewności kastrowalibyśmy wszystkich chłopców przy narodzinach. Ale tego nie robimy, bo to nie jest normalne; dlatego, dlaczego normalne jest zrzucanie winy na gejów czy lesbijki?

Mam świadomość, że przesadna „poprawność” polityczna szkodzi wszystkim, nie tylko w kwestiach religijnych (muzułmanie), koloru skóry (musi być przynajmniej jeden czarnoskóry aktor w filmie czy spektaklu teatralnym. Tak, nawiązuję do aktorki odgrywającej rolę Hermiony Granger). Ostatnio, na co strasznie piekli się inny bloger, Pan Łakomy, pojawia się coraz więcej prób „wymuszenia” na twórcach. Wpierw sugestie, że Elsa powinna mieć dziewczynę, a później, że Kapitan Ameryka powinien być ze swoim przyjacielem, Bucky'm. 

Z jednej strony rozumiem pragnienia homoseksualistów: to, by ich idole byli bardziej bliżsi im. Z drugiej strony rozumiem i podzielam opinię Pana Łakomego: nie robi to żadnej różnicy do fabuły, a jest zwykłym udziwnieniem. Owszem, czasami homoseksualizm może pojawić się w filmie; nie mam nic przeciwko. Przytoczę jednak argument, który podzielam: 
Nie mogę znieść jednak jednej rzeczy: ciągłych pretensji do świata. Naprawdę jest różnica w walce o swoje prawa, a narzucaniu swojego „widzimisię” wszystkim dookoła. Miało to miejsce gdy w sieci powstał hasztag stworzony przez fanów popkultury, którzy chcieli zrobić z głównej bohaterki „Krainy Lodu” lesbijkę. Teraz, pod premierze „Civil War” ktoś wpadł na super pomysł, żeby zrobić z Kapitana Ameryki geja. Nie wiem dlaczego Cap nagle miałby dymać Bucky’ego, po tylu wspólnych perypetiach, które razem przeżyli jako przyjaciele.”
To trochę jakby zarzucić autorce „Pięćdziesięciu twarzy Greya”, że Grey jest heteroseksualny. I nagle trzy tomy do przeróbki, bo ktoś sobie ubzdurał, że ta powieść jest nietolerancyjna. Przepraszam, ale dla mnie to tak trochę wygląda. Dlaczego? Sama jestem twórcą. Mam rozplanowane dziesięć książek (a ostatnio doszła kolejna), w której głównymi bohaterkami są tylko kobiety, i pojawia się tylko jeden związek homoseksualny. I nie jest on ani z poprawności politycznej, ani z mojego „widzimisię”, ale dlatego, że ma to znaczny wpływ na fabułę większości tomów. Niemniej, jeśli uda mi się napisać to, co zaplanowałam, będę musiała całe życie walczyć z zarzutami, że to powieści feministyczne oraz że dyskryminuję „mężczyzn”, bo żaden mężczyzna nie jest głównym bohaterem (a są raczej „przydupasami” głównych bohaterek). 
Jestem twórcą i nie wyobrażam sobie, by ktoś zarzucał mi rasizm, bo: żadna z bohaterek nie jest czarnoskóra, tylko jedna jest homo, a sama dyskryminuję mężczyzn, bo nie są głównymi bohaterami. 

Jednocześnie, w pełni rozumiem fakt, że żyjemy w świecie strachu i wzajemnej nienawiści: jestem kobietą, która mówi na siebie per „feministka”; jestem kobietą, która wytyka błędy męskiej logiki i bezczelnie je wyśmiewa; jestem kobietą, która mówi na siebie „silna i niezależna”. To wszystko sprawia, że jestem ofiarą nienawiści i uprzedzeń. Piszą do mnie ludzie, którzy nawet mnie nie znają i bez zawahania wciskają enter, wysyłając wiadomość: „jesteś pojebana”,, „roszczeniowa kurewka” czy „lewacka kurwa”. Jest więcej wyzwisk, dużo więcej. 
Dlatego wiem, że homoseksualiści są wyśmiewani i atakowani; są ofiarą mowy nienawiści i dyskryminacji. Wiem o tym, i dlatego piszę ten artykuł: chcę wytłumaczyć, że źle patrzymy na homoseksualizm, na homoseksualistów. Wiem jednocześnie, że momentami tolerancja może się obrócić przeciwko mnie, i są rzeczy, z którymi się nie zgadzam. Między innymi nie zgadzam się z tym, o czym pisał Pan Łakomy: pozwólmy twórcom tworzyć. 


