• Facebook
  • E-mail

piątek, 27 maja 2016

#164 Czy istnieje przepis na szczęście?


Na łamach tego artykułu pragnę poinformować o nadchodzących zmianach. Wraz ze zbliżającą się sesją i „dorosłością” finansową (czyt. będę szukać pracy), oraz artykułami w wersji audio, muszę trochę zrzucić ze swoich barków i zaproponować dwa wpisy tygodniowo. Oferuję za to poprawę w jakości tekstów, gdyż na niej zależy mi bardziej jak na ilości. Tak jak kiedyś, tak i dzisiaj pozostawiam w Waszych rękach kwestie publikacji. | ANKIETA |

____________________________

wersja audio

____________________________

Gdyby istniał przepis na to jak być szczęśliwym, na ulicy ciężko byłoby znaleźć człowieka zdołowanego i przygnębionego; może być też tak, że przepis na szczęście został już odnaleziony i jego tajemnicę poznali tylko wybrani, a znając naszą ludzką (chciwą) naturę, szczęście dla najbogatszych. Życie pokazuje jednak, że z pewnością najbogatsi do najszczęśliwszych nie należą. Oczywiście, żarty typu „wolę płakać w kabriolecie” nie sprawią, że człowiek nieszczęśliwy będzie mniej nieszczęśliwy. Nieszczęście waży i smakuje tak samo dla każdego, zarówno biednego jak i bogatego. 

Jednym z przepisów na szczęście jest bogactwo, ale spotkałam się raz z satyrycznym komiksem mówiącym o innej metodzie. W tym komiksie człowiek znalazł książkę „Jak być szczęśliwym”, a po jej otworzeniu jego oczom ukazał się napis: „nikt nie jest”. Człowiek ten zamknął stronice i uśmiechnięty przytulił do piersi trzymany przedmiot. Wedle tego komiksu, przepisem na szczęście jest świadomość, że nikt nie jest szczęśliwy, i dzięki temu nasze ludzkie serca będą szczęśliwe. Niby wtedy, gdy inni mają równie źle albo gorzej?
I moje pytanie brzmi: czy szczęście musi być budowane na nieszczęściu innego człowieka albo wyznacznikiem szczęścia jest liczba zer na koncie? Myślę, że nie. Mam nadzieję, że nie. Myślę i mam nadzieję, że są sposoby, które pozwolą złapać namiastkę szczęścia, bo cytując pewnego mądrego pisarza: 
Nikt nie może wykuć szczęścia swojego życia, można wykuć tylko szczęście chwili.
Karl H. Waggerl
Pomysł na artykuł nie pojawił się u mnie sam, bo napisała do mnie jedna z Czytelniczek, za co jestem jej dozgonnie wdzięczna. Dzięki temu pytaniu uświadomiła mi, jak dużo tekstów jest smutnych, pełnych żalu, goryczy i rozczarowania. Zaczynając pisać ten tekst, postanowiłam częściej znajdywać coś pozytywnego w życiu; i dzisiaj zdecydowałam się podzielić tym, co czyni mnie szczęśliwą. Może nie moje życie, może nie życie innych - ale mnie. 

znajdź to, co kochasz

Pasja jest jedną z najważniejszych rzeczy w życiu: to światełko w tunelu, które pozwala zapychać puste, nijakie godzinny aktywnością, jakąkolwiek. Nie musisz być w tym najlepszym - nikt nie musi. Najważniejsze to czuć satysfakcję z każdego kolejnego kroku, z kolejnych sukcesów. 

Przyznam się, że kiedy widzę się z przyjaciółmi, mogę gadać bez końca - usta mi się nie zamykają, bo mówię, międlę i jeszcze terkocę. Znam ludzi, którzy też tak potrafią, ale ich głównym tematem jest obgadywanie innych; moim tematem jest to, co kocham. Obgaduję swoich bohaterów, omawiam wszystkie zmiany na stronie, opowiadam o swoich planach. Nie interesuje mnie nowy samochód sąsiada. Mnie interesujeto, czy bohaterka powieści ma nosić szaty czy jednak pełnopłytową zbroję. 

