• Facebook
  • E-mail

poniedziałek, 23 maja 2016

#162 Myślisz „czy warto” i „jak”? Przestań myśleć i po prostu to zrób!


wersja AUDIO

__________________________

W ubiegły piątek pojawiła się innowacja na mojej stronie - posty w wersji audio. Krótko po pojawieniu się wpisu #161 Nikt nie lubi smutnych ludzi, napisało do mnie kilka osób z podobnie brzmiącą wiadomością: jedne mnie informowały, inne się śmiały, ale były też wielce oburzone. Czym? Wedle ich przekonania: „ukradłam pomysł”. 

Pomysł ten, jak się okazało, miało więcej osób i niemożliwe, bym ukradła każdej z nich coś, co pozostało na poziomie myśli. Bo właśnie na tym poziomie to zostało: każdy o tym myślał, każdy to rozplanowywał; każdy dziubał w swoim planie, chcąc wszystko dopiąć na ostatni guzik. Wszyscy poza mną. Bo ja nie planowałam, ja nie rozważałam „za” i „przeciw”. Wpadłam na pomysł? Zrealizowałam go.

Wszystko zaczęło się, kiedy to jadąc w środę na uczelnię i słuchając audycji Ranne Kakao pomyślałam sobie o innych pasażerach; o tym, że zamiast siedzieć i słuchać w kółko tej samej muzyki, mogliby słuchać audycji radiowych. Zaraz później wdarła kolejna myśl: „a gdyby zamiast audycji słuchali mojego tekstu?”. Trochę narcystyczna, nie ukrywam. Niemniej, kiedy mamy czas by poczytać lub posłuchać zaległych tekstów? W autobusie właśnie, zwłaszcza, gdy podróż trwa godzinę.

I dokładnie tyle czasu miałam do obmyślenia planu: godzinę. I ten plan był stosunkowo prosty: wrócić do domu, nagrać audio piątkowego wpisu i dorzucić jako gratis. Przy czym cały mój plan pominął etap „wrzucić”, a bardziej skupiłam się na czym nagrać, jak nagrać, jak pokleić i który tekst. W godzinę miałam już ułożony jako taki plan. Zabiłam w sobie chęć poinformowania o tym pomyśle na snapie (Pani.Kotelkova); nie pisałam również na facebooku, zarówno prywatnym jak i fanpage. Z prostego względu: chciałam zrobić efekt niespodziankę oraz nie chciałam by ktoś ten pomysł ukradł. Bo z głowy nikt go ukraść nie może, prawda?

Jedynie na wydziale zapytałam koleżankę co myśli o takiej formie wpisów (nie spytałam „czy warto” oraz „jak mam to zrobić”). Odpowiedziała, że to dobry pomysł, bo sama ma u mnie zaległości, nie ma kiedy usiąść i poczytać, a tak mogłaby sobie posłuchać nagrania sprzątając pokój albo obierając ziemniaki. 

Klamka zapadła.
Wróciłam do domu, wyszukałam program do nagrywania, wybrałam tekst do publikacji, przeredagowałam go i czekałam do dnia następnego. W czwartek z rana, kiedy to nikogo nie ma w domu i panuje idealna cisza, przerywana jedynie przez rozhisteryzowanego kota. Usiadłam, nagrałam tekst (tak po prostu) i poczekałam do wieczora, aż emocje opadną. Późnym popołudniem siedziałam i zmontowałam całość w to, co można przesłuchać.

Do momentu zmontowania o planie wiedziały jedynie dwie osoby; kolejne trzy dostały pierwsze zmontowane nagranie w celu sprawdzenia czy są w stanie odtworzyć z Google.Drive oraz czy jako tako całość się prezentuje. Na samym końcu napisałam do jednego z Flegmatyków z prośbą o informację „jak zrobić to i to”. 
Wykonanie całości nie wyszło tak piękne jak oczekiwałam, nie udało mi się stworzyć paska odtwarzania i cały pominięty plan „jak wrzucić” obrócił się przeciwko mnie. Niemniej, wyszło jak wyszło, a wyszło nie najgorzej. 

Dlaczego o tym wszystkim napisałam? Ponieważ większość oburzonych głosów „ukradłaś mi pomysł” skończyło realizację pomysłu na poziomie pomysłu. Od pomysłu do zrealizowania potrzebowałam trzech dni; ale gdyby tego wymagała sytuacja, uwinęłabym się w jeden dzień. Bo tu nie jest problemem realizowanie, ale pewna blokada psychiczna, którą każdy z nas narzuca sobie sam. 