Wracając do tematu przyjaciółki, tak odległego w tym artykule: wiesz, co się stało gdy powiedziała mi, że szuka dziewczyny? Nic. Nie próbowała mnie pocałować, nie próbowała mnie objąć, nie próbowała mnie zgwałcić. Co więcej, nie obudził się we mnie utajony homoseksualizm, nie poczułam żadnej chęci pocałowania jej, jak pokazuje telewizja. A tego ludzie się obawiają: że kiedy spotkają homoseksualistę na ulicy, ten za wszelką cenę będzie chciał ich pocałować albo zaciągnąć do łóżka; albo nagle przemienią się w homoseksualistę, jakby to było zaraźliwe.  

Moja przyjaciółka wyznała mi, że szuka dziewczyny i powiedziała to na spokojnie, tak po prostu. Lubię kanapki z serem, nie lubię Biebera, szukam dziewczynyPowiedziała to „ot tak” , a ja „ot tak” to przyjęłam do wiadomości. Kiedyś zastanawiałam się: „jakbym zareagowała na takie wyzwnnie: strachem czy akceptacją, a może zupełnie inaczej?”. W tamtej chwili poznałam odpowiedź, by niedługo później moja reakcja na tę nowinkę wywołała zaskoczenie. Dlaczego? Ponieważ bez żadnego oporu przytuliłam się do przyjaciółki. 

Moja przyjaciółka nadal była moją przyjaciółką, niezależnie od gustu muzycznego, stylu ubierania czy preferencji łóżkowych. Nic się nie zmieniło, poza jednym: zostałam doceniona i obdarzona zaufaniem. I chyba go nie zawiodłam.
Niedługo później powiedziała mi, że większość dziewczyn na moim miejscu wzięłaby ją na dystans; część odsunęłaby się, a może i zerwała kontakt. A ja co? Przytuliłam się do niej. Kiedy mi o tym powiedziała, uświadomiłam sobie, że nie tylko większość dziewczyn by tak zrobiła, ale większość ludzi. Kumpel odsuwa się od kumpla, koleżanka od koleżanki. Bo co? Bo ktoś lubi coś innego? Tak jak ja lubię jogurt truskawkowy, tak ona lubi bananowy. Amen, cała śpiewka. Przynajmniej w tym momencie powinno być amen. 

Najzabawniejsze we wszystkim co opowiedziałam jest to, że cała ta sytuacja - piwo, żelki, las i opuszczona stacja kolejowa - jest wyssana z palca. Jedynie słowa przyjaciółki są autentyczne, jak i moja reakcja. Specjalnie nadałam temu wyznaniu filmowej scenerii, ale życie to nie film i ludzie nie robią sobie takich wyznań w romantycznej atmosferze, ani w restauracji. Najczęściej takie wyznania padają w zamkniętych pokojach, za zamkniętymi drzwiami, gdzieś przy piwie czy kawie, kiedy zapewniona jest całkowita intymność.

Co więcej, za „szukam dziewczyny” mogło kryć się zarówno wyznanie, jak i żart sytuacyjny; sytuacyjny, o którym nie powiedziałam wcześniej. Rozmawiałyśmy o mężczyznach i związkach, o tych udanych i nieudanych. Cała dyskusja została podsumowania właśnie tym zwrotem „szukam dziewczyny”, a ja mogłam to odebrać zarówno jako żart, jak i wyznanie. Jak to odebrałam?
To nie ma znaczenia. Nie ma znaczenia czy to było „poważnie”, czy „niepoważnie”; znaczenie ma to, że nie zrobiło mi to różnicy, i nikomu nigdy nie powinno robić jakiejkolwiek różnicy. Ta osoba pozostanie taka sama - lubimy ją za te same cechy, nadal posiada te same wady. A to czy będziesz z nią dyskutować o mężczyznach czy o kobietach - co za różnica? Ano żadna.



* źródła wiedzy o starożytnych | źródło |
* źródła o wiedzy HIV | źródło | źródło
Photo credit: geirt.com via Foter.com / CC BY

Współpraca


Adres e-mail

kontakt@narzecze.pl