Nigdy nie zapomnę, jak siedziałam z koleżanką przy kawie, i rozmawiałyśmy, a raczej to ja mówiłam. Opowiadałam o nowym pomyśle na opowiadanie, a ona słuchała z fascynacją. W pewnym momencie przerwała mi i powiedziała coś, co do tej pory pamiętam i chyba nigdy nie zapomnę. 
Wiesz dlaczego uwielbiam cię słuchać? Bo kiedy opowiadasz o bohaterach to nie są bohaterowie; opowiadasz o nich jak o kumplach z którymi wczoraj byłaś na piwie”. To naprawdę świetne uczucie gdy ktoś czuje Twoją pasję i słucha Cię tylko dlatego, że lubi Twoją fascynację. To był pierwszy raz gdy zostałam tak skomplementowania, ale nie ostatni.
To naprawdę fajne uczucie, gdy inni podzielają Twoją pasję i doceniają Cię właśnie przez nią. 

poznaj i pokochaj siebie

To brzmi jak pusty frazes, wiem. Rok temu kiedy czytałam taką poradę, myślałam sobie „człowieku, co ty dupczysz”. Teraz wiem, że coś w tym jest. Od kiedy wiem? Cóż, wszystko zaczęło się, kiedy moja strona zaczęła lepiej prosperować, a zaczęła w momencie, gdy porzuciłam kiepskie i nijakie teksty na rzecz kontrowersyjności i bezczelności. Uwierz mi na słowo, ludzie nienawidzą gdy masz własną opinię i za wszelką cenę chcą udowodnić, że to ONI mają rację. Żeby dzielić się swoimi poglądami trzeba mieć twardą dupę, inaczej tak Cię będzie boleć od mentalnych kopniaków, jak mnie boli po trzydziestokilometrowym maratonie rowerowym na niewygodnym siodełku. 

Takie kopniaki to nic innego jak bolesne lekcje, w których przekonujesz się jak silny jesteś i jak bardzo „wyjebane” potrafisz mieć. Jednakże, to nie jest tak, że posiadanie własnych opinii wiążę się z internetowym linczem. Wręcz przeciwnie, znalazłam sporo osób, które nie tylko poklepią mnie po mentalnym ramieniu i powiedzą: „dobry tekst”, ale też potwierdzą, że mam rację. Oczywiście, racja jest jak dupa, każdy ma swoją; ale świadomość, że ktoś się zgadza z moimi poglądami daje mi pewną siłę, tak zwaną pewność siebie

Jak pisałam w jakimś artykule (co śmieszniejsze, nie wiem w którym): nim napiszę jakiś tekst, muszę dokładnie przeanalizować temat, znaleźć argumenty do poparcia oraz które będę musiała obalić w hipotetycznej dyskusji. Sprawiło to, że tak jak kiedyś na zajęciach nie odzywałam się w ogóle, tak ostatnie pół roku nie potrafię usiedzieć cicho. Coś wiem, coś potrafię udowodnić, więc nie boję się mówić. Ufam swojemu instynktowi, ufam swojej wiedzy i przede wszystkim: ufam sobie
I tak jak napisałam w notesie robiąc notatki do artykułu: pokochaj siebie, bo to jedna z najtrwalszych miłości. 

pasożyty i wampiry emocjonalne;

czyli ludzie, których nie lubisz (i nie musisz)

Jeśli chodzi o pasożyty i wampiry emocjonalnie, napisałam kiedyś kiedyś artykuł o wdzięcznym tytule: życie jest za krótkie by czytać kiepskie książki. Z ludźmi jest tak samo: życie jest za krótkie byś użerał się z tymi, którzy czynią Cię nieszczęśliwym. Kim są Ci ludzie? Mają wiele określeń: pasożyty, wampiry emocjonalne, smutni ludzie. Łączy ich jedno: nie masz ochoty z nimi rozmawiać. Ilekroć się do nich napiszesz lub zadzwonisz, zaczynają użalać się nad sobą; a ilekroć próbujesz poprawić im humor, ciągną Cię ze sobą na dno. Z doświadczenia wiem, że możesz chcieć im pomóc, ale oni za wszelką cenę nie chcą dać sobie pomóc: co więcej, później mają do Ciebie pretensje za tę porażkę. 

Te osoby zawsze mają gorzej, te osoby zawsze są nieszczęśliwe. Nie ma wesołego wyjścia na piwo i pośmiania się przy dobrym filmie. Jedyne co mogą zaoferować, to huśtawkę emocjonalną od współczucia po „niech mnie ktoś stąd zabierze”. To, że kiedyś się z taką osobą przyjaźniłeś i to, że ją znosiłeś nie sprawia, że musisz ją dźwigać na swoich barkach całe życie. One wykorzystają Twoją słabość, więc nie daj się wykorzystać. 
Spakuj swoje, a najlepiej ich rzeczy i wyrzuć ze swojego życia. Masz dość swoich problemów by wiecznie dźwigać takiego pasożyta. Właśnie tym są: pasożytem. Wampirem emocjonalnym, który wysysa dobry humor i szczęście, zalewając Cię swoją żółcią. Bez nich życie ma więcej słońca, wierz mi. 