Tak szczerze, ilu z nas tkwi z jakąś koncepcją w rękach i zastanawia się co dalej, i zamiast realizować tę koncepcję, nadawać jej wyrazistych kształtów, chodzi od człowieka do człowieka, podstawia pod nos i pyta „czy mam to zrobić?”. Problem jest o tyle wyrazisty, że spotykam się z tym każdego dnia w blogosferze. 
„Myślę o założeniu snapchata blogowego, ale nie wiem czy to dobry pomysł?” 
„Myślę o wprowadzeniu serii postów na jakiś tam temat, co o tym myślicie?”
„Postanowiłam zrobić wywiad, ale nie wiem jak to zrobić i jakie pytania zadać.”
Powiedz mi, ile pomysłów w swoim życiu nie zrealizowałeś tylko dlatego, że zastanawiałeś się „czy warto”? Czy warto kupić rolki i pojeździć po parku? Czy warto stworzyć własną domenę i zacząć coś robić? Czy warto odkupić od kumpla gitarę i nauczyć się grać? Ile razy w Twoim życiu decydowała zwykła kalkulacja „czy warto”, a zabrakło prostego pytania „czy chcę?”. Jeśli nie chcesz - to po co to robić; jeśli chcesz, to po co się zastanawiasz?

Wiem, że tematy o relacjach damsko-męskich są chodliwym towarem, dlatego wystosuję argument z życia codziennego. „Czy warto do niej zagadać” i „jak ją zagadać”, zamiast podejść i po prostu to zrobić. Ile okazji uciekło? A ile okazji ktoś porwał sprzed nosa? A sytuacja szkolna, gdy to burczałeś odpowiedź pod nosem, ktoś ją podłapał, odpowiedział za Ciebie i to on dostał dobrą ocenę? Ile razy się denerwowałeś, że ktoś zbudował swój sukces na Twoim „czy warto się odezwać”?
Oczywiście, udzielenie niepoprawnej odpowiedzi niosło pewne konsekwencje, ale w ten sposób zdobywa się doświadczenie. Podobnie jest ze strachem przed odrzuceniem. Jednakże czy pozwolisz by strach przed poparzeniem sprawił, że nigdy nie będziesz próbować rozpalić ogniska by się ogrzać?

I z drugiej strony, pomyśl, ile osób udzieli szczerej odpowiedzi, a ile chce po prostu podkopać Twoją pewność siebie? Ile osób po prostu nie dopuści do realizacji Twoich pomysłów w obawie, że uda Ci się je zrealizować?
Prawda o naturze polskiej jest taka, że nie lubimy gdy inni odnoszą sukcesy. Jeśli komuś się uda, to wiemy lepiej w jaki sposób: dał dupy, zapłacił, albo mnóstwo innych rzeczy. Nie pomyślimy o wkładzie własnym, o ciężkiej pracy, o wyrzeczeniach. A jeśli ktoś odniesie sukces i korzysta z luksusów, jakie podsuwa mu się pod nos? Koniec świata.
Jak piłkarz światowej sławy zarabiający miliardy ma czelność latać helikopterem, kiedy to przeciętny Kowalski jeździ dwudziestoletnim, rozpadającym się złomem? Chociaż nie, zejdźmy z piłkarza na zwykłego prezesa spółki: jakim prawem człowiek po studiach, ciężko pracujący i praktycznie mieszkający w biurze ma czelność jeździć salonowym mercedesem, kiedy Kowalki ma czinkoczento?

Cudzy sukces kole nas w oczy, dlatego zadam Ci proste pytanie: na ile możesz być pewien, że osoba udzielająca rad chce pomóc Ci w dotarciu na szczyt, a na ile jest szansa, że robi to byś nigdy tam nie dotarł?

Nie powiem, że jestem ofiarą takiego nastawienia, ale muszę się przyznać, że na płaszczyźnie audio-wpisów odniosłam już jedną porażkę, około rok temu. To właśnie wtedy pierwszy raz zakiełkowała taka myśl, ale zamiast - tak jak tym razem, po prostu ją zrealizować - zapytałam inną osobę o opinię. Zadałam to proste pytanie: „czy warto”, i odpowiedź brzmiała: „nie warto”. Że zamiast prowadzić wpisy audio, powinnam zrobić coś więcej, najlepiej własny kanał na YouTube. 
Próbowałam zrobić własny kanał na YouTube, ale ten okazał się porażką; jestem co prawda bogatsza w doświadczenie „spróbowania”, ale żałuję, że rok temu posłuchałam innych osób i po prostu nie zrobiłam tego, na co miałam ochotę. Teraz to zrobiłam i kto wie, za rok może okazać się, że ten pomysł to porażka, ale nie przekonam się póki nie spróbuję. 

Pamiętaj, siedząc i rozmyślając będziesz dalej siedział i rozmyślał, podczas gdy ktoś zrealizuje Twój pomysł i odniesie w tym sukces. 

Współpraca


Adres e-mail

kontakt@narzecze.pl