nie martw się tym, na co nie masz wpływu

Pamiętasz tego kumpla, któremu pomyliły się pytania na egzaminie i zamiast rozpaczać, siedział uśmiechnięty i wzruszał ramionami: „trudno”. Myślałeś sobie: „co za lekkoduch”; są też tacy, co powiedzą: „niczym się nie przejmuje” - „ma wszystko w dupie”. Powiem Ci, że ten człowiek wybrał jedną z najlepszych dróg: nie przejmuje się tym, na co nie ma wpływu. 

Przyznam się, że poznałam jakiś czas temu pewną dziewczynę, chorą na padaczkę. Choroba praktycznie wykluczyła ją z życia: znajomi w dużej mierze się odsunęli, a jako niepełnosprawna została zdyskwalifikowana jako pracownik, przez co pozostało jej życie na granicy ubóstwa z tego, co otrzymywała od państwa. Była jednak niezwykle otwartą, niezwykle ciepłą i niezwykle wartą poznania osobą. Przede wszystkim, nie siedziała i nie narzekała na swoją sytuację, a opowiadała mi o tym, co dała jej choroba, czego dowiedziała się o świecie i o ludziach. Miała ciężko, a i tak zamiast narzekać na chorobę, po prostu z nią żyła. 

I powiedz mi teraz, tak szczerze: jakie problemy miałeś rok temu? Co nie dawało Ci spać po nocach? Bo ja większości zmartwień nie pamiętam, a te które pamiętam... Cóż, teraz to pierdoły. Po prostu pierdoły. Więc... Naprawdę warto się tym przejmować? To na co masz wpływ: zmień; to na co nie masz: zaakceptuj. Jakoś tak, będzie lżej w życiu.

zawsze może być gorzej

Jeśli jest coś, czego nauczyły mnie wszystkie filmy i bajki, to z pewnością jednego: po słowach „gorzej być nie może” zaczynał padać deszcz. I tego właśnie miało nas to nauczyć: nieważne jak źle jest, zawsze może zacząć padać deszcz; może odpaść obcas; można się przewrócić; można dostać mandat. Zawsze może wydarzyć się coś, co teoretycznie nie zmienia aktualnej sytuacji, a jednak jest kroplą przelewającą czarę goryczy.

I tak jak można nauczyć się z „lekceważącym stosunkiem”, tak można pogodzić się z myślą, że nieważne jak i nieważne co, zawsze sprawa może się pogorszyć. Może ciężko sobie wyobrazić sytuację w której może być „gorzej”, kiedy ktoś jest ciężko chory. Prawda jest taka, że samemu też można zachorować. Ktoś może mieć wypadek. Jest mnóstwo sytuacji w których może być gorzej, więc zamiast płakać „bo jest źle”, warto odetchnąć z ulgą „mogło być gorzej”. Zawsze może być gorzej.

Może wydawać się to wielce przygnębiającym nastawieniem, ale mnie zawsze dobijało stwierdzenie: „będzie lepiej”. Kiedy człowiekowi wali się niebo na głowę, kiedy wszyscy chorują i umierają, stwierdzenie „będzie lepiej” nie poprawia humoru. Dobija. Jednakże, również stwierdzenie „mogło być gorzej” nie zawsze jest na miejscu. Dlatego nie warto mówić to komuś, ale mówić to sobie. Bo ktoś tego na głos nie powie, ale każdy pomyśli.

zmień nastawienie

Brzmi banalnie. Właściwie, wszystkie porady brzmią banalnie, tak prosto i niedorzecznie, że człowiek zadaje sobie pytanie: „i to tyle? To jest ten magiczny przepis na szczęście?”. Cóż, nie wiem czy jest to przepis na szczęście, ale to jest mój przepis na spokój ducha.
Ostatnie miesiące czuję się naprawdę świetnie, bez pasożytów w swoim życiu, bez zadręczania się sprawami, na które nie mam wpływu. Bloguję, bo to lubię i czerpię z tego wiele satysfakcji, wiele korzyści, o których może opowiem w innym wpisie. Wieczorami chodzę na spacery, rano piszę artykuły i piję dobrą kawę. Cieszy mnie świadomość, że sielanka się kończy i wraz z końcem czerwca będę musiała zacząć szukać pracy. I tak mnie to cieszy.

Zmieniłam swoje nastawienie do życia: ono nie musi mi niczego dawać. Jeśli chcę coś mieć, muszę po to sięgnąć; a by sięgnąć, muszę mieć możliwości. Wielu młodych ludzi jest przekonanych o tym, że życie jest niesprawiedliwe, bo im nie dało tego co chcieli. Nie dostali tej pracy, nie dostali tego awansu, rodzice nie kupili nowego ajfona, matura nie poszła tak dobrze, na studia się nie dostali. Najgorsze co można mieć, to pretensje do świata.

Życie i świat niczego nie musi dawać, to nie instytucja charytatywna. Jeśli jest się młodą i zdrową osobą, która narzeka na brak pieniędzy, za co obarcza swoich rodziców... Jest tu coś nie tak, prawda? Taka osoba równie dobrze mogłaby sama pójść do pracy zamiast przyuczać się do zawodu, którego nawet nie chce wykonywać. Rok to dwanaście miesięcy zarobku minimalnej krajowej (około) 1300, a to spora sumka na koncie. Mało która szkoła trwa rok, więc to dwa lata, albo trzy.
Wbrew pozorom, takich młodych ludzi jest mnóstwo: w szkołach policealnych czy na studiach. Nie bądź jedną z nich, zmień swoje nastawienie. Życie nic Ci nie musi dawać; jeśli coś chcesz mieć, musisz na to zapracować. Uwierz mi, jeśli przez cały czas będziesz myśleć, że coś Ci się należy, i nie będziesz tego otrzymywać, nigdy nie poczujesz szczęścia.

ucz się od najmniejszych 

Masz psa? Jeśli nie masz psa, pójdź na spacer do parku, gdzie właściciele bawią się z czworonogami i podziwiaj. Obserwuj te szczęśliwe pyski, obserwuj te merdające ogony. Będą ganiać za piłeczkami, za frisbee, będą cieszyć się każdą chwilą spędzoną na spacerze. A jeśli masz psa, weź go do parku i porzucaj mu piłkę. Patrz w tę szczęśliwą mordkę i to szczęście.

Albo inna sytuacja, opowiedziana przez znajomego, który wpadł do siostry i jej dziecka w odwiedziny. Siostrzenica uczyła się chodzić, a raczej próbowała ustać. Upadała na pupę raz za razem, i w końcu chciał pomóc małej, ale siostra powstrzymała go i powiedziała, że musi sama się nauczyć. Prób nie było końca, ale wyobraź sobie ten triumfujący uśmiech, kiedy stanęła o własnych siłach.
Im człowiek jest starszy, tym więcej problemów ma, ale tylko dlatego, że tyloma się przejmuje. Tak jak pisałam wcześniej: nie ma się co przejmować tym, na co nie ma się wpływu. A najmłodsi pokazują, że nie warto się poddawać, bu sukces jest satysfakcjonujący; oraz piękno życia tkwi w błahostkach.

czerp radość z małych rzeczy

duże są kaloryczne

Kiedy byłam młodsza, wyczekiwałam na wielkie wydarzenia w moim życiu z utęsknieniem: wypad nad morze, nowy komputer czy długo wyczekiwany telefon. Zacierałam rączki z myślą o tym, jak będę o tym opowiadała innym i jak im oko zbieleje. Teraz dopadła mnie dorosłość i po pierwsze, nie zależy mi na tym by ludziom oczy bielały z zazdrości. Prawdę mówiąc, nie interesuje mnie czy się dowiedzą, czy też będą żyć w błogiej nieświadomości. Działa to też w drugą stronę: nie jestem wścibska.

Po drugie, zamiast zbierać fundusze na wielkie przyjemności, wolę wyskoczyć z koleżanką na kawę i ciastko; wolę wyskoczyć z przyjaciółką na zakupy i po prostu pogadać. W nagrodę kupuję sobie ulubioną kawę mrożoną, albo nowy notes do zapisywania czegokolwiek. Jeśli mam kaprys, wykupuję reklamy na facebooku albo składam zamówienie u mojej ulubionej artystki.
Oczywiście, przyjemności to nie tylko „kupowanie” sobie błahostek, ale to też piękna pogoda. Kiedy świeci słońce, wystawiam twarz w jego stronę i łapię promienie jak słonecznik; jeśli pada, oddycham rześkim, wilgotnym powietrzem. Jeśli złapię z kimś kontakt wzrokowy - uśmiechnę się; prowadząc samochód, ustąpię komuś pierwszeństwa. Pomacham ręką, przepuszczę. Uczynię drobny gest, tym samym poprawiając komuś humor.

W ostatnich tygodniach zaczęłam czerpać dużo przyjemności z czegoś tak zwykłego, jak ćwiczenia. Z początku organizowałam czas by nabrać formy i wyrzeźbić sylwetkę, a dzisiaj? Dzisiaj ćwiczę, bo lubię, bo sprawia mi to przyjemność, bo czuję się usatysfakcjonowana. Nie trzeba skakać na bungee czy robić kursu spadochroniarskiego by poczuć się szczęśliwym. Dużo małych rzeczy każdego dnia ma większą wagę od jednej dużej, robionej od czasu do czasu. 


Na sam koniec: 

uśmiechnij się i uśmiechnij innych

O tym, jak wielką siłę ma uśmiech, przekonałam się nie raz i nie dwa. 


Będąc w środę na uczelni, byłam świadkiem jak z jednej z sal wybiegła studentka. Szła energicznie korytarzem, poprawiając torbę i kręcąc głową. Kiedy przechodziła obok mnie, widziałam łzy w oczach, ale uśmiech na twarzy. Spojrzała w sufit i poruszała wargami w momencie, gdy była na równi ze mną i mogłam dokładnie się temu przyjrzeć. Walczyła. Uśmiechem na ustach dodawała sobie otuchy i przekonywała siebie, że nie ma powodu by płakać. 
Wiem o tym, bo sama tak robię. Uśmiechem próbuję zwalczyć słabość.

Każdego dnia, kiedy staję rano przed lustrem i patrzę w swoje odbicie, uśmiecham się do siebie. To pierwsza mina, którą ćwiczę; następnie cała gama innych, mniej lub bardziej wyćwiczonych. Ich istnienie mogą potwierdzić moi znajomi, którzy podczas rozmowy ze mną częściej śmieją się z tego jaką strzelę minę, jak z tego co mówię. Nie raz, nie muszę mówić nic, wystarczy że ubiorę odpowiednią maskę. Cel w tym wszystkim mam jeden: wywołać uśmiech u kogoś.

Czasami błaznuję, czasami jestem poważna; czasami żartuję a czasami staram się być odpowiedzialną. Gram wiele ról w dniu codziennym, zależnie od sytuacji i mojego rozmówcy: ale w tym wszystkim najważniejsze jest to, by wywołać uśmiech u drugiej osoby.
Dlaczego tak bardzo mówię o uśmiechu, zarówno u siebie, jak i u innych? Bo dawno temu, gdy jeszcze byłam licealistką i całe dnie spędzałam na graniu w World of Warcraft, usłyszałam pewne słowa; słowa, które powtarzam sobie od tamtej pory za każdym razem, gdy chce mi się płakać. Wróciłam wtedy ze szkoły, mocno oburzona i na TeamSpeaku natrafiłam na mojego ulubionego rozmówcę. Słyszał, że coś jest nie tak, a kiedy mu opowiedziałam co i jak, odparł mi:
Zawsze się uśmiechaj, chociażby przez łzy. Nigdy nie wiesz kto akurat zakocha się w Twoim uśmiechu,

Gdybym znała przepis na szczęście, opublikowałabym go wszędzie tam, gdzie tylko byłabym w stanie. Niestety, nie istnieje przepis na szczęście, tylko okruchy całości. Są porozsiewane po wielu różnych stronach i choć wszędzie mówi się o tym samym, idea szczęścia pozostaje nieuchwytna. Bo czymże jest szczęście? Porażką innych? Bogactwem? Zdrowiem? 
Dla każdego z nas szczęście ma inną formę - dla mnie to uśmiech i radość dawana innym; dla kogoś to liczba zer na koncie i wartość samochodu, jakim jeździ. Dla rodziców chorej córeczki szczęściem jest każdy przeżyty dzień i nadzieja na to, że wróci do zdrowia; dla matki szczęściem jest szczęście jej dziecka. 

Szczęście, podobnie jak Światowid, niejedną ma twarz. Nim zacznie się go szukać, trzeba się zastanowić nad istotą tak wyłuskanego słowa jak: „szczęście”. Cóż znaczy szczęście? Cóż znaczy być szczęśliwym? Ilu filozofów i mędrców, tyle odpowiedzi; ile ludzi, tyle wyborów. Moim wyborem jest Seneka, starożytny mędrzec, z którego słowami utożsamiam się za każdym razem, gdy zastanawiam się nad istotą powyższego zagadnienia.
„Szczęśliwym nie jest ten, kto wydaje się innym, lecz ten, kto sam się za takiego uważa.”
Seneka

Współpraca


Adres e-mail

kontakt@narzecze.pl